Złe banki, dobry PiS? Przypomnijcie sobie, co Orban powiedział po wyborach, nas też to czeka
Dopłaty do kredytów, ustawowe ograniczenie marż banków i wreszcie nieoprocentowane pożyczki na spłatę kredytów hipotecznych dla najbiedniejszych – według RMF FM takie pomysły leżą teraz na biurku premiera. A za chwilę zamrożenie cen żywności? Oddanie rodzinom z dziećmi całego podatku dochodowego? Trzynasta emerytura? Stop – to akurat już mamy. Spójrzcie na Węgry, bo Viktor Orban dał Polakom piękną lekcję, by nie wpadali w sidła populistów, bo ci zaraz po wyborach wykręcą ich bokiem.
Najpierw ciekawostka. Pamiętacie, jak politycy prześcigali się w obietnicach pomocy frankowiczom lata temu? Naukowcy dokładnie policzyli, jak przełożyło się to na wynik wyborczy: w 2015 r. PiS uzyskał dodatkowe 0,4 pkt proc. głosów dzięki obietnicy pomocy zadłużonym we frankach.
Oczywiście politycy obietnicy nigdy nie spełnili.
Teraz podwyżki stóp procentowych w Polsce aktywizują polityków w obietnicach dla złotówkowiczów.
WIBOR rośnie. Co zrobi z tym PiS?
Temat ten pojawił się jeszcze przed wojną w Ukrainie, swoje propozycje zdążyła przedstawić Lewica i Platforma Obywatelska. Teraz, kiedy stopy wzrosły skokowo aż 1 pkt proc., znów wraca.
I znów pierwsza była Lewica, która opowiada, że „dzisiaj każde posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej to jest horror dla 2,5 miliona kredytobiorców”. Posłowie chcą, by zamrozić stawkę WIBOR na poziomie „sprzed wysokiej inflacji”, czyli, jak rozumiem, na poziomie ok. 0,2 proc., bo tyle właśnie wynosił WIBOR, kiedy stopy proc. były na poziomie 0,1 proc.
Historycznie niskim poziomie - dodajmy. Nie bardzo rozumiem, dlaczego Polacy mieliby mieć prawo do historycznie niskiego kosztu kredytu, a nie choćby jakiegoś średniego na przestrzeni lat, jeśli już.
Lewica ma jednak niewielki wpływ na politykę w Polsce, więc tym razem szkoda roztrząsać jej pomysłów. Wpływ za to ma rządzący PiS, więc ciekawe jest, co znajduje się na biurkach jego polityków. A jak donosi RMF FM, tam też właśnie znalazło się kilka pomysłów na ratowanie złotówkowiczów i to na biurku samego premiera Morawieckiego, a przynajmniej jego kancelarii. Co w nich jest?
- Nieoprocentowane pożyczki dla najbiedniejszych na spłatę kredytów;
- Dopłaty;
- Ustawowe czasowe ograniczenie marż.
Marże w bankach ze względu na rosnący WIBOR i tak spadają same z siebie. Na początku października 2021 r. średnia marża wynosiła 2,8 proc., teraz to niecałe 2,5 proc. I pewnie jeszcze będą spadać wraz ze spadającym popytem na hipoteki.
Dopłaty do kredytów to najgorszy pomysł z możliwych
Dopłaty? Tu nie wiadomo zupełnie nic, ale nie brzmi to dobrze. Z budżetu? Wszyscy Polacy mieliby się zrzucać na dopłatę do raty dla tych, których było stać na zaciągnięcie kredytu? To pomysł najgorszy z możliwych, o czym już pisałam szerzej.
Banki? Trudno mi uwierzyć, by udało się uchwalić ustawę, która by je do tego zmuszała, szczególnie patrząc na operę mydlaną z frankami.
Choć akurat w pewnym sensie miałoby to sens: to banki zarabiają na podwyżkach stóp procentowych i to całkiem nieźle. Szacuje się, że w tym roku zysk sektora bankowego może wynieść nawet 25 mld zł, w ubiegłym roku, kiedy stopy były bliskie zera zysk sięgał ledwie 9 mld zł. Gros z tego to zyski z wysokiego WIBOR-u. Politycy mogliby wpaść na pomysł, że sprawiedliwie, gdyby banki się tym podzieliły.
Nieoprocentowane pożyczki? To właściwie w pewnej mierze działa od dawna, tylko jakoś politycy chyba o tym zapomnieli i wolą grać bardziej populistycznymi hasłami. Mamy przecież Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. Służy właśnie do tego, by przed katastrofą ratować tych, którym ona naprawdę grozi, a nie tych, którzy przez wyższą ratę muszą zrezygnować z wakacji.
Kredytobiorca może skorzystać z koła ratunkowego
Przypomnę, że jeśli co najmniej jeden z kredytobiorców ma status bezrobotnego albo rata za kredyt przekracza 50 proc. miesięcznych dochodów albo miesięczny dochód pomniejszony o ratę nie przekracza obecnie do 1200 zł na osobę - wówczas kredytobiorca może skorzystać ze wsparcia rządowego.
Polega ona na tym, że przez trzy lata BGK dopłaca 2 tys. zł do raty - to w sumie maksymalnie 72 tys. zł. Pieniądze te to nie prezent, trzeba je spłacić. Spłata zaczyna się pięć lat od czasu otrzymania pierwszej dopłaty albo dwa lata od ostatniej. To, co kredytobiorca dostał przez trzy lata, będzie spłacał przez 12 lat i to bez żadnego oprocentowania, kredyt jest więc za darmo.
Ten ostatni system ratunkowy wygląda sensownie - ratuje naprawdę potrzebujących. Jeśli politycy teraz zaczną obiecywać cokolwiek innego niż ewentualne rozszerzenie tego mechanizmu, jakiekolwiek prezenty, to będzie czysty populizm. I wiedzcie wtedy, że idą przyspieszone wybory.
Victor Orban to lekcja dla Polaków
Czy wyborcy to kupią? Po tym, co stało się na Węgrzech, powinni wyciągnąć lekcję i nie dać się złapać na tanie chwyty. A przypomnę, że przed wyborami parlamentarnymi Viktor Orban bardzo hojnie sypnął prezentami:
- zamroził oprocentowanie kredytów mieszkaniowych, czyli BUBOR – odpowiednik polskiego WIBOR
- zamroził ceny podstawowych produktów spożywczych: mąki pszennej, mleka, cukru, oleju słonecznikowego, udźców wieprzowych i piersi z kurczaka
- zamroził ceny paliw
- opóźnił podwyżki cen gazu i elektryczności
- wypłacił dodatkowe emerytury
- rodzicom zwrócił podatek dochodowy
To wszystko sprawiło, że wskaźnik długu publicznego w stosunku do PKB wyskoczył w ciągu zaledwie roku w sposób porażający wręcz - o 15 pkt proc. Tego nie da się ciągnąć w nieskończoność.
Jak długo można kupować wyborców? Orbanowi wystarczyły trzy dni, żeby powiedzieć „dość”. Dokładnie tyle czasu minęło od wyborów na Węgrzech do momentu, kiedy Orban powiedział, że kraju na prezenty dłużej nie stać.
No i Węgrzy się obudzą, kiedy paliwo z dnia na dzień podrożeje z 6,10 zł na 8,49 zł.
Czy Polacy wyciągną z tego jakąś lekcję?