REKLAMA

Rewolucja w płacach budżetówki? To strzał w stopę dla rządu

Błyskawiczny wzrost minimalnego wynagrodzenia, jaki następuje od kilku lat w Polsce, sprawia, że rzesze nie tylko nauczycieli, ale też urzędników i innych pracowników budżetówki nagle zarabiają minimum krajowe. Dlatego powstał pomysł: niech pensje budżetówki rosną co roku w takim samym tempie co płaca minimalna. Ależ by to była piękna pułapka dla rządzących!

płaca-minimalna-apel-do-rządu
REKLAMA

Ten pomysł brzmi całkiem sensownie, by pensje pracowników sektora budżetowego były waloryzowane co roku automatycznie. Wszak to jest grupa, która ostatnio biednieje najbardziej, a władza ma to kompletnie w nosie.

REKLAMA

Jednocześnie ta sama władza zupełnie nie ma w nosie pozostałych Polaków zarabiających najniższą krajową, dlatego od kilku lat systematycznie - i to bardzo mocno - ją podnosi. W tym roku od lipca pensja minimalna wynosi 3600 zł brutto, a w przyszłym roku ma wzrosnąć do 4242 zł brutto od stycznia i 4300 zł od lica 2023 r.

Nawet 4 mln Polaków na minimalnej pensji

Efekt? Coraz więcej Polaków zarabia właśnie minimum. Szacuje się, że przyszłoroczna podwyżka sprawi, że aż 3,5 mln Polaków będzie pracować za minimum. Niektóre szacunki mówią nawet o 4 mln.

Serwis prawo.pl pisze, że w ciągu ostatnich ośmiu lat dwukrotnie wzrosła liczba osób na minimalnym. I to grono zasilają w ogromnej mierze właśnie nauczyciele czy urzędnicy, których pensje zależą od decyzji rządu i niestety zupełnie nie nadążają ani za inflacją, ani za wzrostem średniej krajowej, ani za wzrostem minimalnego wynagrodzenia.

Trzeba to jakoś rozwiązać i padła propozycja: niechże te pensje pracowników budżetów nie zależą od łaski i niełaski rządzących, ale będą automatycznie waloryzowane o wskaźnik tempa wzrostu płacy minimalnej.

Co by to oznaczało w praktyce? 

Grube podwyżki

Baaardzo przyzwoite podwyżki. W 2024 r. pensja minimalna ma wzrosnąć aż o 19,4 proc. w porównaniu do lipca 2023 r., a w stosunku do stycznia 2023 r. będzie to wzrost o 21,5 proc.

W poprzednich latach też było grubo:

  • w 2023 r. pensja minimalna wzrosła o 19,6 proc. (w lipcu 2023 r. w stosunku do stycznia 2022 r, a styczeń do stycznia o 15,9 proc.),
  • w 2022 r. o 7,5 proc., 
  • w 2021 r. o 7,7 proc, 
  • w 2020 r. o 15,5 proc., 
  • w 2019 r. o 7,1 proc.

Widać wyraźnie, że pensja minimalna rośnie znacznie szybciej niż przeciętne wynagrodzenie. Prognozowany przez rząd wzrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w 2023 r. ma wynieść 12,3 proc., a w 2024 r. 9,8 proc.

Pułapka dla rządu

Albo od innej strony: kilkanaście lat temu minimalne wynagrodzenie stanowiło ok. 35 proc. średniego wynagrodzenia. W przyszłym roku minimalna pensja może dobić już do 55 proc. tej średniej. I to dlatego co roku pracodawcy wyrywają sobie włosy z głowy na wieść o podwyżkach płacy minimalnej. 

REKLAMA

Ale na wieść o pomyślę, by pensje budżetówki rosły w tempie płacy minimalnej, powinni zawiwatować. Dlaczego? Bo w takim układzie rząd, decydując o skali wzrostu wynagrodzenia w kolejnym roku, wiedziałby doskonale, że zapłacą za tę decyzję już nie tylko pracodawcy, ale i budżet państwa. A wtedy z całą pewnością nie szarżowałby tak ze skalą podwyżek płacy minimalnej, bo skąpiłby „swoich własnych” pieniędzy.

I w ten oto sposób, chcąc pomóc pracownikom sektora budżetowego, zaszkodzilibyśmy wszystkim najsłabiej zarabiającym.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA