REKLAMA

Nie chcą już węgla. Chcą wbić górnikom nóż w plecy

Od kilku lat w Polsce króluje tylko jedna dyscyplina sportu: gremialne udawanie, że od węgla wcale nie odchodzimy. I powiem wam szczerze: całkiem nieźle nam to wychodzi. Bardzo dobrze wyćwiczył się w niej poprzedni rząd Zjednoczonej Prawicy, a i obecny gabinet Donalda Tuska całkiem sobie sprawnie radzi. Na kolejne rekordy liczą w pierwszej kolejności górniczy związkowcy, dla których nie ma w ogóle tematu. Węgiel to ich wolność, której będą bronić do ostatniej krwi. I nagle z tego wydawać by się mogło zgranego szeregu wystąpiło całe na biało Polskie Towarzystwo Elektrociepłowni Zawodowych i zburzyło ten węglowy ład.

wegiel-cieplownie-dekarbonizacja
REKLAMA

Kilka lat temu przecierałem oczy ze zdumienia i szukałem na ulicach Polaków tarzających się po ziemi ze śmiechu po tym, jak rząd Mateusza Morawieckiego podpisał z górnikami umowę społeczną, która zakłada m.in. likwidację ostatniej kopalni w 2049 r. - czyli na raptem rok przed założoną przez UE neutralnością klimatyczną. Przy czym z tą datą nie były związane żadne wyliczenia czy gospodarcze szacunki. Ot, dajemy górnikom fedrować jeszcze przez ponad ćwierć wieku i mamy nadzieję, że będą o tym pamiętać przy wyborczych urnach. A co po nas? Choćby potop. 

REKLAMA

Ale umowę podpisano i żadnych łkających z tego powodu ze śmiechu rodaków nie zauważyłem. Produkcja węgla przez 28 kolejnych lat (umowę z górnikami podpisano w maju 2021 r.) na nikim zresztą nie zrobiła żadnego wrażenia w Polsce. Przecież już w 2018 r. prezydent Andrzej Duda w trakcie organizowanego w Katowicach Szczytu Klimatycznego ONZ COP21 zszokował międzynarodową publikę, mówiąc jej, że Polska ma węgla tak spokojnie na 200 lat, jak nie lepiej. OZE? Wolne żarty. Mamy pozbawiać się własnego bogactwa przez lewackie wymysły Brukseli? Bo powietrze będzie zdrowsze? Dobre sobie…

Strach kieruje górniczą narracją od lat

I taka narracja tak po prawdzie obowiązuje do dzisiaj. Tak jak odgórny warunek: żadnemu górnikowi nie może włos z głowy spaść. Dlatego Ministerstwo Przemysłu, które w energetycznej układance miało zrobić różnicę, ale cos poszło nie tak, od początku akcentowało przede wszystkim jedno: umowa społeczna jest nie do zmiany. Żeby przypadkiem górnicy się niczego nie wystraszyli i nie robili potem głupot. Przy okazji widać coraz lepiej, że ten rząd żadnej strategii energetycznej nie ma. Ustawa wiatrakowa cały czas czeka na nowelizację, atom się opóźni, do PGG trzeba stale dosypywać publicznego grosza, bo górniczy gigant straci płynność finansową. 

Teraz resort przemysłu - rzecz jasna w obronie górników - opowiedział się nawet przeciwko nowym normom jakości paliw stałych, w tym węgla, bo związkowcy pogrozili znowu palcem. Co tam duszący i zabijający Polaków smog, grunt, że brać górnicza jest w dobrym nastroju. Jaka też jest siła wyborcza górników, a tych narzekających na brudne powietrze? Szanujmy się... I kiedy wydawało się, że nie ma co wypatrywać odważnego, który w końcu powie górnikom, jak jest, Polskie Towarzystwo Elektrociepłowni Zawodowych opublikowało swoje stanowisko względem rewolucji energetycznej, jaka nas czeka. I wbiło w ten sposób naszym kopalniom nóż w plecy.

