Prawica znalazła sobie pretekst, żeby pytać, czy pieniądze z PPK aby na pewno nie zostaną przez nowy rząd ukradzione Polakom? Nieważne, że nie ma powodu, żeby takie pytanie stawiać, ważne, żeby padło, ale lęki Polaków zrobią już resztę roboty.
W PPK uczestniczy 3,35 mln pracowników z 315 tys. podmiotów. Obecna partycypacja w programie wynosi 44,9 proc. Rośnie, A raczej powoli skapuje, bo w połowie 2023 r. wynosiła 44 proc., a rok temu 34 proc. (tu skok wydaje się spory, ale w międzyczasie przydarzył się autozapis).
Nie tak miało wyglądać.
PPK jak świnka-skarbonka, ale schowana pod łóżkiem mamy
Dlaczego Polacy nie chcą uczestniczyć w PPK, choć jest to dla nich niezaprzeczalnie korzystne rozwiązanie? Nikt nie ma wątpliwości: to pokłosie traumy po likwidacji OFE. Polacy nie mają zaufania do państwa, dali sobie wmówić, że rozbiór funduszy emerytalnych polegał na tym, że zabrano im ich pieniądze, choć to nieprawda. Pieniędzy nie zabrano, a jedynie przeniesiono w inne miejsce.
Ale to nieważne, jak jest naprawdę, ważne, co myślą Polacy. I efekt jest taki, że teraz boją się, że sytuacja się powtórzy i z PPK też ktoś im w końcu uzbierane na starość pieniądze zabierze.
Dowiedz się więcej o PPK:
Dokładnie zbadała to w 2022 r. firma Mentor wspólnie z Politechniką Częstochowską, przepytując tysiąc pracodawców i pracowników. Okazało się, że aż 48 proc. badanych obawia się, że państwo okaże się złodziejem i prędzej czy później sięgnie do oszczędności Polaków w PPK.
Takie przekonanie wyrządza przyszłości przyszłych emerytów ogromną szkodę, bo powoduje, że boimy się oszczędzać na starość, choć dziś już chyba każdy doskonale wie, że emerytura z ZUS nie pozwoli godnie żyć. Dlatego w debacie publicznej powinniśmy pracować nad tym, żeby przekonać Polaków, że nikt ich nie okradnie i oszczędzanie na emeryturę poza ZUS jest absolutnie konieczne.
Tymczasem ci, którzy lata temu wmówili Polakom, że Donald Tusk ich okradł, przenosząc część obligacyjną z OFE do ZUS-u, dzisiaj próbują odgrzać zagrywkę sprzed lat, wmawiając Polakom, że Tusk okradnie ich po raz drugi, choć za pierwszym razem tego wcale nie zrobił.
To wy macie zarabiać, nie spółki Skarbu Państwa
Kilka dni temu pojawiły się przecieki, że przyszły rząd zamierza zreformować PPK, przy czym od strony oszczędzających nic się nie zmieni, chodzi jedynie o zmiany po stronie zarządzających funduszami, żeby mogli inwestować zebrane środki bardziej efektywnie.
Obecnie bowiem obowiązuje nakaz inwestowania 40 proc. środków w akcje spółek z indeksu WIG20 (mowa o środkach zgromadzonych przez młodych, którzy mają wysoki limit inwestycji bardziej ryzykownych, czyli na giełdzie). Tak duża pula kierowana w akcje 20 największych firm notowanych na GPW może sygnalizować, że poprzedni rząd, który tę zasadę ustalił, chciał pomagać w ten sposób spółkom Skarbu Państwa, których w WIG20 jest aż osiem. Nowy rząd uważa, że to bez sensu i pieniądze przyszłych emerytów nie są po to, żeby komukolwiek pomagać poza nimi samymi i ten właśnie limit 40 proc. chce zlikwidować.
Czy to dobrze czy źle, to na inną dyskusję, ale kluczowe jest to, że tę w gruncie rzeczy marginalną zmianę z punktu widzenia pracowników uczestniczących w PPK prawica zaczęła wykorzystywać do politycznych celów. Próbuje obracać kota ogonem i wmawiać wam, że oto idzie jakaś kolejna reforma PPK, a jak zabiera się za nią Tusk, to wiadomo, najpewniej was okradnie.
To totalna bzdura, zmiany, które są na stole, nie mają najmniejszej szansy do tego doprowadzić, ale czy Kowalski będzie w to wnikał? Nie, usłyszy gdzieś przypadkiem, że Tusk może mu ukraść oszczędności na starość i będzie się trzymał z daleka od PPK, a najlepiej to w ogóle schowa gotówkę pod poduszkę, bo tam nikt ich nie dostanie. Nikt poza inflacją.
To właśnie ostatnio zaczęli opowiadać dziennikarze serwisu wpolityce.pl, pytając Bartosza Marczuka, wiceprezesa Polskiego Funduszu Rozwoju kierującego programem Pracowniczych Planów Kapitałowych, czy istnieje ryzyko, że PO zlikwiduje PPK, a pieniądze przesunie do ZUS tak jak zrobiła z OFE (czytaj: ukradnie je Polakom). Bartosz Marczuk oczywiście odpowiedział, że „scenariusz zabrania tych pieniędzy jest nierealny”, choćby dlatego, że w ustawie o PPK wyraźnie jest napisane, że to są prywatne pieniądze (w OFE nie było to wyrażone wprost).
Ale nie ma znaczenia, co wiceszef PFR odpowiedział. Ziarno zostało zasiane i o to chodziło. Wiecie, to jak z pytaniem: „czy pan X jest pedofilem?” Ja tylko pytam.