REKLAMA

Ujemne ceny energii i niemal cały kraj z OZE. To nie w Szwecji, a w Polsce

Związkowcy górniczy jak jeden mąż twierdzą, że dla nich ani umowa społeczna, ani ustalona data zamykania kopalni do 2049 r. są nienaruszalne, co szybko może udowodnić ulica. Szykuje się więc walka nie na żarty z nowym rządem o węgiel. Tymczasem polskie OZE coraz bardziej rosną w siłę, co znowu udowodniły na początku października, pokrywając prawie całe zapotrzebowanie energetyczne kraju. Niestety, przy tej okazji ponownie trzeba było zredukować produkcję z farm fotowoltaicznych.

Ujemne ceny energii i niemal cały kraj z OZE. I to w Polsce
REKLAMA

Polska znalazła się w wyjątkowych okolicznościach energetycznych na początku października. Ceny na Towarowej Giełdzie Energii najpierw spadły do poziomu 0,01 zł za 1 MWh, a potem były nawet ujemne i osiągnęły wartość minus 50 zł za megawatogodzinę. Bo w drugą niedzielę miesiąca byliśmy świadkami największego, rekordowego udziału OZE w Polsce w pokryciu zapotrzebowania energetycznego kraju. W sumie było tego jakieś 15 GW, czyli 6 GW z wiatru i 9 GW z energii słonecznej. Przez to na krótko staliśmy się nawet eksporterem energii.

REKLAMA

Rekord OZE, ale z gazem i węglem pod rękę

Ale to wcale nie znaczy, że przynajmniej na ten jeden dzień mogliśmy dać wolne naszym elektrowniom konwencjonalnym, tym na gaz i węgiel. Chociaż zapotrzebowanie z ich strony było na poziomie ok. 1,5 GW, to w rzeczywistości tej mocy było znacznie więcej, bo jakieś 7,7 GW. Dlaczego? Bo trzeba dbać o rezerwę, kiedy przestanie wiać i świecić.

Starsze bloki na tyle wolno się włączają i nabierają mocy, że gdyby były wyłączone w południe, mogłyby nie „zdążyć” na szczyt wieczorny - tłumaczą analitycy Forum Energii.

Nisko w pas w tym momencie kłaniają się nasze zdolności magazynowania energii, które cały czas pozostawiają wiele do życzenia. Przy tak sporej produkcji OZE, nasze elektrownie szczytowo-pompowe (ESP) były w stanie zmagazynować tylko ok. 6,5 GW, przy czym same zużyły ok. 1,1 GW. Nic więc dziwnego, że efektem takiej sytuacji był też rekordowy eksport energii na poziomie 4,9 GW.

Fotowoltaika ponownie z zaciągniętym hamulcem ręcznym

Z jednej strony mamy więc ograniczone możliwości magazynowe, ujemną cenę energii i konieczność eksportu, a z drugiej konieczność przygotowania konwencjonalnego na kolejne dni. Polskie Sieci Elektroenergetyczne musiały interweniować i jakoś sobie radzić z nadwyżką na poziomie nawet 8 GW. I tak, jak miało to już miejsce w tym roku, w pierwszej kolejności dostało się energii słonecznej.

Pomimo rekordowo wysokiego eksportu i pracy elektrowni szczytowo-pompowych, dla zbilansowania systemu potrzebne było również ograniczenie pracy źródeł fotowoltaicznych (nieprosumenckich). W ten sposób zmarnowało się 5,9 GWh energii elektrycznej - donosi Forum Energii na X.

Już wcześniej eksperci wskazywali, że do takich sytuacji będzie dochodzić coraz częściej. Wszystko przez kondycję naszych sieci. 

Ograniczanie pracy OZE powinno być ostatecznością, a nie rutynowym sposobem na radzenie sobie z niestabilnością sieci. Można tego uniknąć, jednak potrzebne są do tego działania wyprzedzające. Sieć musi być przygotowana na zdalne, automatyczne przełączanie źródeł i kierunków zasilania. Kluczowe jest też zachowanie odpowiednich rezerw mocy lub inwestycje w rozwiązania do magazynowania okresowych nadwyżek energii - nie ma wątpliwości Mariusz Hudyga, senior product manager w Eaton Electric sp. z o.o.

Już w tym roku byliśmy świadkami podobnej redukcji mocy fotowoltaicznych, pod koniec kwietnia. PSE tłumaczyła to wtedy tym, że po prostu nie było chętnych do zagospodarowania tak dużej ilości energii, jaka była generowana, i dlatego trzeba było ciąć.

Więcej o odnawialnych źródłach energii przeczytasz na Spider’s Web:

Górnicy zamierzają bronić polskiego węgla

REKLAMA

Rekord polskiego OZE, to kolejny przykład na to, że węgla w polskim miksie energetycznym jest coraz mniej i czarowanie rzeczywistości nic nie da. Czy w takim razie wraz z nowym rządem dzisiejszej opozycji można liczyć na przyspieszenie transformacji energetycznej? Głównym hamulcowym mogą być górnicy, którzy zapowiadają, że dla nich zapisy umowy społecznej, w tym te dotyczące harmonogramu zamykania kopalń, są święte. I o wcześniejszym odchodzeniu od węgla nie ma, ich zdaniem, mowy. No chyba, że nowy rząd chce wojny z górnikami i pójdzie tropem bardzo szybkiej dekarbonizacji.

Jeśli tak rzeczywiście się stanie, to na pewno będzie to nie do zaakceptowania dla górników i dla nas jako strony społecznej. Wtedy wszystko skończy się na ulicach - przestrzega w rozmowie z Trybuną Górniczą Bogusław Hutek, przewodniczący Krajowej Sekcji Górnictwa Węgla Kamiennego NSZZ „Solidarność”.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA