REKLAMA

Poślizg z budową elektrowni jądrowej. Do pół roku mamy się dowiedzieć jak wielki

Zaraz po tym, jak rząd Zjednoczonej Prawicy pokazał swoje atomowe plany, które wskazywały, że budowa pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej ruszy w 2026 r., nie brakowało ekspertów, którzy twierdzili, że to raczej bardziej pobożne życzenia niż harmonogram, który faktycznie będzie realizowany. Potwierdzeniem tych opinii było zagraniczne doświadczenie. Teraz nasze atomowe opóźnienie jest już przesądzone. O jego skali rząd ma informować do pół roku.

elektrownia-jadrowa-powstanie-z-opoznieniem
REKLAMA

O tym, jak bardzo termin 2026 r., jako początek budowy elektrowni jądrowej, jest przestrzelony najlepiej, bodaj świadczy cyrk, jaki jest z odpadami radioaktywnymi. Od paru lat wiadomo, że trzeba szukać w tym celu nowego miejsca. I Ministerstwo Klimatu i Środowiska zaczęło kusić samorządy terytorialne. Na stole jest dopłata z budżetu państwa w wysokości 400 proc. dochodów z tytułu podatku od nieruchomości znajdujących się na terenie gminy (nie więcej niż 10,5 mln zł). I co? I Nic, chętnych brak. Najpierw nabór przeprowadzono do 15 listopada 2023 r. Ale nikt się nie zgłosił, więc przedłużono go do 30 czerwca 2024 r. 

REKLAMA

Znowu: zero zainteresowania. Resort tłumaczy sobie to wyborami samorządowymi, które wydarzyły się po drodze i kolejny raz przedłużył ten odpadowy nabór do końca 2024 r. Wychodzi więc na to, że samego miejsca na odpady atomowe będziemy szukać dwa lata, w najlepszym razie. Biorąc pod uwagę brak wcześniejszego zainteresowania, nie można nie brać pod uwagi scenariusza, a którym chętne gminy na takie składowisko wyłonione będą dopiero w 2026 r., czyli wtedy, kiedy nasza jądrowa inwestycja miała ruszyć z miejsca. Ale już nie ruszy, to już pewne, rząd postanowi zagrać w otwarte karty.

Elektrownia jądrowa: nowe terminy do pół roku

Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska, przyznała na antenie TVN24, że trzeba zweryfikować daty podane przez poprzedni rząd, które po prostu nigdy tak po prawdzie nie były aktualne.

Czekam na oficjalną aktualizację polskiego programu jądrowego, ona będzie do połowy roku przeprowadzona. Wielu ekspertów mówiło z góry, że przyjęty przez rząd poprzedni harmonogram jest nie do dowiezienia, bo się nie buduje w tym czasie takich inwestycji na świecie — przekonuje szefowa MKiŚ.

Więcej o elektrowni jądrowej przeczytasz na Spider’s Web:

Potwierdzeniem tych słów jest np. trzeci reaktor fińskiej elektrowni jądrowej Olkiluoto, który oddano do użytku pod koniec 2021 r., czyli aż 13 lat po pierwotnym terminie. A teraz przy okazji wychodzi na to, że polski projekt wystartował już lekko po czasie. 

Po naszych poprzednikach odziedziczyliśmy już roczne opóźnienie na poziomie wydania decyzji lokalizacyjnej — przyznaje Paulina Hennig-Kloska.

Im późniejszy atom, tym dłuższy romans z węglem?

REKLAMA

To atomowe opóźnienie może mieć jednak bardzo poważne konsekwencje. Wszak to elektrownia jądrowa miała systemowo zacząć wypychać gaz i węgiel z naszego miksu energetycznego. A skoro powstanie później, to też dłużej poczekamy na tę zmianę warty. Tym samym ów czasowy poślizg odbije się na zapisach innych dokumentów strategicznych: Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. i Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu do 2030 r. Zresztą projekt tego drugiego dokumentu już trafił 1 marca do Komisji Europejskiej. I już tam brak konkretnej daty dla naszego atomu.

Niezwykle ważną rolę w pokrywaniu potrzeb za zakresu wystarczalności mocy będzie mieć energetyka jądrowa, która zostanie wdrożona do KSE po 2030 r. Wpłynie to pozytywnie nie tylko na bilans mocy, ale również na spadek emisyjności z sektora elektroenergetycznego — czytamy w projekcie KPEiK.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA