REKLAMA

Afera ws. marihuany? 50 mln zł, by sprawdzić, że to ziele potrzebuje światła i wody

Już w przypadku medycznej marihuany od początku czułem pismo nosem i wiedziałem, że na tych skrętach z apteki ktoś nieźle po prostu zarobi. Sprowadzanie suszu nawet z Kanady musiało się komuś pierońsko opłacać. 10 g za nawet 900 zł robiło i ciągle robi wrażenie. Ale teraz, przy okazji organizowania własnych upraw, cyrk jest jeszcze większy. To okazja do tego, żeby na boku zarobić jeszcze więcej kasy. Polak wszak potrafi.

marihuana-medyczna-w-Polsce
REKLAMA

Tak, wiem, byliśmy lata pod zaborami, potem okupacja i PRL. A po drodze ileś tam jeszcze powstań. Musieliśmy się nauczyć kombinować i ciągle wychodzi nam to całkiem nieźle. Historia medycznej marihuany w Polsce, która jest legalna w naszym kraju od 1 listopada 2017 r., tylko to potwierdza. Co prawda zgodziliśmy się wtedy na użycie zioła, którego jednak nie wolno było hodować w kraju. Dlatego marihuanę, ten zwykły chwast, sprowadzaliśmy z Kanady, Niemiec, czy Danii. Dochodziły koszty transportu, kolejni pośrednicy i w efekcie za 10 g w aptece niektórzy płacili nawet 900 zł albo i więcej. 

REKLAMA

Do tego jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać wszędzie przychodnie, które za różną opłatą kontaktowały z lekarzem, który po krótkiej rozmowie przepisywał receptę na 10 g suszu. Wystarczyło np. uskarżać się przy tej okazji na zły sen. Zadziałało, sam sprawdzałem. I gdy już w końcu na medycznej marihuanie w Polsce wszyscy zyskali, a najmniej sami pacjenci, to politycy zaczęli coraz częściej mówić o rodzimej hodowli medycznych konopi indyjskich. W 2022 r. prezydent Andrzej Duda podpisał stosowną ustawę umożliwiającą taką hodowlę w Polsce. Przepisy weszły w życie na początku maja 2022 r. I dopiero zaczął się cyrk na kółkach.

Marihuana, czyli 50 mln zł na własną odmianę

Zgodnie z tymi regulacjami legalną uprawą konopi indyjskich w Polsce mogą zajmować się instytuty badawcze nadzorowane przez Ministerstwo Rolnictwa. W grudniu 2023 r. Główny Inspektorat Farmaceutyczny pozwolił na pierwszą w Polsce legalną uprawę marihuany medycznej, która powstanie w Konopnicy (woj. lubelskie). Instytut Biotechnologii Przemysłu Rolno-Spożywczego im. prof. Wacława Dąbrowskiego PIB już przeprowadził pierwszą fazę uruchomienia farmy indoor (z wykorzystaniem pomieszczeń zamkniętych). Czynny udział w procedowaniu tych przepisów miał poznański Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich. Tym podmiotem z nadania Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi kieruje Rafał Spachacz.

Więcej o marihuanie przeczytasz na Spider’s Web:

Jesteśmy na etapie wdrożeniowym. Podjęliśmy bardzo intensywne prace w drugiej połowie roku 2022, teraz mamy decyzję Głównego Inspektora Sanitarnego i Głównego Inspektora Farmaceutycznego do przetwarzania, przerabiania i dystrybucji, która stanowi etap badawczo-wdrożeniowy - stwierdził w kwietniu 2023 r. dyrektor Spachacz na antenie Radia Poznań.

Potem okazało się, jak ustalił serwis weedweek.pl, że IWNiRZ w Poznaniu ma zarezerwowane 50 mln zł. Na co? Na stworzenie polskiego know-how dotyczącego upraw medycznej marihuany. To pieniądze, które mają trafić do Instytutu z resortu rolnictwa, pochodzą z budżetu przeznaczonego na KPO. Dyrektor Spachacz przekonuje, że trzeba wydać aż takie sumy, jeżeli chcemy mieć własne odmiany medycznej marihuany, a nie tylko klony.

Lubię jaja, ale nie do kolan

Jeden z moich dawnych współpracowników, nieżyjący już niestety urzędnik z siemianowickiego magistratu, zwykł mówić: lubię jaja, ale nie do kolan. I to stwierdzenie jak ulał pasuje jako komentarz do tego, co wyprawia IWNiRZ w Poznaniu, w dodatku za pieniądze podatników. Może dyrektor Instytutu to czyta, więc spieszę z wyjaśnieniem: marihuana nie jest zjawiskiem kwantowym, które możemy ujrzeć jedynie w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Naprawdę, proszę uwierzyć.

To najzwyklejsza w świecie roślina. Jak pokrzywa albo majeranek. Różni się jedynie tym, że w odróżnieniu od nich posiada w sobie czynniki psychoaktywne. Ale tak samo jak one potrzebuje do hodowli wodę i światło. Tak po prostu. Jasne, trzeba się na tym znać, odpowiednio doświetlać, wietrzyć etc. Ale to raczej wiedza z poziomu szkoły podstawowej. Rozumiem, jakby Instytut zamierzał wydać 50 mln zł na budowę profesjonalnej fabryki, linii produkcyjnej, czy hal uprawowych. Ale w grze jest jedynie know-how! Chcemy wydać furę publicznych, było nie było pieniędzy, na to, żeby dowiedzieć się, jak hodować konopie indyjskie. 

REKLAMA

Nie ma przecież na świecie takich przykładów. Nie możemy czerpać z doświadczeń w tym względzie innych krajów, w tym też tych z nami sąsiadującymi (np. Niemiec czy Czech). Nie można zaprosić na rozmowy doświadczonych konopnych farmerów, których w Polsce nie brakuje. Tylko na razie często płacą im za ich wiedzę (sic!) zagraniczne koncerny. Może warto ich wyławiać? Czy jednak lepiej lekką ręką wydać 50 mln zł? Zawsze jeden, czy dwóch znajomych tak może nieźle zarobić i później się odwdzięczy, co nie? A gdzie w tym wszystkim są pacjenci i to, żeby mieli łatwiejsze dostęp do tańszego leku?

Wiem, że te pytania pozostaną bez odpowiedzi. Niestety poznański Instytut traktuje dziennikarzy jak zło największej próby i kontakt z nimi ogranicza się do koniecznego minimum, najczęściej ignorując jakiekolwiek zaczepki. Redakcja Bizblog.pl wysłała pytania w sprawie tych 50 mln zł na know-how hodowli marihuany do IWNiRZ w Poznaniu 22 stycznia. Pytamy tam np. o to, czy nie można w tym zakresie skorzystać już ze sprawdzonych rozwiązań praktykowanych za granicą? Minął miesiąc, a Instytut ciągle milczy jak zaklęty.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA