Gaz zdrożeje dwukrotnie? Naciski Trumpa grożą szokiem cenowym w UE
Trwa gra na rynku gazu. Stany Zjednoczone przebierają nogami, żeby zwiększyć swoje dostawy LNG do Europy, kosztem gazu z Rosji i wywierają coraz większą presję na Brukselę. Ale szybsza rezygnacja z rosyjskiej energii może być niebezpiecznym katalizatorem dla ceny gazu.

Jest odpowiedź Komisja Europejskiej na apel amerykańskiej administracji w sprawie jak najszybszego wycofania się z importu rosyjskiej energii. Przypomnijmy, że Donald Trump, prezydent USA, wysłał list do państw członkowskich NATO, w którym wzywa do rychłej rezygnacji z rosyjskiej ropy i gazu ziemnego. Wcześniej Chris Wright, amerykański sekretarz ds. energii zaapelował do krajów UE, żeby dokonali tego przed 1 stycznia 2028 r. i przedstawił jednocześnie plan rozszerzenia dostaw LNG z USA. W czerwcu br. zaś KE zaprezentowała strategię zakazu importu energii z Rosji do końca 2027 r. I jak na razie Bruksela chce się tego trzymać.
Jesteśmy bardzo zdeterminowani, aby dotrzymać harmonogramu zawartego w propozycji złożonej w czerwcu. Zdecydowana większość państw członkowskich zobowiązała się do jak najszybszego zrealizowania tego celu - poinformowała Anna-Kaisa Itkonen, rzeczniczka KE ds. energii.
Zgodnie z kolei z badaniami Oxford Institute for Energy Studies utrzymanie tego harmonogramu czasowego miałoby ograniczony wpływ na rynek. Ale przyspieszenie wywołałoby sporą presję na cenę gazu w Europie Środkowo-Wschodniej.
Cena gazu dwa razy wyższa?
Trzy państwa UE cały czas polegają na gazie z Rosji. To Austria, Słowacja i Węgry. Ale wycofanie się z tego importu od 2028 r. nie wywołałoby paniki na rynku i cena gazu podskoczyłaby wtedy nieznacznie. Bo brak dostaw z Rosji zrekompensowałby większy transport LNG ze Stanów Zjednoczonych, przekierowane ładunki z Azji, a także większa produkcja z Turcji i Rumunii. Ale gdyby Bruksela jednak posłuchała amerykańskich nacisków i chciała pożegnać rosyjski gaz znacznie wcześniej, na przykład jeszcze w 2026 r., sytuacja stałaby się o wiele gorsza.
Więcej o cenie gazu przeczytasz w Bizblog:
W takim scenariuszu, jak wskazują badania Oxford Institute for Energy Studies, mogłyby wywrócić gazowy stolik do góry nogami, a sama cena gazu wzrosłaby wtedy prawie dwukrotnie. Wtedy jedna megawatogodzina gazu ziemnego mogłaby już w przyszłym roku kosztować nawet 58 euro. Takie wzrosty groziłyby też takim państwom jak Niemcy, Czechy, Włochy, Słowenia i Szwajcaria. Przyczyna jest bardzo prosta: alternatywne dostawy LNG byłyby jeszcze w powijakach.
Na razie jest taniej niż rok temu
Tymczasem na razie na holenderskiej giełdzie, europejskim benchmarku dla błękitnego paliwa, panuje raczej spokój. Cena gazu jest na poziomie lekko ponad 32 euro. Miesiąc temu, w połowie sierpnia, było jeszcze taniej i 1 kWh gazu wyceniana była na mniej niż 31,5 euro. Jest za to wyraźnie taniej niż rok temu, kiedy cena gazu wynosiła ponad 36,5 euro. Tendencja spadkowa trwa od połowy czerwca br., kiedy gaz był jeszcze po blisko 43 euro.
Spore znacznie dla obecnie obowiązujących stawek ma stopień wypełnienia unijnych magazynów gazu, które - według planu KE - powinny być pełne w co najmniej 90 proc. w okresie od 1 października do 1 grudnia. Tymczasem teraz (stan na 14 września) średnia wypełnienia magazynów UE wynosi ponad 80 proc. W najlepszej sytuacji jest Portugalia (ponad 99 proc.), Polska (więcej niż 96 proc.), Belgia (przeszło 93 proc.) oraz Czechy i Włochy (po ok. 90 proc.). Najwięcej zaś do unijnych limitów brakuje Danii (ok. 45 proc.), Szwecji (ok. 50 proc.) i Łotwie (ponad 53 proc.).