Wysyp mieszkań na wynajem. Co z cenami?
Zaczyna się najgorętszy sezon najmu mieszkań w roku. Dobre wieści są takie, że popyt na mieszkania na wynajem jest dziś o ok. 13 proc. mniejszy niż rok temu, za to mieszkań na wynajem jest sporo więcej, od 40 do 130 proc. więcej w zależności od miasta. Czyli co, ceny ostro spadły? Spadły, ale nie ostro i wcale nie wszędzie.
To są właśnie te złe wiadomości: spadki cen najmu są niewielkie i sytuację należałoby nazwać raczej jako stabilizację.
Zalew ofert najmu
Ale po kolei. Po pierwsze popyt na mieszkania na wynajem spadł i z całą pewnością nie jest to zasługa Bezpiecznego kredytu 2 proc., bo jeszcze pewnie nikt nie zdołał się wprowadzić do mieszkania kupionego za jego pomocą, ale przede wszystkim spadku popytu ze strony Ukraińców uciekających przed wojną w swoim kraju.
Z danych serwisów Morizon.pl i gratka.pl wynika, że w sierpniu popyt na mieszkania w stosunku do tego samego okresu rok temu jest mniejszy o niemal 13 proc. I to niby jeszcze nie jest game changer, gdyby nie to, że jednocześnie ostro zwiększyła się liczba ofert najmu. Okazuje się, że w zależności od miasta jest to obecnie od 41 nawet do 132 proc. więcej niż było rok temu. A to już robi różnicę.
Czytaj też: Umowa najmu mieszkania - co powinna zawierać?
Najmocniej zwiększyła się podaż mieszkań na wynajem w Łodzi i Wrocławiu - odpowiednio o 132 i 130 proc., w Krakowie wzrost wynosi 66 proc., a w Warszawie 56 proc. To ciągle robi różnicę.
Ale jednocześnie to wcale nie oznacza, że jakoś radykalnie zmieniły się ceny najmu. Przestały rosnąć - może to już jest dobra informacja. Owszem, gdzieniegdzie ceny nawet spadły, ale pewnie nie tam, gdzie oczekiwałaby największa część z was.
Co się dzieje z kawalerkami w stolicy?
Za istotną przecenę można uznać spadek cen o 12 proc. rok do roku. I z takim rzeczywiście mamy do czynienia w Krakowie, ale tylko w przypadku dużych, czteropokojowych mieszkań, za które obecnie trzeba płacić średnio 4900 zł, a rok temu było to 5600 zł. Ale już mniejsze mieszkania rok do roku w Krakowie nieco znowu zdrożały - najbardziej, bo o niemal 5 proc. do średnio 2200 zł, kawalerki.
W Warszawie za to kawalerki akurat nieco staniały - o 3,6 proc. do 2700 zł. To zaskakujące, bo kawalerki są przecież tym typem mieszkań, na które zwykle jest przecież największy popyt. Może po prostu ich ceny w ubiegłym roku były najmocniej nadmuchane?
We Wrocławiu, który pod napływem Ukraińców przeżył chyba największy boom cenowy rok wcześniej, dziś ceny spadły zarówno w przypadku kawalerek jak i dwupokojowych lokali - odpowiednio o 4,3 i 6,5 proc. do 2200 i 2900 zł.
Gdańsk za to, który jest najdroższym po Warszawie miastem, potaniał niemal w każdej kategorii mieszkań poza czteropokojowymi, a skala spadku wynosi między 4,2 a 6,5 proc.
13 z 16 miast jednak droższe
Nie traktujcie jednak tych spadków jak jakiegoś nowego trendu na rynku. Jak spojrzeć na inne zestawienie, tym razem wykonane przez Expandera i Rentier.io, robi się mniej kolorowo. Firmy te porównały ceny najmu rok do roku, ale punktem odniesienia jest lipiec, a nie sierpień, a jednocześnie zbadały sytuację w aż 16 miastach.
I okazuje się, że najem jest droży niż przed rokiem w 13 z 16 miast. W Bydgoszczy koszt najmu wzrósł aż o 15,3 proc. r/r, w Rzeszowie o 12 proc. r/r, a w Warszawie i Lublinie o 10 proc. Taniej niż przed rokiem jest jedynie w Częstochowie (-8,2 proc.) i Gdańsku (-1,5 proc. r/r). Średnio średnio stawki wzrosły o 4,8 proc.
A jak spojrzeć tylko na ośrodki akademickie? W końcu mamy szczyt sezonu najmu właśnie ze względu na studentów. Okaże się, że liderem wzrostów cen najmu jest Warszawa, gdzie średnie stawki wzrosły o 10 proc., za nią jest Kraków - 7,5 proc. i Poznań - 5,9 proc. We Wrocławiu wzrost jest tylko symboliczny - 1,9 proc.
Jak widać, co raport, to można odnieść nieco inne wrażenia, czy jest trochę lepiej, czy znowu trochę gorzej. Wszystko zależy od tego, jak liczyć. A jeśli to zmienia postać rzeczy, to znaczy, że w gruncie rzeczy kierunek cen jest jeszcze zupełnie nie przesądzony.