REKLAMA

Co drugi Polak nie płaciłby podatków. Tak chciał zaszaleć rząd Tuska

Już wiadomo, że podniesienia kwoty wolnej do 60 tys. zł nie będzie na pewno ani w 2025 r., ani w 2026 r. I bardzo dobrze! I to nie dlatego, że Polski teraz na to nie stać, ale dlatego, że zrobiłby się niezły bajzel. Prawie co drugi pracownik nie musiałby płacić ani złotówki podatku dochodowego.

Co drugi Polak nie płaciłby podatków. Tak chciał zaszaleć rząd Tuska
REKLAMA

Podniesienie kwoty wolnej od podatku z obecnych 30 tys. zł do 60 tys. zł było jedną ze sztandarowych obietnic rządu. I to nie takich, że coś tam, kiedyś tam… Miała zostać spełniona w ciągu pierwszy 100 dni rządu obecnej koalicji. Głupie to było strasznie, bo wiadomo było z góry, że ten pomysł jest zbyt kosztowny, dlatego jeśli zaraz napiszę, że podwyżki kwoty wolnej do 60 tys. zł nie ma i nie będzie, to wcale nie znaczy, że wytykam coś rządowi i z rozżaleniem publicznie domagam się dotrzymywania składanych obietnic.

REKLAMA

W każdym razie podwyżki kwoty wolnej do 60 tys. zł rzeczywiście nie ma i nie będzie nie tylko w 2025 r., ale w kolejnym 2026 r. też nie. Powiedział o tym już wprost minister finansów Andrzej Domański, choć zarzeka się, że bardzo, ale to bardzo chce, by ta obietnica została spełniona na koniec kadencji tego rządu.

Dlaczego nie dostaniecie 60 tys. zł?

Co dla podatnika oznacza brak spełnienia tej obietnicy? Taki zwykły podatnik, który rozlicza się według pierwszej stawki PIT, która wynosi 12 proc., dziś przy kwocie wolnej na poziomie 30 tys. zł zyskuje 3,6 tys. zł rocznie. Gdyby kwota wolna została podwojona, zyskiwałby 7,2 tys. zł rocznie, to proste.

Tylko że dla budżetu państwa to są ogromne kwoty. Już w marcu Ministerstwo Finansów wyliczyło, że spełnienie tej obietnicy zmniejszyłoby wpływy do budżetu aż o 52,5 mld zł i to tylko w 2025 r. i zwyczajnie Polski teraz na to nie stać.

No i pewnie tak duże liczby wcale nie robią na was wrażenia, bo kto normalny ogarnia takie kwoty. Ale spójrzcie na konsekwencje spełnienia tej obietnicy od innej strony.

Małgorzata Samborska, doradca podatkowy i partner Grant Thornton, oszacowała niedawno, że gdybyśmy dziś mieli kwotę wolną na poziomie właśnie 60 tys. zł, to jakieś 45 proc. zatrudnionych w Polsce nie zapłaciłoby ani złotówki podatku dochodowego i takie spojrzenie na sprawę rzeczywiście robi wrażenie.

Bo to przecież jednocześnie oznacza, że niemal połowa pracowników w Polsce byłaby wykluczona z możliwości skorzystania z licznych ulg podatkowych, w tym tej na dziecko, no i wtedy to już w ogóle cały system się sypie, bo skoro połowa ludzi systemowo jest wykluczona z ulg, to ich istnienie staje się zupełnie irracjonalne.

Te szacunki są możliwe dlatego, że niedawno poznaliśmy dane GUS na temat mediany wynagrodzeń, która dużo dokładniej pokazuje nam prawdę o zarobkach Polaków niż zwykła średnia krajowa. No i właśnie wtedy wyszło, że w marcu 2024 r. mediana wynagrodzeń wyniosła 6 549,22 zł - mediana oznacza, że dokładnie połowa zarabia mniej, a druga połowa więcej.

Więc jak na te dane nałożymy informację, że przy kwocie wolnej 60 tys. podatek pojawiłby się dopiero od wynagrodzenia powyżej 6 084 zł brutto, to znaczy, że rzeczywiście prawie połowa etatowców nie płaciłaby wcale PIT.

Czy to ma sens, żeby połowa zatrudnionych w ogóle nie zrzucała się na utrzymanie szkół, dróg itd.? Moim zdaniem nie ma, to zupełna aberracja i dlatego właśnie uważam, że niespełnienie obietnicy podniesienia kwoty wolnej do 60 tys. zł to najlepsze, co mogło nam się zdarzyć.

Czas gra na korzyść MF

To teraz wyjaśnimy sobie jeszcze jedną rzecz: dlaczego odroczenie podniesienia kwoty wolnej jest tak ważne dla Ministerstwa Finansów, choć obiecuje ono, że, tak czy inaczej, zmiana zostanie wprowadzona jeszcze w tej kadencji Sejmu?

Pierwsze wyjaśnienia są takie, że teraz nie ma na to pieniędzy, dopiero sprzątamy bałagan po poprzednim rządzie, przez nich wejdziemy w procedurę nadmiernego deficytu, co wymusza na rządzie wprowadzanie oszczędności zamiast obniżania podatków i to nie byle jakiego.

I to wszystko prawda, ale nie bez znaczenia jest też to, że czas po prostu gra na korzyść MF, bo wraz ze wzrostem wynagrodzeń Polaków rok do roku baza podatników, którzy dzięki kwocie wolnej zupełnie unikną płacenia podatku dochodowego, będzie się zwyczajnie kurczyć.

Więcej wiadomości na temat wynagrodzeń, pensji i zarobków w Polsce:

Zobaczcie, mówiliśmy o tym, że w marcu mediana wynagrodzeń wynosiła 6 549,22 zł brutto, a jakikolwiek podatek do zapłacenia przy kwocie wolnej 60 tys. zł pojawia się dopiero przy zarobkach powyżej 6 084 zł brutto.

No to teraz załóżmy, że ta mediana rośnie co roku o 7 proc. - taki wzrost wynagrodzeń w 2025 r. zakłada projekt przyszłorocznej ustawy budżetowej. To w marcu 2025 r. daje medianę na poziomie 7007 zł.

Ale to nadal nie jest czas na podniesienie kwoty wolnej, minister finansów mówił o dwóch latach, więc powiększmy tę medianę o kolejne 7 proc. i w marcu 2026 r. mamy 7497 zł brutto.

A jakby poczekać z tą decyzją jeszcze rok? Mamy wtedy marzec 2027 r., a do końca kadencji Sejmu jest jeszcze chwila, bo kolejne wybory parlamentarne będą dopiero jesienią 2027 r. A więc powiększamy medianę wynagrodzeń o kolejne 7 proc. i wychodzi, że zarobki Polaków rosną już do 8022 zł brutto.

Ale przecież można przyjąć ustawę o podniesieniu kwoty wolnej do 60 tys. zł w 2027 r., uchwalić, przyklepać, żeby Polacy przed wyborami mieli pewność, że wejdzie w życie, ale ustalić moment wejścia w życie od nowego roku podatkowego 2028.

A wtedy, powiększając medianę wynagrodzeń o jeszcze kolejne 7 proc., w marcu 2028 r. wynosi ona już 8584 zł brutto.

REKLAMA

Widzicie różnicę? Przestrzeń pomiędzy kwotą, przy której pojawia się konieczność zapłaty podatku dochodowego (6 084 zł brutto) a mediana wynagrodzeń rośnie z zaledwie 465 zł brutto w marcu 2024 r. do 2500 zł brutto w marcu 2028 r.

Ministrowi finansów bardzo opłaca się zwlekać w tej sprawie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA