Ceny mieszkań za chwilę runą. Deweloperzy na deskach
Polacy zaczynają rozumieć, że kredytu 0 proc. nie będzie. Niedziela wieczorem, jeden z nich wysyła wiadomość do dewelopera, informując, że zrywa rezerwację na zakup mieszkania, choć umowa miała być już podpisywana w poniedziałek. Deweloper na to: „cooooooo, chyba Pan żartuje?” W międzyczasie Koalicja Deweloperska zrywa jakiekolwiek stosunki z jednym z rządowych koalicjantów Polską 2050, a wszystkiemu winien jest lider tej partii Szymon Hołownia. Dzięki niemu dziś już stało się jasne, że ceny mieszkań będą spadać i to może nawet jeszcze w tym roku, bo kredyt 0 proc. nie będzie ich pompował.
Ta historia z wycofaniem się z podpisania umowy na zakup mieszkania w ostatniej chwili to może być fejk (choć wcale bym się nie zdziwiła, gdyby jednak nie), a Koalicja Deweloperska to żaden poważny związek branżowy, tylko prześmiewczy profil na portalu X (dawniej Twitter), który drwi z polityki mieszkaniowej Polski. Ale to nie znaczy, że ten tekst też jest żartem - zupełnie nie jest, bo tydzień temu naprawdę wydarzyło się coś, co zmieni kierunek na rynku mieszkaniowym i stąd właśnie wzmożenie dyskusji na temat rynku mieszkaniowego.
Zamieszania narobił marszałek Sejmu Szymon Hołownia - lider koalicyjnej partii Polska 2050, który głośno i bardzo zdecydowanie powiedział to, co ostatnio też coraz odważniej mówiła Lewica: NIE DLA KOLEJNYCH DOPŁAT DO KREDYTÓW HIPOTECZNYCH.
A to oznacza, że zaraz już oficjalne stanie się to, czego można było się domyślać już od tygodni - premier Donald Tusk będzie musiał wycofać się z pomysłu kredytu 0 proc. I w dodatku pewnie osobiście się z tego ucieszy.
O tym, jak Hołownia właśnie załatwił obniżki cen mieszkań
To było show - Szymon Hołownia potrafi w tę grę. W sobotę w swoim stylu nakreślił wizję rozwoju Polski na kolejne 10 lat - to w ramach kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Ta wizja miała trzy filary. Po pierwsze: tak dla CPK. To akurat nie było zaskoczenie, bo Hołownia już kilka ładnych dni temu mówił w mediach, że choć wcześniej atakował pomysł budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego jako megalomański i zupełnie niepotrzebny, to po prostu zmienił zdanie.
Po drugie, skupienie na innowacjach i tworzeniu polskich jednorożców (firm technologicznych wartych 1 mld dol.)
Po trzecie: nie dla rządowych dopłat do kredytów hipotecznych! I tego akurat po Hołowni nikt się nie spodziewał, bo dotąd nie zabierał głosu na temat kredytu #naStart, wychylała się tylko Lewica. A tu boom! Deklaracja Hołowni jest jednoznaczna: Polska 2050 nie poprze ustawy o dopłatach kredytowych.
„Nigdy więcej programów typu Bezpieczny Kredyt 2 proc., który wzbogacił deweloperów w metropoliach i doprowadził do wzrostu cen w całej Polsce. To oznacza także sprzeciw dla Kredytu 0 proc. Polska 2050 nie poprze tego pomysłu” - powiedział Hołownia.
I wszystko stało się jasne - kredytu #naStart po prostu nie będzie. Nie poprze go Lewica, nie poprze Polska 2050, a Koalicja Obywatelska ma w Sejmie za mało głosów, żeby samodzielnie przyjąć ustawę.
Więcej o rynku mieszkaniowym w Polsce przeczytasz na Bizblog.pl:
Czytam na portalu X, jak niektórzy jeszcze rozpaczliwie próbują zaklinać rzeczywistość, że może PiS pomoże projekt przepchnąć. Ale trzeba być niespełna rozumu, żeby myśleć, że KO i PiS pójdą razem pod rękę w jakiejkolwiek sprawie.
Pomijając już fakt, że nie tylko PiS nie będzie chciał wyciągnąć pomocnej dłoni do swojego wielkiego wroga, ale i ten wróg - Donald Tusk wcale nie marzy o takiej pomocy. Więcej, on się ucieszy z tego, że jego obietnica wyborcza upadła, bo z kręgów rządowych od jakiegoś czasu płynęły przecieki, że premier zalicza właśnie jakiś zwrot w sprawie kredytu 0 proc., zwyczajnie zmienia zdanie, bo dociera do niego, że to nie jest dobry pomysł i on wcale nie pomoże Polakom, a raczej zaszkodzi.
