Chciałem oddać butelkę w Kauflandzie. Nie tego się spodziewałem
Jak sieci handlowe radzą sobie z przygotowaniem do zbliżającego się wielkimi krokami systemu kaucyjnego? Kontynuujemy nasz test. Po tym, jak sprawdziłem butelkomat w Lidlu, tym razem udałem się z butelką PET do Kauflandu.
Może inne sklepy się obrażą, ale Kaufland w Siemianowicach Śląskich to ciągle mój ulubiony sklep. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia, istnieje już od ponad 20 lat, znam rozkład asortymentów na pamięć. Jestem tutaj średnio raz na tydzień, a jak mieszkałem bliżej, to jeszcze częściej. Ten sklep na stałe zmienił też krajobraz dzielnicy Bytków. Powstał na kopalnianych nieużytkach. Potem, w niedalekim sąsiedztwie uruchomiono sklep Aldi. I bardzo blisko są jeszcze dwie Biedronki. Taki handlowy tygiel u zbiegu dwóch dużych osiedli: Młodych oraz Wróbla i Korfantego. Tutaj też od paru lat klienci przyzwyczajani są do zwrotu butelek i systemu kaucyjnego. Sprawdziłem, jak to działa.
Kaufland. Dobre oznakowanie i recepta na kolejki
Klienci siemianowickiego Kauflandu doskonale wiedzą, że wchodząc, po lewej stronie jest wydzielona część - i przy okazji bardzo dobrze oznakowana, nikt nie może mieć żadnych wątpliwości i tracić czasu na szukanie butelkomatów. Napis „zwrot butelek kaucjonowanych” wręcz bije po oczach, nie ma żadnych powodów do marudzenia. Przynajmniej w tej sprawie.
Kolejnym plusem jest liczba automatów. Są dwa oddzielne butelkomaty na butelki zwrotne i do tego jeszcze oddzielny zbiornik, gdzie wrzucać można bezzwrotne butelki szklane. Domyślam się, że po wystartowaniu systemu kaucyjnego od 1 października br. będą do tego co najmniej dwa stanowiska. O kolejki więc nie ma co się martwić, w odróżnieniu do sklepów, gdzie z automatu jednorazowo może korzystać wyłącznie jedna osoba.
Automaty do zwrotu w Kauflandzie też są marki Tomra, ale nie ma wypisanej dużymi literami instrukcji. Są za to ekrany, gdzie pewnie pojawiają się kolejne komendy dla klientów sklepu. Niestety, nie miałem okazji tego sprawdzić.
Pracownicy mają wspierać klientów. Na razie tego nie robią
Zamiast tego na obu ekranach obu butelkomatów wita mnie inna informacja: „Potrzebna pomoc. Poczekaj lub skontaktuj się z personelem sklepu. Przepraszamy za niedogodności”. No to najpierw grzecznie czekam. Minęły 3 minuty i nic się nie zmieniło. Irytować za to zaczęła zapętlona muzyka. W końcu poszedłem dalej, do sklepu, na zwykłe zakupy. Przy okazji rozglądałem się za obsługą z napisem „butelkomat”. Nikogo jednak takiego nie znalazłem.
Więcej o systemie kaucyjnym przeczytasz w Bizblog:
Po zapłaceniu rachunku w kasie (samej kasjerce nie chciałem zawracać głowy, byłem w godzinie szczytu, jak zwykle miały ręce pełne roboty) postanowiłem podejść do kogoś w uniformie Kauflandu. W końcu butelkomat radzi mi zgłosić się do obsługi sklepu. Podchodzę i mówię o co chodzi, kończąc pytaniem: czy pani może mi pomóc? W odpowiedzi usłyszałem krótkie „nie” i charakterystyczne kręcenie głową. Pani nawet się nie zatrzymała, przeszła obok. Tymczasem Kaufland Polska oficjalnie:
Szczególną uwagę przykładamy również do przygotowania zespołów w sklepach – planujemy szkolenia, dzięki którym pracownicy będą mogli wspierać klientów, odpowiadać na ich pytania i wyjaśniać zasady działania systemu. Praktyczne wsparcie ze strony personelu może mieć kluczowe znaczenie w pierwszych tygodniach obowiązywania nowych przepisów - przekonuje biuro prasowe sieci.
Lepiej przyspieszcie te szkolenia przed systemem kaucyjnym
Dla mnie sytuacja jest niedopuszczalna. Odprawiono mnie z kwitkiem i butelki nie oddałem. W ten sposób Kaufland z treningu przed systemem kaucyjnym zrezygnował sam. A szkoda. Bo przecież nie tylko o oddawania butelki tutaj chodzi. Rzecz też w tym, żeby klient nie był ani przez chwilę w tym procesie osamotniony, żeby już teraz - jeszcze przed startem systemu kaucyjnego - wiedział, że może liczyć na pomoc pracowników Kauflandu. Wszystkich. Na razie tak niestety nie jest, za co sieci należy się sporych rozmiarów minus. Pytanie, czy uda im się to naprawić raptem w dwa tygodnie, jakie dzielą nas od 1 października.
