Stopa bezrobocia spadła w czerwcu w Polsce do 5 proc. – podał GUS, potwierdzając to, co wcześniej mówił rząd, Ta oficjalna, wyliczona na podstawie rejestrów w urzędach pracy. Tak naprawdę bezrobocie jest u nas mniejsze, bo część oficjalnie zarejestrowanych bezrobotnych pracuje gdzieś w szarej strefie. Generalnie więc sytuacja jest dobra albo może nawet doskonała. Gdyby zrobić listę problemów, które trapią obecnie polską gospodarkę, bezrobocie byłoby z pewnością na jednym z ostatnich miejsc albo wcale by go na tej liście nie było.
A jednak coraz częściej pojawiają się dane z rynku pracy, które wcale dobrze nie wyglądają i zaczynają nieco niepokoić. Bo na przykład w tym raporcie o spadku stopy bezrobocia do 5 proc. jest też informacja o tym, że liczba bezrobotnych w czerwcu spadła o 18,8 tys. osób. Oczywiście to dobrze, że spadła, ale akurat tą liczbą można się zmartwić, bo zazwyczaj w czerwcu jest ona znacznie większa, czyli liczba bezrobotnych w czerwcu zwykle spada bardziej. Zwykle o ponad 20 tysięcy, a w najlepszych latach spadała o ponad 50 tys. osób. Tak naprawdę, gdyby nie liczyć wyjątkowego, pandemicznego roku 2020 r., ten spadek w czerwcu o 18,8 tys. to osiągnięcie najgorsze od 2002 roku, co zauważyli ekonomiści z PKO BP
Zatrudnienie spada. Efekt sezonu turystycznego? Nie tylko
Popyt na pracowników w hotelach, restauracjach, a także przy pracach sezonowych w rolnictwie, jest o wiele mniejszy. Być może tak właśnie jest. Jednak inne dane sugerują, że mniejszy popyt na pracowników jest nie tylko w rolnictwie.
GUS co miesiąc podaje dane o wynagrodzeniach i zatrudnieniu w firmach, w których pracuje co najmniej dziesięć osób. Zwykle uwagę mediów zwraca ta część o płacach, tymczasem w tym roku zdecydowanie ciekawsze informacje w tych raportach znajdują się w części dotyczącej zatrudnienia. Bo ono prawie nieustannie spada.
Polski Instytut Ekonomiczny po ostatniej paczce danych pokazywał, że od stycznia zatrudnienie w dużych i średnich firmach spadło łącznie już o blisko 20 tysięcy. Nie jest to oczywiście liczba zwalająca z nóg, ale w poprzednich latach (nie licząc 2020 z pandemią) zawsze było inaczej. Zatrudnienie zawsze rosło i zwykle po czerwcu było o 30-40 tys. wyższe niż w styczniu. Rozdźwięk pomiędzy tym, co działo się w poprzednich latach i tym co dzieje się w tym roku jest bardzo widoczny.
Szczególnie martwić może to, że spadki zatrudnienia są w tym roku już właściwie stałym elementem rzeczywistości, a nie jednorazową anomalią. Stają się regułą, a nie wyjątkiem od niej. W lutym w stosunku do stycznia zatrudnienie spadło o 4 tysiące, w marcu o 9 tys., w maju o 6 tys. i w czerwcu o 5 tys. osób. Tylko kwiecień wyłamał się z tego trendu – wtedy mieliśmy wzrost zatrudnienia o 7 tys. osób. Jeśli w lipcu zdarzy się kolejny spadek o 5 tys., wtedy poziom zatrudnienia w firmach zrówna się z tym sprzed roku. A w styczniu był o 70 tysięcy wyższy (chociaż porównywanie rok do roku ma tu mały sens, bo GUS zawsze na początku roku aktualizuje zbiór firm, które potem do niego raportują). Chodzi jednak o to, że trend widać jak na dłoni.
W przemyśle od wielu miesięcy jest źle
Do tego dochodzą wyniki comiesięcznych badań PMI, które pokazują nam w jakiej kondycji jest polski przemysł. Przedsiębiorcy odpowiadają w nich także na pytanie dotyczące tego co się dzieje w ich firmie z zatrudnieniem. W ostatniej publikacji z początku tego miesiąca firma S&P Global przeprowadzająca badanie napisała tak:
W czerwcu producenci ponownie zredukowali liczbę miejsc pracy w swoich fabrykach (poziom zatrudnienia spada nieustannie od 13 miesięcy). Wiązało się to głównie z dostosowaniem mocy produkcyjnych do niskiego poziomu zapotrzebowania, ale także z dobrowolnymi rezygnacjami i niedoborami siły roboczej.
Tutaj mowa więc o spadkach zatrudnienia już od ponad roku. Rok temu nie było ich widać w danych z GUS, tam spadki pojawiły się dopiero w tym roku. Jeśli sytuacja się nie zmieni, za jakiś czas zmiany na rynku pracy zauważymy pewnie także w danych o bezrobociu, które dziś nadal wyglądają świetnie.
Badanie PMI świetnie pokazuje tez przyczynę spadku zatrudnienia: firmy po prostu dostosowują się do bieżącej sytuacji i otoczenia. Popyt jest mniejszy, zarówno ten krajowy, jak i ten z zagranicy. Mniej zamówień to mniejsza produkcja, którą ogranicza się dodatkowo także dlatego, że wcześniej produkowano na zapas i teraz te zapasy trzeba sprzedać, a sprzedają się gorzej, bo ludzie zubożeli przez wysoką inflację i spadek płac realnych.
CD Projekt zwolni 10 proc. pracowników
Za świetnymi danymi o rekordowo niskim bezrobociu widać więc coś, co wygląda jak kryzys gospodarczy, który jest odłożonym w czasie skutkiem wysokiej inflacji i wybuchu wojny w Europie. Od wielu miesięcy wielu ekonomistów przekonuje, że kryzys ten jest lub będzie specyficzny, bo nie będzie się wiązał z wysokim bezrobociem.
Ochroni nas przed nim demografia, przez którą liczba ludzi w wieku produkcyjnym nieustannie się zmniejsza, więc nie grozi nam sytuacja, w której chętnych do pracy będzie więcej niż wolnych miejsc pracy. Ten scenariusz zapewne nadal jest aktualny i prawdopodobny, ale też ostatnie dane pokazują, że ryzyka dla pracowników na rynku rosną. Oczywiście wzrost bezrobocia z 5 proc. do np. 10 proc. nam nie grozi, ale w zdrowej gospodarce nie powinno mieć miejsca ograniczenie zatrudnienia w firmach o 70 tys. w ciągu kilku miesięcy.
Jeśli ktoś potrzebuje dodatkowego potwierdzenia tego, że nie jest dobrze, to dostarczył je właśnie producent „Cyberpunka” spółka CD Projekt, która właśnie poinformowała , że zwolni prawie 10 proc. swojej załogi
Nie ma łatwego sposobu, aby to powiedzieć, ale obecnie mamy zbyt dużo pracowników – napisał szczerze w komunikacie prezes CD Projekt Adam Kiciński.
Podejrzewam, że podobne zdanie w podobnych komunikatach mogłoby dzisiaj zawrzeć także wielu innych prezesów.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.