Ogromny wstyd dla nowego rządu. Już wiadomo, że naściemniał
Mówili, że będzie inaczej, bo siedziba Ministerstwa Przemysłu będzie w Katowicach. Mówili, że na jego czele stanie fachowiec i nie będzie politycznej karuzeli etatowej. Krytykowali poprzedników za brak konkretnych działań w kierunku transformacji energetycznej i sugerowali tym samym, że kto jak kto, ale oni swoją strategię mają już dobrze przygotowaną. Minęły raptem 3–4 miesiące i już wiadomo, że kłamali.
Były spore nadzieje, nie przeczę. W końcu resort poświęcony przemysłowi zlokalizowany w sercu Górnego Śląska. Logiczne. Złośliwi dopowiadali, że dzięki temu związkowcy nie będą musieli już straszyć Warszawy smrodem palonych opon, za to centrum Katowic będzie miało co chwilę przechlapane. I jeszcze jedna ważna rzecz: na czele przemysłowego resortu miał stać i rzeczywiście stanął fachowiec - związany z Uniwersytetem Ekonomicznym w Katowicach, członek Towarzystwa Obrotu Energią.
Po tym, jak czterech kolejnych pełnomocników ds. górnictwa premiera Mateusza Morawieckiego tylko nawijało makaron na uszy w sprawie notyfikacji umowy społecznej podpisanej z rządem w maju 2021 r., można było mieć nadzieję, że przed nami nowe, energetyczne otwarcie i w końcu poważna rozmowa o transformacji energetycznej, przed którą nie uciekniemy, nawet jak bardzo tego będziemy chcieli. Niestety, maski opadły. I widać jak na dłoni, że w tej bardzo ładnie zapakowanej bombonierce część cukierków jest zepsuta i w żaden sposób nie nadaje się do spożycia, a części po prostu nie ma.
Rząd uparcie chce produkować węgiel przez następne 25 lat
Na początku jednak uczciwe przyznajmy, że Ministerstwo Przemysłu oficjalnie funkcjonuje dopiero od 1 marca 2024 r. Ale już wcześniej prof. Marzena Czarnecka, która stanęła na jego czele, prowadziła intensywne rozmowy. Głównie ze związkowcami górniczymi, trochę z urzędnikami z Komisji Europejskiej. Super, pomyślałem, ale wcześniej rząd Morawieckiego też z nimi rozmawiał. Zmienił się jedynie główny temat tych rozmów: przez ostatnie lata padały głównie argumenty płacowe. Teraz jeszcze aż tak bardzo nie wybrzmiewają, chociaż dajmy górnikom trochę czasu. O wyższych pensjach wspominano po cichu już w Polskiej Grupie Górniczej (PGG), a teraz ten temat pojawił się też w Węglokoksie Kraj. Tak więc: cierpliwości.
Pierwsza czerwona lampka włączyła mi się w głowie, jak kilka razy z rzędu usłyszałem zapewniania pani minister przemysłu, że umowa społeczna z górnikami jest świętością nie do ruszenia i trzeba zrobić wszystko, żeby ją w pierwotnym kształcie notyfikować przed Komisją Europejską. Czyli co z tego, że reszta UE ucieka od węgla, my stawiamy na produkcję czarnego złota jeszcze przez 25 lat i co nam zrobicie? Że kolejne pokolenia skazujemy w ten sposób na nasz sport narodowy, czyli doganianie Zachodu? Kto by się tym przejmował, liczy się tu i teraz. Zresztą prof. Marzena Czarnecka swojego zdania względem tej umowy nie zamierza zmieniać.
Żadne ustalenia umowy społecznej z górnikami z 2021 r. nie zostały zmienione. Chciałabym to wyraźnie podkreślić. Korekty do wniosku nie wprowadzają żadnych zmian względem umowy społecznej. Notyfikacja to nic innego jak potwierdzenie przez Brukselę prawidłowości zawarcia umowy społecznej - twierdzi w rozmowie z Rzeczpospolitą.
Związkowcy wywalczyli: resort ma receptę za zapasy węgla
Ale ten wywiad odbił się szerokim echem z powodu innych słów. Chodzi o plany powiązania elektrowni węglowych z konkretnymi kopalniami. Tak jak ma to miejsce w przypadku Grupy Enea i Bogdanki. Nie do końca wiadomo, jak to miałoby w szczegółach wyglądać. Na razie jest taki pomysł.
Zdradzanie szczegółów na tym etapie bez rozmów i uzgodnień ze wszystkimi stronami całego procesu byłoby niewłaściwe i niewskazane. Nadal nie wiemy jeszcze dokładanie, jak ten proces przeprowadzić od strony prawnej. Trwają analizy - twierdzi Marzena Czarnecka.
Więcej mamy dowiedzieć się w lipcu. Po wakacjach światło dzienne z kolei ma ujrzeć fundament prawny. Cały proces łączenia elektrowni z kopalniami miałby zakończyć się jeszcze w tym roku. Szefowa resortu przemysłu podkreśla przy tej okazji, że nie ma mowy o kapitałowym połączeniu elektrowni z kopalniami. Bo tak naprawdę chodzi o zupełnie coś innego.
