A gdyby tak Polacy sami zarabiali na CPK, tak do własnej kieszeni? Albo na elektrowni atomowej? To byłby niezły sposób, żeby poradzić sobie z opinią publiczną. Takie trochę przekupstwo, ale całkiem czyste i eleganckie. I zgodne z prawem. Coś podobnego proponuje właśnie członek RPP, ale wycina z interesu Kowalskiego, zarobić mogłyby tylko banki. No i chyba już trochę za późno.
Wojna o TAK/NIE nie dla CPK to wojna plemienna, polityczna, aż strach pisać cokolwiek na ten temat, bo od razu rzucają się internetowe sępy. Aktualnie trwa żer na influencerach, którzy brali pieniądze za promowanie CPK, o czym napisał „Newsweek”.
Cały naród buduje swoje CPK
A raz jeden mogła być narodowa zgoda, albo przynajmniej brak awantur. Może nawet jakaś merytoryczna dyskusja? Dałoby się to zrobić? Jest kilku takich, co uważa, że by się dało i nawet mają pomysł, co należało zrobić: podsunąć Polakom hasło „cały naród buduje swoje CPK”.
I hasło to wypełnić treścią, czyli dać Polakom możliwość zainwestowania w CPK - wyemitować obligacje z opcją zamiany na udział we własności powstających inwestycji - proponował z tydzień temu znany twitterowicz Easy Rider.
Korzyść podwójna, bo nie dość, że Polacy zajęliby się kalkulowaniem, czy ich własna inwestycja ma sens zamiast pokrzykiwać plemiennie, to jeszcze byłyby to dodatkowe środki na inwestycję. I większa publiczna kontrola nad inwestycją.
Mimo że takie „powszechne uwłaszczenie” może niektórych rozbawić, to wcale nie jest żart. Ta koncepcja szybko zyskała aprobatę ekonomisty Oxford Economics Mateusza Urbana, który podkreśla, że byłby jeszcze jeden efekt uboczny - teraz politykom, bez merytorycznych argumentów, trudniej byłoby się z CPK wycofać, bazując jedynie na argumencie megalomanii czy gigantomanii.
No a Polacy mogliby co nieco zarobić, bo takie obligacje byłyby oprocentowane trochę lepiej niż zwykłe detaliczne obligacje skarbowe.
Myślicie, że to jakiś stek bzdur? Twitterowe teoretyzowanie? Tak było, aż minął tydzień i okazało się, że pomysł się przebił aż do Rady Polityki Pieniężnej, tylko po drodze wyciął zwykłego Kowalskiego z interesu.
Niech na CPK zarobią banki
Prof. Ireneusz Dąbrowski, członek Rady Polityki Pieniężnej, w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” proponuje, by nie tylko na budowę CPK, ale również choćby elektrowni atomowych, wyemitować specjalne obligacje celowe, które te inwestycje pomogłyby sfinansować. Tylko różnica jest taka, że w przeciwieństwie do pomysłu z Twittera, zarabiać na tych obligacjach miałyby banki, a nie Kowalski.
Więcej na temat CPK:
A, no i musielibyśmy powtórzyć numer z pandemii, bo prof. Dąbrowski chciałby, by NBP mógł od banków te obligacje odkupować. Niewtajemniczonym wyjaśnię, że generalnie NBP nie może kupować obligacji państwa na rynku pierwotnym, czyli bezpośrednio od emitującego je Ministerstwa Finansów, bo po prostu NBP nie może finansować państwowego długu.
A tak, dług finansowałyby banki komercyjne, żeby zaraz potem kupione obligacje odsprzedać NBP i interes kręciłby się przez „pośrednika”. I tak w trakcie pandemii NBP skupił obligacje o łącznej wartości nominalnej 144 mld zł, co nie każdemu ekonomiście się podobało. Jeszcze więcej ekonomistów kręciło nosem, kiedy już kilka dobrych tygodni temu NBP wydawał się wygrażać, że te wszystkie obligacje zacznie sprzedawać na rynku, co miałoby bardzo poważne negatywne konsekwencje dla polskiej gospodarki.
To może lepiej jednak posłuchać komentariatu z Twittera (przeprasza, dziś to już X) i sprzedawać te celowe obligacje Kowalskiemu? Czego kawałek wolelibyście sobie kupić - CPK czy elektrowni atomowej?