Teoria, która stała się zaskakującą praktyką

Wyobraźmy sobie teoretycznie taką sytuację: wydobycie węgla w Polsce nie spadło poniżej 4 mln t, jak ma to coraz częściej miejsce (przed 2020 r. taka sytuacja nie miała miejsca ani razu), ale nawet poniżej 3 mln t. Ale Polska dalej udaje miłość do górników. Tych wcale nie ubywa, a PGG tylko na rzecz swojej załogi - w ramach Barbórki i nagrody rocznej - wypłaca co roku ok. 700 mln zł. Ministerstwo Klimatu i Środowiska ciągle jest na krótkiej smyczy i nowe jakości węgla nie wychodzą na powierzchnię.

Przy okazji cena emisji CO2 w unijnym systemie handlu ETS, zgodnie zresztą z przewidywaniami, przebija 100 euro za tonę dwutlenku węgla, przez co rachunki Polaków za prąd i ogrzewanie szybują w stratosferze. Ale co tam, pamiętamy: górnikom i czarnemu złotu nie może nic złego się stać. Taka wszak jest racja stanu Polski. I nagle z tego węglowego szeregu ktoś wychodzi i mówi: basta! Nie chcemy więcej węgla, stawiamy na dekarbonizację. Trudno w to uwierzyć? To usiądźcie bardzo wygodnie, bo to wcale nie jest teoretyczny przykład, to się właśnie dzieje: tu i teraz.

Elektrociepłownie mają po dziurki w nosie węgla

Polskie Towarzystwo Elektrociepłowni Zawodowych stawia sprawę jasno: trzeba na nowo kształtować miks energetyczny Polski, z wykorzystaniem wszystkich technologii i paliw dopuszczanych przez regulacje Unii Europejskiej.

Należą do nich: technologie gazowe, w tym wysokosprawna kogeneracja, biomasa, technologie Power to Heat, energia geotermalna, energia słoneczna, ciepło odpadowe, magazyny ciepła, w przyszłości – zdekarbonizowane paliwa gazowe i technologie SMR i MMR - wyliczają reprezentanci PTEZ.

Węgla na tej liście nie ma. To nie wszystko. PTEZ apeluje również o jak najszybsze wprowadzenie ram prawnych wspierających proces dekarbonizacji do prawa polskiego, w tym w szczególności implementacja dyrektyw w sprawie efektywności energetycznej (EED) i w sprawie promowania stosowania odnawialnych źródeł energii (RED III).

Dla Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych priorytetami są zarówno dekarbonizacja ciepłownictwa systemowego i zmierzanie do neutralności klimatycznej, jak i minimalizacja kosztu realizacji procesu transformacji dla odbiorców końcowych - stawia sprawę jasno PTEZ.

Więcej o węglu przeczytasz na Spider’s Web:

Czyli jeden z poważniejszych graczy na naszym rynku energetycznym mówi bardzo wyraźnie: mam dosyć węgla, stawiam na dekarbonizację. Tylko co z tego? Czy przez to w końcu zorganizujemy energetyczny okrągły stół, gdzie wyjaśnimy wszystkie wątpliwości? I może stworzymy jakąś linię czasową, na której każdy będzie mógł znaleźć miejsca dla siebie? Wolne żarty. Głównym rozgrywającym tej drużyny wszak jest rząd. A na razie wygląda, jakby miał związane ręce i przewiązane oczy opaską. Nie ma szans na celne podanie, o rzucie nawet za 2 pkt już nie mówiąc. 

I nic się tym względzie nie zmieni, gwarantuje wam. Dopóki nie znajdzie się ktoś odważny - na wzór brytyjskiej premier Margaret Thatcher - kto spisze nowy energetyczny plan z realnym harmonogramem odejścia od węgla. Przy okazji załatwiając przekwalifikowanie tysięcy górników, na których tylko w energetyce wiatrowej czekają tysiące miejsc pracy. Tylko, że ten ktoś musiałby tę zaplanowaną krok po kroku rewolucję energetyczną mieć ponad własny zysk polityczno-wyborczy. Kiedy widzieliście w Polsce ostatni raz takiego polityka?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA