REKLAMA

Komornicy bezsilni. Miliony Polaków śmieją im się w twarz

Wzrost pensji minimalnej do 3510 zł netto od stycznia 2025 roku zwiększył z automatu kwotę wolną od egzekucji komorniczej. W założeniu ma to chronić podstawowe środki do życia najbiedniejszych. Jednakże gdy co piąty pracujący w Polsce korzysta z tego mechanizmu, pojawiają się pytania o granice sprawiedliwości społecznej i skuteczności systemu. Czy obecny model ochrony dłużników wspiera osoby w trudnej sytuacji życiowej, czy raczej tworzy pole do nadużyć? To dylemat, który polskie państwo musi w końcu rozwiązać.

Komornicy bezsilni. Miliony Polaków śmieją im się w twarz
REKLAMA

Ile pieniędzy potrzebuje człowiek w Polsce, żeby przeżyć miesiąc? Państwo polskie raz mówi, że 1010 zł, innym razem, że 3510 zł. Czy to jakaś schizofrenia? Nie, skąpstwo, ale efekt jest taki, że dorobiliśmy się w Polsce 3,5 mln osób, które mogą nie spłacać swoich długów, nic im nie można zrobić i oni doskonale to wiedzą.

REKLAMA

Już 3,5 mln ludzi w Polsce zarabia pensję minimalną, a to oznacza, że już 3,5 mln ludzi może nie płacić rachunków i śmiać się komornikowi w twarz, bo ten nic nie może im zrobić. To aż co piąty pracujący - przypomina właśnie „Rzeczpospolita”, choć te liczby znane są od jakiegoś czasu i różne środowiska wielokrotnie o tym alarmowały.

Liczba dłużników objętych ochroną wzrosła o 100 proc.

To tak działa, bowiem przepisy mówią jasno, że kwota wolna od egzekucji komorniczej równa jest pensji minimalnej netto. W 2025 r. płaca minimalna ponownie wzrosła i wynosi obecnie 3510 netto, a więc komornik może ściągać, co jego, dopiero powyżej tej kwoty.

Natomiast kto zarabia tylko pensję minimalną, może czuć się bezkarny, bo niezależnie od tego, ile długów narobi i gdzie, nie można mu zabrać z konta ani złotówki na poczet długów. Wyjątkiem są długi alimentacyjne.

I pozornie to ma sens, jest wręcz chrześcijańskim aktem miłosierdzia, albo wyrazem humanizmu - jakby powiedział ateista, bo przecież trzeba człowiekowi zostawić coś na przeżycie niezależnie, w jakie tarapaty popadł. A pensja minimalna ze swojej istoty jest minimalnym godnym minimum, żeby przeżyć do końca miesiąca.

Problem w tym, że w ostatnich latach Polska radykalnie zmieniła swoje podejście do filozofii płacy minimalnej. O ile jeszcze kilkanaście lat temu płaca minimalna stanowiła zaledwie 35 proc. średniego wynagrodzenia, o tyle obecnie stanowi ponad 50 proc.

Innymi słowy, płaca minimalna rośnie szybciej niż średnie wynagrodzenia wszystkich pracowników w Polsce i efekt jest taki, że błyskawicznie rośnie też grono osób, które otrzymują za pracę ustawowe minimum. W 2015 r. zarabiających minimalną krajową było 1,3 mln osób, w 2021 r. 1,6 mln, a w tym roku to już 3,5 mln osób.

Więcej wiadomości na temat wynagrodzeń Polaków

Te 3,5 mln osób jest jednocześnie nietykalne dla komorników. I niestety wiele z nich cynicznie to wykorzystuje, nie płacąc rachunków a to za telefon, a to parkując gdzie popadnie, bo wiedzą doskonale, że mogą nie zapłacić mandatu i nikt im nic nie zrobi.

Ile Polak potrzebuje, by przeżyć? To zależy, kto liczy

No to teraz wróćmy do tego chrześcijańskiego miłosierdzia. Bo dotąd mogliście sobie myśleć, w zależności od światopoglądu:

  • a) jak tu wyżyć za pensję minimalną, bardzo dobrze, że komornik nie może odejmować ludziom chleba od ust;
  • b) długi trzeba spłacać, to nie fair, darmozjady oszukują itp.

Ale sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i pokazuje hipokryzję polskiego państwa. Bo z jednej strony można pomyśleć, że rządzący ustalają pensję minimalną na jakimś poziomie, uznając go za minimum potrzebne człowiekowi do utrzymania się przez miesiąc. Przypominam, że od stycznia 2025 r. to 3510 zł netto. Ale jednocześnie - teraz się skupcie - mamy kilka miar ubóstwa. Jeszcze w 2024 r. ubóstwo skrajne, czyli tzw. minimum egzystencji wynosiło w Polsce 913 zł dla osoby żyjącej samotnie. Dysponowanie kwotą mniejszą miesięcznie stanowi już zagrożenie dla życia i zdrowia.

A jednocześnie granica ubóstwa ustawowego, czyli taka, powyżej której człowiek nabywa prawo do pomocy społecznej, wynosiła w 2024 r. 776 zł. Widzicie to? To jakaś aberracja, że ubóstwo ustawowe jest określane na niższym poziomie niż ubóstwo skrajne.

To akurat wynikało z tego, że politycy woleli podnosić świadczenia 500+, bo dzięki temu zyskują większy fejm w mediach, a w tym czasie próg pomocy społecznej po prostu zamrozili i mieli w nosie tych naprawdę biednych. Ale w końcu zrobił się szum i donoszę, że od stycznia 2025 r. ta granica ubóstwa ustawowego została podniesiona do 1010 zł w przypadku gospodarstwa jednoosobowego.

Rozumiecie, do czego zmierzam? Kiedy państwo myśli o kieszeni innych, mówi, że minimum, jakie powinien dostawać na konto człowiek to obecnie 3510 zł i ani złotówki nie można mu z tego zabrać, bo inaczej umrze z głodu. Ale kiedy myśli o własnej kieszeni, okazuje się, że człowiekowi jednak wystarczy 1010 zł na przeżycie miesiąca.

REKLAMA

Czas coś z tym zrobić i przestać chować głowę w piasek, bo to, że co piąty pracujący może nie spłacać długów zupełnie bezkarnie, jest lekko nienormalne.

Od kilku lat samorządy apelowały do rządu o zmianę ustawy, żeby jednak część pensji minimalnej wyjąć z zakazu egzekucji komorniczej, ale nic nie wskórały. Teraz w końcu Ministerstwo Sprawiedliwości napomyka, że też widzi ten bezsens, w dodatku obecna sytuacja wręcz wpycha ludzi w pętlę zadłużenia albo skłania do pracy częściowo na czarno, więc może MS w końcu zrobi z tym porządek.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA