Kryzys demograficzny nie nadchodzi, on już trwa
Przeczytałem bardzo ciekawy komentarz ekonomistów Banku Pekao. Niektórym może wydać się mocno pesymistyczny, ale jest do bólu trzeźwą diagnozą. I przede wszystkim wezwaniem do zmiany myślenia. Dotyczy globalnego kryzysu demograficznego.

W sobotę mogliście przeczytać w Bizblogu tekst Jacka Bereźnickiego „Naród bez dzieci. Co się stanie, gdy Polaków będzie 20 milionów?”. Komentarz ekonomistów Pekao przedstawia zmiany demograficzne w nieco innym świetle.
Zazwyczaj skupiamy naszą uwagę na bieżących wskaźnikach makroekonomicznych – swoistym pulsie gospodarki. Ale obserwujemy też procesy długiego trwania, w tym trendy demograficzne i ich konsekwencje – zaczynają swój tekst.
Ich zdaniem spadająca dzietność, choć pozornie dobrze rozpoznana, okazuje się zjawiskiem, którego skali nie potrafimy ani w pełni wyjaśnić, ani – być może właśnie dlatego – powstrzymać.
Samo przejście demograficzne – od wysokiej dzietności i wysokiej śmiertelności do niskiej dzietności i długowieczności – jest znanym zjawiskiem, dobrze opisanym w naukach społecznych.
Im jesteśmy bogatsi: tym dłużej się uczymy, więcej wysiłku wkładamy w karierę, później zakładamy rodzinę i decydujemy się na mniejszą liczbę dzieci, które są coraz bardziej kosztowne w utrzymaniu – tłumaczą ekonomiści Pekao.
Demografia – coś przestało działać
Problem w tym, że od około 15 lat coś się w tym modelu załamało. Dzietność spada znacznie szybciej, niż przewidywały prognozy – nie tylko w krajach wysokorozwiniętych, ale także w państwach uboższych, o różnym zapleczu kulturowym i religijnym.
Dzietność spada zarówno w krajach muzułmańskich, chrześcijańskich, hinduistycznych, jak i w świeckich – zauważają ekonomiści Pekao.
Co więcej, nawet szeroko zakrojone działania publiczne nie przynoszą istotnych efektów. W komentarzu wyliczają katalog strategii, które już próbowano wdrożyć: ulgi podatkowe, świadczenia finansowe dla rodzin, wsparcie opieki żłobkowej i przedszkolnej, tanie mieszkania na wynajem. Wszystko to – ich zdaniem – nie przyniosło oczekiwanego przełomu.
Efekty takich polityk zwykle jakieś są, ale niewspółmierne do nakładów – piszą.
I tu dochodzimy do sedna: populacja świata zacznie się kurczyć szybciej i wcześniej, niż zakładano. Co to oznacza?
Więcej o dzieciach czytaj na Bizblog.pl:
Ślad węglowy spadnie, zadłużenie wzrośnie
Ekonomiści Pekao dostrzegają skalę nadchodzących wyzwań, ale unikają dramatyzowania. Zamiast tego proponują wyważoną ocenę konsekwencji, jakie niesie za sobą kurcząca się populacja. Zwracają uwagę, że z jednej strony może to prowadzić do korzyści, takich jak większa dostępność zasobów czy łatwiejsze osiąganie celów klimatycznych.
Ich zdaniem bowiem mniejsza liczba ludzi oznacza mniejszy ślad węglowy i niższą presję na infrastrukturę oraz środowisko naturalne, co w dłuższej perspektywie może ułatwić prowadzenie zrównoważonej polityki rozwoju.
Z drugiej strony autorzy nie mają złudzeń co do negatywnych skutków spadku liczby ludności.
Z biegiem czasu coraz trudniej będzie utrzymać nominalny wzrost PKB powyżej oprocentowania obligacji. Trzeba będzie przyzwyczaić się do tempa wzrostu rzędu 1 proc.– piszą, wskazując na przykład Japonii jako zapowiedź tego, co czeka wiele krajów – wskazują autorzy komentarza.
Sztuczna inteligencja też pomoże
Na zakończenie przedstawiają ciekawą obserwację.
Nie warto martwić się jednocześnie o sztuczną inteligencję i kryzys demograficzny – zauważają.
Ich zdaniem te dwa zjawiska mogą się wzajemnie neutralizować – jeśli sztuczna inteligencja okaże się sukcesem, to złagodzi niedobór pracy i utrzyma wzrost. Jeśli nie – to przynajmniej nie odbierze nikomu zatrudnienia.
Ekonomiści Pekao nie oferują prostych recept, ale zachęcają do zmiany optyki: zrozumienia, że nie wszystko da się rozwiązać za pomocą dopłat i programów, bo coraz więcej decyzji podejmujemy w logice „nie chcę mieć dzieci”, a nie „nie mogę sobie pozwolić na dzieci”. To zmienia wszystko.