Więcej o transformacji energetycznej przeczytasz na Spider’s Web:
Chcemy je „przypisać” elektrowniom np. poprzez stałe kontrakty na dostawy węgla: jeden dostawca – jeden odbiorca - tłumaczy Czarnecka.
Czyli tak po prawdzie chodzi o receptę na puchnące zapasy. Tych w sumie - przy elektrowniach i kopalniach - ma być teraz nawet 14 mln t. Taką sytuację spowodował przede wszystkim rekordowy import węgla w ostatnich latach. O puchnących zwałach od miesięcy mówią związkowcy. Straszą zamykaniem kopalń i akcjami protestacyjnymi. Ale już tych pretensji nie słychać, wszak jest pomysł, jak tym zapasom zaradzić.
Aktywa węglowe, czyli cyrk na kółkach i czeski film
A że przy okazji zaufanie inwestorów wystawione jest na ciężka próbę, co szybko widać na giełdowych wykresach? I że w ten sposób Ministerstwo Przemysłu znowu działa incydentalnie, bez jakiejkolwiek długofalowej strategii? Kto by się tym przejmował? Ale najgorsze w tym wszystkim stało się potem, już po publikacji wywiadu z szefową Ministerstwa Przemysłu, która bardzo jednoznacznie wypowiedziała się na temat pomysłu poprzedników na aktywa węglowe. Przypomnijmy: kierowane przez Jacka Sasina Ministerstwo Aktywów Państwowych celowało w powołanie do życia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE), która miała przejąć od grup energetycznych (PGE, Tauron, Enea) aktywa węglowe, co też w niedalekiej przyszłości miało odblokować zielone fundusze dla tych firm. Ale zdaniem szefowej MP obecnie takiego tematu nie ma.
Projekt NABE nie będzie realizowany - mówi tonem nie znoszącym sprzeciwu.
I wtedy na scenę na białym koniu postawiło wjechać Ministerstwo Aktywów Państwowych, które przyznało, że kwestia wydzielania aktywów węglowych jednak jest jak najbardziej brana pod uwagę. Trwają takie analizy. I tak jest od paru miesięcy.
Kwestia wydzielenia aktywów węglowych jest obecnie analizowana w Ministerstwie Aktywów Państwowych. Na ten moment nie zostały podjęte żadne decyzje w tym zakresie - taką odpowiedź uzyskał Bizblog.pl od MAP na początku lutego br.
Teraz rząd się tłumaczy, że Ministerstwo Przemysłu mówiło o kroku pośrednim, ale docelowo dojdzie do wydzielenia aktywów węglowych. Tylko, że to nie ma dzisiaj żadnego znaczenia. Bo tu i teraz liczy się to, czy rząd ma jakiś pomysł na transformację energetyczną, a jak tak to jaki. I widać jak na dłoni, że nie ma, tak po prostu. Nawet dwa resorty nie są w stanie przygotować, uzgodnić, wcześniej zaplanować jednego stanowiska. Wstyd.
Polska transformacja energetyczna potrzebuje przede wszystkim odwagi
Czyli tak po prawdzie nic się nie zmieniło. Każdy kolejny rząd boi się transformacji energetycznej, której nie da się przeprowadzić bez konfrontacji z górnikami. To nie jest garstka ludzi. Jak wylicza to Fundacja Instrat, w lutym br. w polskim górnictwie węgla kamiennego było zatrudnionych 76052 ludzi (o 704 więcej rok do roku), do tego doliczmy etaty z firm żyjących tylko z górnictwa. Łącznie to spokojnie jakieś 200 tys. etatów, jak nie więcej.
Trzeba z nimi zacząć uczciwie i szczerze rozmawiać. A nie może być tak, że rząd - powodowany wyłącznie strachem przed górniczymi manifestacjami i ich ewentualnym politycznym kosztem - wsłuchuję się jedynie w argumenty związkowców. Fedrowanie jeszcze przez 25 lat? Proszę bardzo. Indeksacja wynagrodzeń i coroczne podwyżki pensji? Ależ oczywiście! Powiązanie elektrowni z kopalniami, żeby te mogły szybko sprzedawać swój urobek, co by kasy na Barbórkę i 14. pensję nigdy nie zabrakło? W rzeczy samej.
I tak trwa kolejną dekadę ten górniczy dialog. Kolejne rządy ze strachu spełniają związkowe żądania, spychając węglową Polskę na energetyczny koniec UE. Swego czasu zabrakło odwagi pani premier Ewie Kopacz, która też za pieniądze podatników ratowała Kompanię Węglową. Nie było krzty odwagi w ukierunkowanych wyłącznie na polityczny zysk działaniach premier Beaty Szydło, która na zgliszczach KW powołała do życia Polską Grupę Górniczą. I tak samo jest teraz: nie ma żadnej, absolutnie żadnej odwagi w najnowszym pomyśle Ministerstwa Przemysłu na kontraktowe łączenie elektrowni z kopalniami.