Nikt nie chce odpadów z polskich atomówek. Szykuje się ogromny problem
Chyba tylko na palcach jednej dłoni można policzyć tych, którzy ciągle wierzą, że budowa pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej ruszy zgodnie z planem, czyli w 2026 r. Okazuje się, że kłopot jest nawet z wyborem gminy, gdzie w przyszłości będą trafiać odpady promieniotwórcze. Ze względu na brak chętnych rząd już raz ten nabór przedłużał. Właśnie dowiedzieliśmy się, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska chce swoje poszukiwania wydłużyć przynajmniej do końca roku.
Co najmniej dwa lata - o takim opóźnieniu względem polskiej elektrowni jądrowej mówią najwięksi optymiści. Zagraniczne doświadczenie też jednoznacznie sugeruje, że rozpoczęcie tej inwestycji w 2026 r. i jej zakończenie w 2033 r. jest praktycznie niemożliwe. Bo problem jest nawet z wyznaczeniem miejsca, gdzie już po uruchomieniu atomowej elektrowni będą trafiać odpady radioaktywne. Rząd przede wszystkim ze względu na brak chętnych już drugi raz musi przedłużać nabór.
Proces naboru gmin zostanie przedłużony co najmniej do końca bieżącego roku - tak na pytania Bizblog.pl odpowiada Departament Edukacji i Komunikacji MKiŚ.
Odpady radioaktywne: cały czas brak chętnych na ich składowanie
Rząd nie ma alternatywy: musi szukać nowego składowiska opadów radioaktywnych, bo Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych (ZUOP) z siedzibą w Świerku koło Otwocka pod Warszawą, którego operatorem jest Krajowe Składowisko Odpadów Promieniotwórczych w Różanie, powoli pęka w szwach. Ale wybór nowego miejsca idzie jak po grudzie. MKiŚ pierwszy nabór chętnych gmin prowadził do 15 listopada 2023 r. Ale nikt się nie zgłosił, więc przyjmowanie wniosków przedłużono do 30 czerwca 2024 r. Efekt niestety ten sam. Tutaj dodatkowym winnym okazały się wybory samorządowe. Wszak trudno sobie wyobrazić, żeby jakikolwiek kandydat na wójta, burmistrza czy prezydenta proponował swoim mieszkańcom składowisko takich odpadów.
Więcej o odpadach przeczytasz na Spider’s Web:
Do tej pory żadna z gmin nie wyraziła zainteresowania uczestnictwem w procesie wyboru miejsca na nowe składowisko powierzchniowe odpadów promieniotwórczych nisko- i średnioaktywnych krótkożyciowych (NSPOP). Wpływ na to miało prawdopodobnie to, że nabór został przedłużony w czasie przed wyborami samorządowymi - twierdzi resort klimatu i środowiska.
Trzeba gminom zaproponować więcej pieniędzy
Kwietniowe wybory samorządowe z pewnością pokrzyżowały plany wyboru gminy chętnej na lokalizację u siebie składowiska odpadów radioaktywnych. Ale niektórzy wskazują, że w przyszłości nic się nie zmieni i dalej nie będzie chętnych. A wszystko dlatego, że rząd w zamian proponuje zbyt małe pieniądze. Ich wysokość określa rozporządzenie rządu z 2012 r. Wedle tych regulacji operatorzy elektrowni jądrowych mają obowiązek utworzenia specjalnego funduszu likwidacyjnego. Wysokość wpłat na ten fundusz ma wynosić 17,16 zł od każdej wyprodukowanej megawatogodziny. Z kolei same gminy kuszone są coroczną dopłatę z budżetu państwa w wysokości 400 proc. dochodów z tytułu podatku od nieruchomości znajdujących się na terenie gminy (nie więcej niż 10,5 mln zł).