W PRL każdy chciał mieć taki domek, teraz można kupić cały ośrodek wczasowy. Cena? Tanio nie jest
Była już moda na zakup pałaców i zamków, niekoniecznie z królewskim wykończeniem, ale potrzebujących często całkowitej renowacji. Wciąż trwa trend na kupno niedrogiej, murowanej „chaty” na wsi do kapitalnego remontu, albo siedliska, by rozkoszować się ciszą. Tym razem na portale sprzedażowe wjechały relikty z czasów PRL, a nawet legendy z tego okresu w postaci ośrodków wypoczynkowych. (Domek letniskowy typu "Brda" obok hali "Mostostalu" fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)
Kojarzycie te trójkątne, drewniane domki letniskowe w kształcie litery A? Prawdopodobnie pomysł na nie przywędrował z USA, gdy w 1957 r. na okładce „The New York Times” pojawił się domek o nazwie Elizabeth Reese House (zdjęcie poniżej), który został zbudowany na plaży Sagaponack na Long Island w stanie Nowy Jork przez Andrew Gellera. W tym samym roku w Polsce rozpoczął się szał, ale na domki zbliżone kształtem bardziej do szałasu niż do tego z USA.
Kultowe domki rodem z PRL
W naszym kraju figurowały one pod nazwą Brda. Domki z prefabrykatów produkowane były w Zakładach Stolarki Budowlanej w Bydgoszczy, nieopodal których przepływała rzeka Brda, stąd też ich nazwa. Były tanie i szybkie w budowie, więc na początku stawiano je głównie w ośrodkach wypoczynkowych należących do państwa, w bazach turystycznych PTTK i zakładowych ośrodkach wczasowych. Dopiero, gdy w latach 70. rządził Edward Gierek, Brdy mogli kupować również prywatni klienci.
Najczęściej stawiane były nad jeziorami, rzekami czy morzem. W PRL każdy chciał mieć taki domek, bo już w 40-metrowym na parterze mieściła się kuchnia, łazienka, salonik, a antresola służyła za sypialnię. Były również i bardziej ekskluzywne wersje, ponieważ Brdy miały powierzchnię od 40 do nawet 100 m² i niekiedy osiągały nawet trzy kondygnacje.
Choć od kilku lat na rynku są dostępne Brdy w nowoczesnej odsłonie, to dla tych, którzy chcieliby powrócić do przeszłości, czekają stare, wysłużone domki w komplecie z całym ośrodkiem wypoczynkowym pamiętającym najazd turystów w syrenkach i maluchach. Ceny? Od kilku do kilkunastu mln zł.
Ośrodki wczasowe z PRL-u na sprzedaż
Jednym z takich ośrodków wczasowych poszukujących nowych właścicieli jest kompleks w Sierakowie (woj. wielkopolskie). Ośrodek powstał w 1970 r. i zajmuje prawie 6 tys. m². Zlokalizowany jest w pobliżu dwóch jezior: Jaroszewskiego i Lutomskiego, oraz na skraju Puszczy Noteckiej. Składa się z czterech budynków z pokojami noclegowymi, z 13 kultowych domków typu Brda i dwóch wagonów mieszkalnych. Cena? 2,95 mln zł. I liczyć się trzeba z tym, że obiekt wymaga odświeżenia.
O wiele droższa jest inna oferta - ośrodek wypoczynkowy Połoniny w Bieszczadach, który kosztuje 12,5 mln zł. Jest położony na działce o powierzchni ponad 22 tys. m² w dolinie rzeki Solinka w niedalekiej odległości od Jeziora Solińskiego. W skład ośrodka wchodzi budynek z 30 pokojami hotelowymi oraz 20 drewnianych domków typu Brda. Kompleks wybudowano na przełomie lat 70. i 80. i kilka lat temu przeszedł modernizację, dlatego można w nim znaleźć siłownię i strefę spa.
Na portalach ogłoszeniowych jest wiele ofert sprzedaży ośrodków wypoczynkowych, które są położone na malowniczych terenach. I nie tylko można znaleźć tam zakurzone relikty rodem z PRL-u zamknięte na trzy spusty, ale także takie, które wciąż funkcjonują i kręcą na tym niezły biznes.
Są to obiekty zlokalizowane nie tylko nad morzem i w górach, ale też na Mazowszu, Podlasiu i Mazurach. Rozstrzał cenowy jest duży. Mały ośrodek liczący kilka domków i leżący na niewielkiej działce można kupić za 1-3 mln zł. Jednak kiedy mówimy o aktywnym ośrodku z większą bazą noclegową w prestiżowej lokalizacji, ceny ofertowe wynoszą nawet kilkanaście milionów złotych – mówi Rafał Bieńkowski, PR manager w Nieruchomosci-online.pl.
Sentymenty sentymentami, ale takich zakupów nie robi się pod wpływem emocji
Ośrodki wypoczynkowe na sprzedaż nie rozchodzą się jak ciepłe bułeczki i daleko im do tego, co dzieje się na rynku mieszkaniowym. Eksperci tłumaczą, że sprzedaż takiego obiektu zajmuje kilka miesięcy, a nawet kilka lat.
Np. sprzedaż ośrodka w Kątnie niedaleko Ostródy trwała siedem miesięcy. Obiekt został wystawiony za 8 mln zł, ale mówimy tu o aktywnym biznesie, który w dodatku był znany i nagradzany w różnych konkursach. Obiekt łączący camping, domki na wynajem, apartamenty, houseboaty i restaurację dopiero niedawno znalazł nowego właściciela.
Marlena Gwiazda z biura New House Nieruchomości w Olsztynie wyjaśnia, dlaczego nie jest tak łatwo ani sprzedać, ani nawet kupić tego typu nieruchomość.
Nieruchomość miała swoją specyfikę dopasowaną do niewielu klientów, m.in. duży areał, zabudowania w stylu warmińskim, linię brzegową ze stromym zejściem. Dodatkowo zakup nieruchomości był związany z procedurą KOWR (Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa), która wydłuża transakcje kupna-sprzedaży i zobowiązuje do prowadzenia działalności gospodarczej przez pięć lat – tłumaczy.
W niektórych przypadkach problemem jest położenie. Właśnie tak jest w przypadku ośrodka w Gibach na Podlasiu, który został wybudowany w latach 70. i wciąż funkcjonuje. Właściciele chcą za 3 mln zł sprzedać ponad 7-ha działkę na skraju Puszczy Augustowskiej nad jeziorem Heret (Gieret) z 18 domkami kempingowymi, barem, stołówką, sauną, ale od dwóch lat nie ma chętnych.
Może to być wywołane bliskością granicy i obawami związanymi zagrożeniem wojną. To pas suwalski, dlatego na tę chwilę mało kto chce inwestować nawet w tak atrakcyjną nieruchomość w cudownej lokalizacji – mówi Bogumił Urbanowski z Freedom Nieruchomości.