A zatem premier jest dzięki Hołowni w doskonałej sytuacji - może wycofać się z projektu, który, jak sam już zrozumiał, jest zły, a jednocześnie nie zrobi sobie przez to z gęby cholewy, bo będzie mógł powiedzieć tym wyborcom, co jednak na dopłaty liczyli, że on chciał, ale to koalicjanci nie pozwolili, tak działa demokracja.
Spadek cen mieszkań już za rogiem
Zaledwie kilka dni temu eksperci na łamach „Rzeczpospolitej” szacowali, że jeśli nowy program dopłat do kredytów hipoteczny nie wejdzie w życie, ceny mieszkań spadną o ok. 10 proc. Wtedy jeszcze było to bardziej gdybanie, bo tylko Lewica się stawiała. Dziś taki właśnie scenariusz należałoby zakładać jako bazowy.
Dlaczego? Choćby dlatego, że liczba ofert sprzedaży mieszkań na rynku wtórny rośnie, deweloperzy rozpoczęli więcej budów, a popyt spada po wygaszeniu Bezpiecznego Kredytu 2 proc.
Po czym to widać? Choćby po danych na temat udzielanych kredytów hipotecznych. W najnowszych danych Biura Informacji Kredytowej, świeżutkich, bo zaledwie sprzed kilku dni, przeczytacie, że niby akcja kredytowa utrzymuje wysoki trend, że niby w kwietniu 2024 r. banki i SKOK-i udzieliły o ponad 66 proc. więcej kredytów mieszkaniowych w ujęciu liczbowym.
Ba! W okresie styczeń - kwiecień br. w ujęciu liczbowym banki i SKOK-i udzieliły nawet o 150 proc. więcej kredytów mieszkaniowych.
Tak - ale to porównanie rok do roku. A jak prześledzimy zmiany miesiąc do miesiąca, okaże się, że jest coraz gorzej. W kwietniu udzielono kredytów hipotecznych o wartości 6,77 mld zł, a to najmniej od sierpnia 2023 r. Szczyt mieliśmy w styczniu 2024 r. - wówczas najwięcej umów Bezpiecznego Kredytu 2 proc. się finalizowało. W lutym i nawet marcu mogły być jeszcze jakieś resztki tego efektu, ale teraz nie ma już ratunku.
Kredyt 0 proc. miał spadki odwrócić, ale nie odwróci, bo go nie będzie. Popyt na hipoteki, a więc i mieszkania, wzrośnie, kiedy kredyty staną się tańsze ze względu na obniżki stóp procentowych, ale na te nie ma co liczyć w 2024 r., a bardzo możliwe, że przyjdzie na nie poczekań nawet niemal cały 2025 r. i RPP podejmie pierwsze decyzje dopiero w IV kwartale.
Nie ma żadnych sensownych przesłanek, by zakładać dalszy wzrost cen mieszkań. To może ceny się po prostu zatrzymają? Otóż przypominam jeszcze kilka argumentów:
- inwestorzy kupujący mieszkania na wynajem właściwie już nie generują popytu, po prostu zniknęli z tego rynku, bo rentowność kupowanych po dzisiejszych cenach mieszkań spada, przy jednoczesnym spadku cen najmu;
- ci, którzy kupili mieszkania w ostatnich kilku latach, czyli już drogo i liczyli na bardzo wysokie stawki najmu (które wynikały z chwilowego zdestabilizowania rynku przez falę uchodźców w Ukrainy ), są widocznie rozczarowani spadkami cen i nadpodażą na rynku najmu. Część nie chce się z tym pogodzić i nie urealnia cen najmu w dół, obstając przy swoim, ale ich lokale miesiącami nie znajdują najemców, a w serwisach ogłoszeniowych, jak dobrze poszperać, coraz więcej mieszkań, które oferowane są jednocześnie do wynajmu jak i do sprzedaży. Tak, całkiem spora liczba inwestorów zaraz wrzuci niewynajęte mieszkania na rynek sprzedaży, co ceny sprzedaży z kolei popchnie w dół.
To na koniec jeszcze szybka kalkulacja - zakładając całkiem realnie, że na koniec 2024 r. ceny mieszkań rzeczywiście spadną o ok. 10 proc., zobaczcie, ile REALNIE będzie trzeba płacić za mkw mieszkania w najwiekszych miastach na rynku wtórnym (kalkulacja uwzględnia ceny transakcyjne, nie ofertowe za I kw. 2024 r. na podstawie danych NBP minus wspomniane 10 proc.):
- Warszawa 12,9 tys. zł
- Kraków 12 tys. zł
- Łódź 6,7 tys. zł
- Wrocław 10,4 tys. zł
- Poznań 8,9 tys. zł
- Gdańsk 10,9 tys. zł
- Katowice 6,8 tys. zł
- Szczecin 7,9 tys. zł
- Lublin 7,9 tys. zł
- Rzeszów 8,5 tys. zł