REKLAMA

Nie waż się używać tego słowa! Sąd zabronił, kara: 5000 zł

Uważajcie, co publicznie mówicie na temat deweloperów, bo zrobili się drażliwi i zaczynają pozywać do sądu. Pierwsza osoba już z nimi przegrała.

Nie waż się używać tego słowa. Sąd zabronił, kara: 5000 zł
REKLAMA

Historia jest o tyle śmieszna, że dotyczy jednego z aktywistów ruchu Miasto jest Nasze, który kilka lat temu ujawnił kulisy pewnej inwestycji jednego z największych deweloperów. Dzięki jego działaniom miasto Warszawa nałożyło karę na dewelopera i to nie byle jaką, bo 37 mln zł, która jednak została cofnięta, ale jedynie ze względów proceduralnych. Nie chodziło więc o to, że nie stało się nic złego, stało, doszło do patologii, tylko dzięki błędom miasta deweloper nie musiał wyskakiwać z 37 mln zł. 

REKLAMA

Rzecz w tym, że aktywista, świętując tę karę, publicznie napisał, że „to wielki dzień w walce z patodeweloperką”. No i deweloper się wkurzył, że ktoś używa wobec niego przedrostka „pato-", więc poszedł do sądu. I wygrał.

Co mnie śmieszy?

Że w całej tej historii nikt nie podważa, że deweloper dopuścił się nieprawidłowości. To fakt i już. Ale po tyłku dostaje osoba, która to nagłośniła i odpowiednio nazwała.

No to teraz szczegóły, bo pewnie jesteście ciekawi, co deweloper przeskrobał. Otóż po pierwsze mówimy o Dom Development - jednym z największych graczy na rynku. W 2016 r. firma kupiła od miasta Warszawa działkę, która była częścią ZABYTKOWEGO parku na Kamionkowskich Błoniach Elekcyjnych, ale konserwator zabytków nie wydał zgody na tę sprzedaż, a powinien. I tu właściwie można czepiać się miasta, a nie dewelopera. W każdym razie sprawę ujawnił aktywista MjN Stefan Gandawski i zrobił się szum.

Więcej o rynku mieszkaniowym przeczytasz na Bizblog.pl:

Ale deweloper też nie jest święty, bo Dom Development budując luksusowe apartamenty, zabrał sobie jeden pas ruchu, traktując go jak własny i wykorzystując jako zaplecze budowy. Znaczy to: koszty społeczne, ale zyski prywatne?

Oczywiście pas został zajęty nielegalnie. I znów to Stefan Gandawski przyczepił się tego i zaczął nagłaśniać sprawę, a wtedy miasto Warszawa wlepiło deweloperowi karę w wysokości 37 mln zł.

No się pan Stefan ucieszył, więc napisał tweeta „Wielki dzień w walce z patodeweloperką”. A deweloper się obraził, że ktoś nazywa go patodeweloperem i poszedł do sądu.

Nie można się śmiać z dewelopera

A sąd? Uznał, że to nieładnie tak mówić, tweet jest prześmiewczy i mógł narazić dewelopera na wymierne szkody, bo godziły w jego renomę i mógł narazić go na utratę klientów i kontrahentów.

Czyli że jak robisz coś niezgodnego z prawem, to nie narażasz się na utratę renomy, ale jak ktoś o tym głośno powie i zacznie wytykać palcami, to wtedy on cię naraża? Aha.

W każdym razie sąd kazał zapłacić aktywiście 5 tys. zł na rzecz wskazanej fundacji i walka trwa, bo to dopiero wyrok I instancji i oczywiście mamy odwołanie.

REKLAMA

Ale lepiej się strzeżcie, bo ja setkami czytam takie wpisy o patodeweloperce na portalu X i jak deweloperzy by się za nie wszystkie zabrali, mieliby niezłe żniwa. Na szczęście ostatnio znów mają co robić, bo liczba nowo rozpoczynanych budów ruszyła z kopyta, więc może nie będzie im się chciało ścigać krytyków.

Może to i lepiej dla samej spółki, bo obawiam się, że ta historia ścigania aktywisty po sądach bardziej zaszkodzi firmie niż tamten tweet ponoć obrażający uczucia deweloperskie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA