REKLAMA

WIBOR i raty kredytów znów na ustach milionów Polaków. Aż trudno uwierzyć, że to poważna propozycja

Czepiam się, ale nawet jeśli dopłaty do kredytów, które mają finansować wszyscy Polacy, czy zamrożenie WIBOR-u, który miałyby sfinansować banki z własnej kieszeni, miałoby dotyczyć tylko pierwszego kredytu zaciągniętego na własne potrzeby mieszkaniowe, to i tak wątpliwy pomysł, bo to pomoc najbogatszym kosztem biedniejszych – pisze Agata Kołodziej. (Fot. Łukasz Radziejewski/Unsplash)

oprocentowanie kredytow
REKLAMA

Lewica chce pomóc najbogatszym, niech za ich kredyty hipoteczne płacą biedniejsi - tym właśnie byłoby zamrożenie WIBOR-u - prezentem dla najbogatszych Polaków, bo to przede wszystkim oni zaciągają kredyty na mieszkania. Problem w tym, że zamrożenie WIBOR-u osłabiłoby efekt podwyżek stóp procentowych. Żeby skutecznie walczyć z inflacją, trzeba by więc stopy podnieść jeszcze mocniej. Ci spłacający hipoteki nadal mieliby to w d…, ale zapłaciliby za to biedniejsi, którzy ratują budżety choćby kredytami gotówkowymi. Nie pomnę już o dopłatach do rat hipotek z budżetu państwa, a więc z pieniędzy nas wszystkich.

REKLAMA

To już nie żart - również w Polsce zaczyna się rozkręcać dyskusja o zamrożeniu stawek WIBOR, na których bazie Polacy spłacają swoje kredyty hipoteczne. Victor Orban niedawno pokazał nam, że tak można. Jaki będzie efekt, to się okaże. Orban oczywiście liczy głównie na efekt wyborczy.

Niech cierpią banki, nie kredytobiorcy

Ale jego pomysł padł na podatny grunt również w Polsce. Ostatnio w OKO.press Marcin Wroński z Kolegium Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej postulował czasowe zamrożenie wartości WIBOR na poziomie z grudnia 2019 roku, a więc sprzed pandemii.

Dlaczego? Bo gospodarstwa domowe cierpią, WIBOR rośnie jeszcze mocniej niż stopy procentowe, które RPP podnosi od października 2021 r. w bardzo szybkim tempie, a „wzrost stóp procentowych NBP oznacza transfer środków finansowych od tych, którzy zaciągnęli kredyty do właścicieli banków.”

A więc domyślam się, że koszt zamrożenia WIBOR-u dla kredytobiorców, podobnie jak na Węgrzech, miałyby ponieść banki.

Jego postulat, opublikowany dzień przed kolejną decyzją RPP o podniesieniu stopy referencyjnej z 2,25 proc. do 2,75 proc. nie tylko odbił się szerokim echem, ale skłonił Lewicę do działania. Przecież ludzie tu cierpią!

Oto więc Lewica wchodzi cała na biało i dzień po decyzji RPP przedstawia swój projekt ustawy ratujący kredytobiorców. Nie, niedotyczący zamrożenia stawki WIBOR - nad tym dopiero pracuje.

A na razie Lewica przedstawiła projekt o dofinansowaniu oprocentowania kredytów mieszkaniowych.

Konstytucyjny organ oszukał ludzi?

Dlaczego konsumenci brali kredyty? – pytają posłowie Lewicy. Ich zdaniem Polacy uwierzyli prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu, który mówił jeszcze rok temu: bierzcie kredyty, inflacja jest opanowana, nic złego nam nie grozi.

Lewica przypomniała też słowa prezesa NBP, że podwyżka stóp procentowych byłaby „szkolnym błędem”, oraz: „dopuszczam dalsze obniżenie stóp procentowych, dopuszczam także stopy ujemne”, które padły w styczniu 2021 r. Prezes sugerował, że do końca jego kadencji, a więc do czerwca 2022 r. stopy nie wzrosną, a już w październiku 2021 r. zaczął je ostro podnosić.

A więc, według Lewicy, konstytucyjny organ, jakim jest NBP, oszukał Polaków i teraz państwo musi za to zapłacić.

Ile? Przeciętnie 300 zł miesięcznie do każdego kredytu hipotecznego. No, może nie każdego. Według projektu Lewicy dopłata do kredytu przysługiwałaby konsumentowi, jeżeli jego rata kredytu na dzień 1 lutego 2022 r. jest wyższa niż 30 proc. przeciętnego miesięcznego dochodu przypadającego na jednego członka gospodarstwa domowego i stanowi część odsetek należnych bankowi równych 2 punktom procentowym. 

Dopłata do kredytu miałaby być udzielana przez okres nie dłuższy niż 12 miesięcy.

Ile to wszystko miałoby kosztować? Ok. 8 mld zł, w tym 3 mld zł w 2022 roku i 5 mld zł w 2023 r. 

Kto miałby za to zapłacić? Budżet państwa, czyli my wszyscy.

W ubiegłym roku portfel kredytów mieszkaniowych przekroczył pół biliona złotych, ale rok 2021 był rokiem rekordowym, ponieważ zaciągnięto 90 mld złotych kredytów. A brano je, ponieważ NBP mówił, iż kredyty są bezpieczne. Jeszcze w październiku 2021 r. stopa procentowa wynosiła 0,1 proc. 2 500 000 umów kredytowych dotyczy 4 000 000 Polek i Polaków, a 100 000 osób ma czasem 2 lub 5 kredytów jednocześnie

- wylicza Lewica.

No tak, rzeczywiście to bardzo rozsądne, żeby cała Polska składała się teraz na dopłaty do kredytów ludzi, których było stać, żeby zaciągnąć pięć kredytów hipotecznych na mieszkania na wynajem, bo jednak mało kto potrafi mieszkać w pięciu mieszkaniach na raz.

Dobrze, czepiam się, ale nawet, jeśli dopłaty do kredytów, które mają finansować wszyscy Polacy, czy zamrożenie WIBOR-u, który miałyby sfinansować banki z własnej kieszeni, miałoby dotyczyć tylko pierwszego kredytu zaciągniętego na własne potrzeby mieszkaniowe, to i tak wątpliwy pomysł, bo to pomoc najbogatszym kosztem biedniejszych.

Dlaczego? Po kolei. 

Zabrać biednym, dać bogatym

Po pierwsze warto spojrzeć, kto w ogóle w Polsce zaciąga kredyt hipoteczny, otóż zaciągają je najbogatsi Polacy.

W 2018 r. hipotekę miało 30 proc. gospodarstw domowych z dziesiątego, czyli najwyższego decyla dochodowego. Jednocześnie w grupie gospodarstw domowych z dochodami niższymi niż mediana wynagrodzeń, która według ostatnich danych GUS wynosi 4700 zł brutto, kredyty hipoteczne miało jedynie 2-5 proc. gospodarstw domowych - pokazuje Marcin Klucznik, makroekonomista z SGH, podsumowując: „to nieprawda, że wyższe raty hipotek odczują najbiedniejsi”.

Klucznik wskazuje na raport NBP, który sam pisze wprost:

Idźmy dalej. To, że w 2021 r. udzielono historycznie dużo kredytów hipotecznych, nie oznacza wcale, że dzisiaj co druga hipoteka była zaciągana przy rekordów niskich stopach na poziomie 0,1 proc., bo uwierzyli prof. Glapińskiemu. Takich kredytów zaciągniętych, gdy stopy były w przedziale 0,1-1,5 proc. mamy ok. 15 proc.

43 proc. hipotek zostało udzielonych przy stopie referencyjnej wynoszącej od 1,5 do 2,5 proc., a kolejne 42 proc. przy stopach wyższych niż 2,5 proc. Opowiadanie, że wszyscy Polacy się zadłużyli, bo wierzyli, że zawsze stopy procentowe będą na poziomie 0,1 proc. to zwykła manipulacja.

No i argument z przyszłości: wyobraźmy sobie, że WIBOR zostaje zamrożonych dla spłacających kredyty hipoteczne. Dzięki temu zostaje im więcej pieniędzy w kieszeni, które mogą wydać i je wydają. A inflacja rośnie. Przecież właśnie po to podnosi się stopy procentowe, żeby ograniczyć popyt, a przez to inflację.

Skoro część Polaków - którzy spłacają hipoteki - miałaby nie odczuć podwyżek stóp, to osłabiłoby efekt tych podwyżek. A wtedy RPP musiałaby podnieść je jeszcze mocniej. Spłacający hipoteki dalej nie czuliby różnicy, ale pozostali - spłacający chociażby kredyty gotówkowe - dostaliby jeszcze mocniejszy cios. A umówmy się - z kredytów gotówkowych korzystają raczej biedniejsze gospodarstwa domowe, które muszę reperować domowy budżet i to oni ponieśliby koszt ratowania głównie najbogatszego decyla społeczeństwa. Czy to fair?

To już nawet nie jest dyskusja o zaburzeniu praw rynku. To aberracja nawet z punktu widzenia ekonomii społecznej.

REKLAMA

A na deser jeszcze mała uwaga: owszem, szef NBP obiecywał, że stopy długo nie będą rosły. Ale długo oznaczało - przez kilkanaście kolejnych miesięcy. Tymczasem kredyt hipoteczny zaciąga się na 20-25 lat, a więc to było jednak dość małe oszustwo.

A jak ktoś, pożyczając kilkaset tysięcy złotych, kalkuluje, czy go na to stać, nie biorąc pod uwagę, że stopy za 20 lat mogą przestać być na historycznie niskim poziomie, nie powinien brać kredytu wcale.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA