REKLAMA

Polska wpadła w atomowy poślizg? Górnicy wniebowzięci

Nie jest tajemnicą, że to elektrownia jądrowa ma wreszcie zrobić różnicę w naszym miksie energetycznym. I to atom ma wysłać paliwa kopalne na zasłużone wakacje. Od początku tak kreślonej rewolucji energetycznej wmawia nam się, że ten jądrowy przewrót z pewnością będzie opóźniony, bo taka jest międzynarodowa praktyka. Poślizg najbardziej cieszy górników, którzy przecież umówili się na fedrowanie węgla jeszcze przez ćwierć wieku: więc im później atom rozwali węglowy układ, tym dla nich lepiej.

elektrownia-jadrowa-nie-musi-byc-opozniona
REKLAMA

W Polsce jest taki nieoficjalny układ: im później prąd da nam atom, tym dłużej będzie z nami musiał zostać węgiel. W tej układance swoją rolę miał też gaz, ale wszystko popsuł Putin. Polityka Energetyczna Polski do 2040 r., spisana pierwotnie jeszcze przez rząd Zjednoczonej Prawicy, zakładała, że budowa pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej ruszy w 2026 r. Pierwszy reaktor miał być tym samym gotowy w 2033 r. , a kolejne dwa miały być wybudowane w następnych trzech latach. Ale już wiadomo, że ten harmonogram można wyrzucić do kosza.

REKLAMA

Nasi poprzednicy zakładali lata 2032–2033 zbyt optymistycznie. My jesteśmy realistami - stwierdziła w maju, w Katowicach, Marzena Czarnecka, szefowa resortu przemysłu.

Wtedy, przy okazji Europejskiego Kongresu Gospodarczego, organizowanego w stolicy województwa śląskiego, padła data 2040 r. Ale znana głównie z tego, żeby górnikom złych rzecz nie mówić, ministra Czarnecka, najprawdopodobniej przestrzeliła. Teraz Maciej Bando, wiceminister klimatu i środowiska, a także pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, mówi raptem o dwuletnim opóźnieniu. Ale to i tak bujda na resorach, bo wcale. nie jesteśmy skazani na żadne, atomowy poślizg czasowy. Jak zwykle liczą się przede wszystkim chęci.

Elektrownia jądrowa skazana na opóźnienie?

Zwłaszcza w Polsce utarło się, że budowa elektrowni jądrowej to drogie przedsięwzięcie i na tyle skomplikowane, że zazwyczaj dodatkowo opóźnione, nawet o wiele lat. Trzeba być tym samym przygotowanym, że nie inaczej będzie w przypadku naszych reaktorów. To zaś sugeruje, że węgiel będzie z nami jednak dłużej i być może podpisywanie z górnikami umowy społecznej na wydobycie czarnego złota jeszcze przez ćwierć wieku - do 2049 r. nie było jednak kardynalnym błędem? 

Tymczasem Hannah Ritchie, zastępca redaktora i główny badacz w Our World in Data oraz pracownik naukowy w programie Oxford Martin Program in Global Development na Uniwersytecie Oksfordzkim, postanowiła sprawdzić, ile w tym globalnym opóźnieniu atomowym jest prawdy. Okazuje się, że średni czas budowy reaktora jądrowego na świecie wynosi od 6 do 8 lat, ale niektóre powstały w ciągu ledwie 3–5 lat. I wcale nie jest tak, że tego typu inwestycje z góry skazane są na opóźnienie. 

Większość krajów może budować szybko, jeśli chcą - stawia sprawę jasno Hannah Ritchie.

Budowa reaktora, czyli świat wcale nie zwalnia

Budowa reaktora jądrowego naprawdę może być szybka. I to nie tylko teraz, tak było zawsze. Np. budowa reaktora w Vallecitos zajęła raptem 21 miesięcy: rozpoczęto ją w styczniu 1956 r., a uruchomienie nastąpiło w październiku następnego roku. Da się. 

Budowa większości reaktorów – 83 proc. – trwała mniej niż dekadę - wykazuje Hannah Ritchie.

Więcej o elektrowni jądrowej przeczytasz na Spider’s Web:

I dane pokazują, że świat wcale w tej konkurencji nie zwalnia. Mediana czasu dla reaktorów zbudowanych po 1990 r. jest w rzeczywistości nawet krótsza i wynosi 5,7 roku. Większość (58 proc.) reaktorów wybudowanych po 1990 r. powstało w mniej niż 6 lat. A 89 proc. tego typu inwestycji nie zajęło 10 lat. 

Żaden reaktor nie został zbudowany w czasie krótszym niż 4 lata, ale nie było też długich ogonów: wszystkie reaktory zostały ukończone w ciągu 15 lat - wylicza redaktorka w Our World in Data.

Poślizg czasowy jest jednak możliwy

Ale zdarzają się też przypadku sporych poślizgów czasowych. Jednym z najbardziej bodaj jaskrawych przykładów jest reaktor EPR (1600 MW) we francuskim we Flamanville, uruchomiony w tym roku, po ok. 16 latach od rozpoczęcia budowy. Opóźnienie dotyczy także m.in. amerykańskich bloków Vogtle 3 i 4, czy brytyjskiej elektrowni Hinkley Point C. Co ma na to wpływ w pierwszej kolejności? 

Najważniejszy jest kontekst polityczny i gospodarczy - twierdzi Hannah Ritchie.

REKLAMA

A im większe projekty atomowe, tym pod tym względem gorzej. Stąd sugestia, że energetyczną przyszłością są jednak mniejsze reaktory modułowe, których można po prostu zbudować więcej. 

Opóźnienie w jednej małej części dużej konstrukcji nuklearnej może wstrzymać całość. Dzięki konstrukcji modułowej każda jednostka jest niezależna od pozostałych – możesz budować kolejne, jeśli jedna zostanie wstrzymana - uważa Ritchie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA