REKLAMA

Opony jeszcze nie płoną. Ale gdy do 4 mln Polaków dotrze, coście zrobili z ich pensjami, gorzko pożałujecie

To nasi – powinno myśleć państwo. Nasi, czyli pracownicy sektora budżetowego. Ale zamiast o nich dbać, wszyscy mają ich w nosie. Nie od dziś. Polska wydaje niemal najmniej w stosunku do PKB na płace dla budżetówki. Ale gorzej, że między 2021 a 2022 r. pracownicy tego sektora dostali jeszcze mocniej po tyłku niż zwykle, a mówimy o co piątym pracowniku w Polsce.

NIK górnicy protest pgg
REKLAMA

Prześcigający się w obietnicach dla poszczególnych grup społecznych politycy w prekampanii wyborczej jakoś tego co piątego Polaka słabo dostrzegają. Niby o podniesieniu pensji dla budżetówki już od dawna mówi Lewica, wspomina o tym Polska 2050, a sam Donald Tusk sięgnął po tę grupę miesiące temu, obiecując im podwyżkę 20 proc. Ale to wszystko brzmi jak słowa kandydatki na Miss World: marzę o pokoju na świecie.

REKLAMA

I ostatecznie to marzenie odlatuje gdzieś na puchatej chmurce, bo to, co najważniejsze tu i teraz, to 800+ oraz 13. i 14. emerytura.

Emeryci dla polityków są ważniejsi, bo jest ich więcej

I nietrudno mi to zrozumieć, że rządzący wolą dopieścić emerytów zamiast „własnych pracowników”. Kalkulacja jest prosta: w budżetówce pracuje niecałe 4 mln Polaków, emerytów mamy ponad 50 proc. więcej – ponad 6 mln. A do tych sześciu milionów trzeba jeszcze doliczyć tych, którzy do wieku emerytalnego się zbliżają, więc są żywo zainteresowani tym, co za chwilę dostaną. No i efekt jest taki, że oprócz tych dodatkowych emerytur waloryzacja wypłacanych już świadczeń wyniosła w tym roku 14,8 proc., a w budżetówce 7,8 proc.

Żeby było jasne, to nie atak na seniorów, tym bardziej, że podwyżka emerytur o niemal 15 proc. to nie decyzja polityczna, ale prosta kalkulacja. Waloryzacja świadczeń jest zależna od poziomu inflacji i wzrostu wynagrodzeń. Pokazuje to jednak, jak bardzo z tyłu zostają pracownicy budżetówki. W sektorze prywatnym wynagrodzenia pędzą przecież podobnie jak emerytury. W 2022 r. wzrosły o 11,7 proc., w tym roku prawdopodobnie wzrosną o 12 proc. – tak przynajmniej wynika z projekcji NBP.

Nie sfrustrowalibyście się na miejscu pracowników budżetówki?

Warto na ten problem spojrzeć w jeszcze szerszym kontekście, żeby zrozumieć, jak bardzo nie dbamy o 4 mln Polaków. To kontekst europejski. Polska w 2022 r. była w ogonie krajów UE pod względem udziału płac budżetówki do PKB. Za nami są tylko trzy kraje, wyprzedzają nas 24 kraje.

REKLAMA

Co gorsze, ten udział spada, czyli gospodarka rośnie, ale płace pracowników na garnuszku państwa zupełnie za tym nie nadążają. I fakt, nie jesteśmy tu wyjątkiem. Dr Michał Możdżeń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Polskiej Sieci Ekonomii zwraca uwagę, że pogarsza się w ostatnich latach wszędzie. Między 2015 r. a 2022 r. udział płac budżetówki w PKB spadł aż w 18 krajach Unii. Ale jednocześnie dostrzega, że Polska jest jednym z niechlubnych liderów, a praktycznie cały spadek dokonał się między 2021 r. a 2022 r. Wychodzi na to, że był to rok miazgi dla sektora budżetowego. Aż dziwne, że te licznie zapowiadane strajki ostatecznie wcale nie sparaliżowały Polski.

Szczególnie że jak spojrzeć dookoła po naszych sąsiadach, to tam los pracowników budżetówki się poprawia. Udział płac do PKB w ostatnich latach wzrósł między 2015 a 2022 r. na Słowacji, w Czechach, na Litwie i Łotwie, w Bułgarii i Rumunii. Da się? Może okres przedwyborczy to całkiem dobry moment, żeby sobie przypomnieć o tych ludziach? 4 mln ludzi to jednak sporo głosów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA