Niby pensje rosną w dwucyfrowym tempie, niby pensja minimalna rośnie jak na drożdżach, a liczba osób zarabiających minimalną krajową błyskawicznie się w Polsce zwiększa, co oznacza, że biedniejemy i coraz więcej osób balansuje na krawędzi biedy.
Systematyczne i naprawdę duże podwyżki płacy minimalnej są powodem do chluby dla rządu. Cofnijmy się do końca 2018 r. Płaca minimalna wynosiła wówczas 2100 zł i otrzymywało ją według danych GUS ok. 1,5 mln pracowników. O tych ludzi postanowił zadbać rząd i w kolejnych latach mocno podnosił ustawowe minimum.
- w 2019 r. płaca minimalna wzrosła o 7,1 proc.
- w 2020 r. o 15,5 proc.;
- w 2021 r. o 7,7 proc.;
- w 2022 r. o 7,5 proc.
- w styczniu 2023 r. wzrosła o 15,9 proc., ale w lipcu została podniesiona drugi raz w tym roku, przez co wzrost w stosunku do stycznia 2022 r. wyniósł łącznie 19,6 proc.
I oto jesteśmy w miejscu, w którym płaca minimalna nominalnie wynosi 3600 zł, a w 2024 r. wzrośnie jeszcze do 4242 zł od stycznia, a od lipca do 4300 zł. Brutto oczywiście.
Miliony pracowników po cichu lądują w czarnej dziurze
Te wzrosty są szybsze niż wzrosty przeciętnego wynagrodzenia, a to przecież też rośnie bardzo szybko. Spójrzmy na ostatnie pięć lat, czyli okres 2018-2023. Płaca minimalna wzrosła z 2100 do 3600 obecnie, czyli o 71 proc. Z kolei średnie wynagrodzenie w styczniu 2018 r. wynosiło 4 588,58, a w sierpniu 2023 r. (ostatnie dostępne dane) 7368,97, co oznacza wzrost o 60 proc..
Czyli że najsłabiej zarabiającym w Polsce się elegancko poprawia i doganiają lepiej zarabiających, dzięki czemu rozwarstwienie w polskim społeczeństwie się kurczy?
NIE!
Rzecz w tym, że po pierwsze, średnie wynagrodzenie podawane przez GUS dotyczy tylko sektora przedsiębiorstw, nie uwzględniona jest więc budżetówka, a znacie już pewnie te historie, że ostatnie podwyżki płacy minimalnej powodują, że właściwie poziom płac nauczycieli spada poniżej progu wymaganego prawem?
Po drugie, firmy, w których wynagrodzenia bada GUS to firmy zatrudniające powyżej dziewięciu osób. Te, które zatrudniają mniej, nie wpadają do tej statystki, a to tam zarabia się najmniej. I w tych dwóch grupach najbardziej rośnie w ostatnich latach frustracja, kiedy słyszą o dwucyfrowych wzrostach płac. Oni bowiem zostają z tyłu, zasilając grono pracowników na płacy minimalnej. Ta stawka rośnie, ale obejmuje coraz większą rzeszę Polaków.
Z socjologicznego punktu widzenia sytuacja wygląda tak, że kilka milionów ludzi, którzy jeszcze kilka lat temu na drabince płacowej plasowali się gdzieś w środku i czuli, że nie mają wcale tak źle, bo pod nimi jest ktoś jeszcze, dziś spada na ostatni, najniższy szczebel, poniżej nich nie ma już nic.
Jak duża to grupa?
Co czwarty pracownik zarabia pensję minimalną
I tu dochodzimy do szokujących wniosków. Dane Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej pokazują, że w 2024 r. liczba pracowników zarabiających ustawowe minimum wzrośnie do 3,6 mln zł, a w 2018 r. była przecież w okolicach 1,5 mln. To pokazuje, jak rośnie, a nie maleje nam rozwarstwienie.
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, szacuje, że najniższą krajową w przyszłym roku będzie zarabiać już co czwarty pracownik i podkreśla, że Polska jest ewenementem na skalę światową. I ma rację.
Więcej na temat wynagrodzeń
Już we wspomnianym 2018 r. byliśmy w bardzo złym miejscu pod tym względem. Owe 1,5 mln pracowników wynagradzanych ledwo ustawowym minimum to według GUS było ok. 13 proc. pracowników. Według Eurostatu było to wówczas 12 proc. I wyprzedzały nas jedynie Bułgaria, Rumunia i Słowenia, gdzie ten odsetek był o kilka punktów większy. A z drugiej strony za minimalną stawkę pracowało wówczas ok. 7 proc. Niemców, czy ok. 3,5 proc. Czechów i zaledwie ok. 1 proc. Hiszpanów.
A za chwilę w Polsce odsetek pracowników na pensji minimalnej będzie dwukrotnie wyższy niż w 2018 r. Nie dajcie sobie mydlić oczu, że polski rynek pracy jest taki fantastyczny, bo się ewidentnie jest z nim bardzo nie tak.
Czytaj także: Najniższa krajowa - ile wynosi?