Mateusz Morawiecki obiecał Polakom podwyżki pensji. Szkopuł w tym, że nie ma nie ma to wielkiego wpływu. No chyba że chodzi, że uposażenia pracowników strefy budżetowej, ale te niedawno jego decyzją zostały zamrożone. A teraz premier wychodzi mówi, że Polacy nie powinni martwić się inflacją, bo ich pensje rosną szybciej…
Mateusz Morawiecki sprytnie podpiął się pod trend na rynku pracy. A że mówimy o statystyce, to jednym pensje będą rosły błyskawicznie, a inni nadal będą tkwić w miejscu i inflacja będzie pustoszyć ich portfele. Statystyka zawsze trochę kłamie, więc takie obietnice są niewiele warte, to tylko PR-owa zagrywka. Na dodatek może okazać się dla szefa mocno kłopotliwa.
Wzrost wynagrodzeń szybszy niż wzrost cen to podstawowy współczynnik Polskiego Ładu i naszego rozwoju gospodarczego
– powiedział podczas Forum Wizja Rozwoju w Gdyni premier Mateusz Morawiecki.
PR-owo brzmi dobrze, jakby premier nam coś miłego właśnie obiecał. I jakby Polski Ład miał nam to dać. Tylko że my już to mamy.
Przed nami rekordowe wzrosty płac
Inflacja w Polsce w lipcu dobiła już do 5 proc., a to dużo, najwięcej od 10 lat. Wszyscy dookoła straszą się drożyzną, więc ta obietnica premiera miała zapewne uspokajać trochę nastroje i zapewnić Polaków, że rząd nie da im zrobić krzywdy.
Tylko że rząd nie musi nic robić, bo to daje nam rynek i to już teraz. Dynamika wynagrodzeń jest bardzo wysoka. W marcu nasze pensje rosły średnio o 8 proc. rok do roku, w kwietniu o 9,9 proc., w maju o 10,1 proc, w czerwcu o 9,8 proc., a w lipcu 8,7 proc. i wynosiły już 5851,87 zł brutto. Mowa o przeciętnym wynagrodzeniu w sektorze przedsiębiorstw podawanym przez GUS.
To oczywiście kwestia tego, że jak porównujemy dane rok do roku, to porównujemy dzisiejsze liczby z tymi w samym środku pandemii, a więc to tzw. efekt niskiej bazy. Ale nadal wzrost wynagrodzeń się imponujący, bo przecież gospodarka dopiero wychodzi z covidowej zapaści.
Co więcej, eksperci ryku pracy przewidują, że to wysokie tempo wzrostu płac się utrzyma. Ba! Niedawno firma Adecco Group opublikowała raport, z którego wynika, że dynamika wzrostu wynagrodzeń może niedługo dobić do rekordowego poziomu.
W lipcu liczba ofert pracy na rynku nieznacznie spadła, ale cały czas notuje poziom powyżej 320 tysięcy. Zestawiając popyt na pracowników z ostatnimi danymi na temat wzrostu PKB w drugim kwartale oraz rekordowe wskaźniki PMI za ostatnie dwa miesiące, możemy śmiało prognozować, że dynamika wzrostu wynagrodzeń osiągnie niebawem również rekordowe wartości
– uważa Piotr Płusa, key account manager w Adecco.
Szczególnie duże podwyżki płac dotyczą choćby pracowników gastronomii, bo pracodawcy muszą ostro o nich konkurować, ale zyskują też pracownicy handlu - w obu tych branżach pracowników po prostu bardzo brakuje. No i oczywiście informatycy - oni nigdy o solidne podwyżki nie muszą się martwić.
Policzcie nogi swoje i psa. I co, obietnice premiera wcale nie ocierają łez?
Ale wracając do rzeczy, o ile inflacja dotyka każdego, ceny jednych produktów rosły bardziej, innych mniej, niektórych może nawet spadły, a oczywiście każdy z nas kupuje co innego, więc w różnych sposób odczuwa ten wzrost cen, ale go odczuwa, o tyle wzrost wynagrodzeń nie każdego dotyczy. No i tu pojawia się problem.
Ci, co dostają podwyżki, bez problemu pokrywają z nich rosnącą inflację. A ci, którzy ich nie dostają, obrywają po kieszeni. Taką grupą są choćby pracownicy budżetówki, którym rząd zamroził płace. Co im z tego, że przeciętny wzrost wynagrodzeń przewyższa inflację? Statystyką nie zapłacą rachunku za gaz.
No i oczywiście zawsze tak było, średnio ja i mój pies mamy po trzy nogi, co nie znaczy, że nie należy się cieszyć z dobrych danych statystycznych. Ale jak się je wykorzystuje do obrony tezy, że najwyższa od dekady inflacja w sumie jest okej, bo przecież zarabiamy też więcej, więc nic z tym nie trzeba robić, to już gorzej. Bo dobrze to wygląda tylko na papierze. A inflacja jednak nadal boli. I ani Polski Ład ani szybki rozwój gospodarczy nic z tym nie zrobią, przeciwnie, presja inflacyjna będzie jeszcze większa, dopóki Rada Polityki Pieniężnej nie postanowi jej w końcu powstrzymać.
Co to znaczy? Że więcej warta byłaby obietnica szefa NBP niż premiera.