REKLAMA

Patologia samozatrudnienia. Państwowa Inspekcja Pracy ślepa i głucha

Kiedyś Polska stała umowami o dzieło i zlecenie, żeby unikać płacenia składek ZUS. Ale zlecenie zostało częściowo oskładkowane, a dzieło — jak pokazują dane ZUS — wcale nie jest tak powszechne, jak dotąd sądzono. Teraz synonimem zatrudnienia śmieciowego są jednoosobowe działalności gospodarcze. Dla jednych to śmieć, który nie daje zabezpieczenia pracownikowi, dla innych żyła złota, głównie dla informatyków, którzy dzięki temu uprawiają arbitraż i płacą niższe podatki i składki, choć zgodnie z kodeksem pracy powinni pracować na etacie. Co na to Państwowa Inspekcja Pracy? Głowa wybucha.

branża-IT-zatrudnienie-raport
REKLAMA

Sama trochę nie wierzę w to, co czytam, ale przy okazji pisania w Bizblog tekstu „Spowiedź informatyka: „Wszyscy w IT okradają państwo, kiedy to zgłosiłem, zostałem zwolniony” starałam się uzyskać stanowisko Państwowej Inspekcji Pracy wobec takich praktyk.

REKLAMA

Takich, czyli jakich? W skrócie: niemal wszyscy IT pracują na B2B, więc zakładają jednoosobowe działalności gospodarcze, żeby płacić mniej danin dla państwa niż gdyby byli zatrudnieni na etacie. Rzecz w tym, że żadna z nich firma, bo nie dość, że pracują tylko dla jednego zleceniodawcy, co jeszcze nie jest zakazane, to przede wszystkim ich tryb pracy jednoznacznie wskazuje, że pracują jak etatowcy. 

Pracodawca wskazuje im miejsce pracy, zwykle również czas, pracują w zespole, w konkretnej strukturze, w której podlegają jakieś zależności wobec szefów, którzy wydają im polecenia. Pracują nawet na sprzęcie firmy „kontrahenta”. Wszystkie przesłanki, że to praca etatowa zostają spełnione — dlatego upieram się, że taki układ to zwyczajne łamanie prawa.

Patologia już nam tak spowszechniała, że nawet PIP uznaje ją za normę

Tymczasem PIP wydaje się ślepa, a jej wyjaśnienia dotyczące samozatrudnienia absurdalne — i to od nich właśnie mi głowa wybucha.

Od dwóch miesięcy prosiłam o wywiad z PIP, żeby poznać stanowisko urzędników wobec tego nagminnego łamania prawa w Polsce. Przy okazji publikacji tamtego tekstu o spowiedzi informatyka się nie doczekałam. Ale w końcu dostałam odpowiedź i to nie tylko na moją prośbę o wywiad (którego może w końcu doczekacie się na tych łamach), ale otrzymałam również wywód na temat istoty zatrudnienia.

Otóż PIP na wstępie zaznacza, że „tzw. samozatrudnienie/współpraca w ramach B2B nie stanowią kategorii prawnej, co oznacza, że pojęcia te nie zostały zdefiniowane w przepisach prawa”.

No ok. Ale zaraz potem wykłada, jakie jej zdaniem jest powszechne rozumienie samozatrudnienia:

Przyjmuje się, że samozatrudnienie to działalność gospodarcza wykonywana przez osobę fizyczną, w ramach której praca świadczona jest dla jednego lub głównie jednego podmiotu.

No i komuś coś się tu chyba ostro pomyliło. Bo samozatrudnienie, to inaczej jednoosobowa działalność gospodarcza. I to oznacza, że jedna osoba wykonuje zlecenia/kontrakty, a nie, że dla jednej osoby/firmy kontrakty są wykonywane. Istotą samozatrudnienia jest to, że pracownikiem firmy jest tylko jej właściciel i nikt inny, a nie to, że firma pracuje tylko dla jednego podmiotu.

Owszem, tak może być. I to jeszcze co do zasady nie łamie Kodeksu pracy. Ale praktyka pokazuje, że jednak właśnie na obchodzeniu Kodeksu pracy, czy wręcz jego łamaniu to polega.

Żeby było śmieszniej, PIP w przesłanych wyjaśnieniach zaraz potem zaprzecza sam sobie, bo powołuje się na definicję samej działalności gospodarczej z ustawy z dnia 6 marca 2018 r. - Prawo przedsiębiorców:

działalnością gospodarczą jest zorganizowana działalność zarobkowa, wykonywana we własnym imieniu i w sposób ciągły.

A więc jednak.

Ofiara czy cwaniak? Cwaniaka ratować nie trzeba

A jak ta działalność zarobkowa jest zorganizowana, ale nie tyle przez samego przedsiębiorcę, ale przez jego kontrahenta, to oznacza, że przedsiębiorca przedsiębiorcą nie jest, a jego „kontrahent” jest po prostu jego szefem.

I taką fikcję uprawiamy masowo. 

PIP co prawda pisze, że i stosunek pracy i umowy cywilnoprawne są prawnie dopuszczalnymi formami świadczenia pracy, a rodzaju zawartej umowy decydują jej strony. Jeżeli jednak praca jest wykonywana w warunkach charakterystycznych dla stosunku pracy, to zawarcie umowy cywilnoprawnej zamiast umowy o pracę stanowi naruszenie obowiązujących przepisów prawa pracy.

Jeśli więc samozatrudniony czuje się pokrzywdzony, bo powinien dostać etat, może pójść do PIP. 

Jeżeli osoba samozatrudniona byłaby zainteresowana ewentualną zmianą formuły prawnej świadczenia pracy na stosunek pracy, może zwrócić się w tej sprawie do Państwowej Inspekcji Pracy o przeprowadzenie kontroli w powyższym zakresie oraz zastosowanie stosownych środków prawnych – obok skierowania wystąpienia o usunięcie naruszenia prawa, w przypadku sytuacji spornej inspektor pracy może wnieść do sądu pracy powództwo o ustalenie istnienia stosunku pracy, lub wstąpić do już toczącego się w tej sprawie postępowania (zainteresowana osoba może sama wystąpić do sądu o ustalenie istnienia stosunku pracy), w trybie art.63 1 Kpc. W takiej sytuacji to sąd orzeka o istnieniu między stronami stosunku pracy, mimo zawartej wcześniej umowy cywilnoprawnej. Obecnie inspektorzy pracy nie mają uprawnienia do nakazania zawarcia umowy o pracę w miejsce umowy cywilnoprawnej — pisze PIP.

Zaraz, ale jeśli samozatrudniony nie jest „zainteresowany ewentualną zmianą formuły prawnej”, bo jest zachwycony, że może unikać płacenia składek jak koledzy na etacie i ma ich za frajerów, bo płacą też wyższe podatki? Cóż, wtedy wszystko gra. A budżet państwa traci miliony.

REKLAMA

Tylko w ubiegłym roku zarejestrowano w Polsce przeszło 463 tys. nowych jednoosobowych działalności gospodarczych. W sumie w Polsce mamy łącznie ok. 5 mln firm, z czego większość stanowią JDG. Nie, to nie znaczy, że tacy jesteśmy przedsiębiorczy. To raczej oznacza, że tak bardzo nie lubimy płacić składek na ZUS od każdej zarobionej złotówki. I nikomu, nawet państwowym urzędnikom, to nie przeszkadza.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA