REKLAMA

Tania energia dla milionów Polaków. Blokada trwa w najlepsze, a rachunki idą w górę

Rząd wprowadza do ustawy wiatrakowej, która ma wreszcie znieść zasadę 10H, autopoprawkę. Ale o przyjęciu jej jeszcze w tym roku już nie ma mowy. Być może uda się to w styczniu, ale to też nic pewnego. Bo też zasada 10H stała się zakładnikiem politycznym Zjednoczonej Prawicy i tak po prawdzie nie wiadomo, co będzie z nią działo się w następnych tygodniach. Zwłaszcza, że już naprawdę trudno zliczyć wcześniejsze obietnice rządu w tym względzie, z których nigdy się nie wywiązano. Eksperci alarmują, że ta legislacyjna zabawa ma swoje przykre konsekwencje dla konsumentów, w postaci przede wszystkim drogiej energii.

Tania energia dla milionów Polaków. Blokada trwa w najlepsze, a rachunki idą w górę
REKLAMA

Chociaż modyfikacja zasady 10H, która bardzo skutecznie od sześciu lat hamuje rozwój energetyki wiatrowej na lądzie w Polsce, jest jednym z kamieni milowych, od realizacji których Bruksela uzależnia wypłatę Polsce środków w ramach KPO, to jej uchylenie ma też swoje koszty polityczne. Nie wszyscy bowiem członkowie koalicji rządzącej, czyli Zjednoczonej Prawicy, chcą się pogodzić z wiatrakami. I jesteśmy świadkami politycznego przeciągania liny. Niestety, zdaniem ekspertów, to bardzo kosztowna zabawa, na której przede wszystkim tracą sami konsumenci

REKLAMA

To nie tylko wyraźnie zmniejszyłoby rachunki energetyczne Polaków, ale też przyspieszyłoby zdecydowanie polską dekarbonizację, którą unijna polityka nakreśliła już lata temu. I jej zdecydowanym wsparciem po naszej stronie byłoby umożliwienie realizacji lądowych projektów wiatrowych. Kapitał jest, chęci też są, nie ma przepisów wspierających - wskazuje w rozmowie z Bizblog.pl Damian Bąbka, członek zarządu Qair Polska S.A.

Zasada 10H z autopoprawką rządu

Tymczasem zabawa w ciuciubabkę ma trwać dalej. Kilka tygodni temu Piotr Müller, rzecznik rządu, zapowiadał karetkę zasady 10H jeszcze w tym roku. Potem okazało się, że niezbyt spieszy się do tego też marszałek Sejmu Elżbiecie Witek, która nawet nie nadała projektom druków sejmowych. Teraz zaś Piotr Müller wskazuje na początek nowego roku. Pretekstem do kolejnej obsuwy czasowej ma być tym razem autopoprawka rządu do ustawy wiatrakowej. Zgodnie z tymi propozycjami nie mniej niż 10 proc. wyprodukowanej przez wiatraki energii ma być przekazywane na rzecz społeczności lokalnej, która tym samym zyska status prosumenta wirtualnego. 

Liczę na to, że projekt będzie mógł być procedowany dzięki temu na najbliższym posiedzeniu Sejmu w styczniu - zapowiada rzecznik rządu.

Na razie przyszłoroczny terminarz posiedzeń Sejmu wskazuje na dwa spotkania posłanek i posłów w styczniu 2023 r.: od 11 do 13 i od 25 do 26. I to obecnie są obowiązujące terminy dla korekty zasady 10H, które jednak - jak wcześniejsza praktyka wskazuje - mogą zmienić się jeszcze kilka razy.

Wiatraki na lądzie dadzą pracę górnikom

Nikogo też szczególnie nie zdziwi, jeśli rząd znowu zmieni zdanie i modyfikację zasady 10H ponownie przesunie w czasie. Już tak często to wcześniej robił, że trudno nie spodziewać się kolejnego tego typu ruchu. Damian Bąbka przekonuje, że w ten sposób traci cała gospodarka. Bo rozwój energetyki wiatrowej na lądzie to też nowe miejsca pracy. 

To bardzo atrakcyjna wizja przede wszystkim dla górników, którzy prędzej czy później będą musieli się przekwalifikować. Tu nie chodzi o rewolucję, a bardziej ewolucję - zaznacza członek zarządu Qair Polska S.A.

Odblokowanie wiatraków na lądzie ma też pozwolić w większym stopniu modyfikować polski miks energetyczny. Analitycy są zgodni, że ten po zmianach dalej powinien opierać się na pewnym stabilizatorze. Do tej pory tę rolę odgrywały elektrownie węglowe i w mniejszym zakresie też elektrownie gazowe. 

Drugą składową, bardzo istotną, są projekty OZE. I wygląda na to, że w perspektywie kilkuletniej nie mamy w tym względzie w Polsce zbyt dużego pola manewru poza zwiększaniem ekspozycji na OZE. Dlatego uważam, że w ciagu najbliższych paru lat węgiel z nami zostanie - twierdzi Damian Bąbka.

Trend jest jasny: OZE wypychają paliwa kopalne

Przecież mamy Baltic Pipe, a PGNiG chwili się co chwilę odkryciem nowych, własnych złóż. Do tego jeszcze dochodzi import LNG. Z kolei kopalnie mają się powoli zwijać, chociaż zwiększenie produkcji węgla - co nakazał premier Morawiecki - oznacza nowe inwestycje i opóźnienie całego procesu. Tyle tylko, że dla świata finansów powoli to nie ma znaczenia, bo i węgiel i gaz są w jednym worku paliw kopalnych. 

Część banków już ukierunkowuje się na finansowanie wyłącznie projektów zielonych. Dla nich gaz to tak jest drugi węgiel, następny w kolejce do redukcji. Taki jest trend, którego już chyba nie można zatrzymać - twierdzi Damian Bąbka.

Przedstawiciel Qair Polska S.A. przekonuje, że nastąpi taki moment, może za 10 lat, a może dopiero za 30, że firma, która nie będzie w stanie wykazać się zerowym śladem węglowym, po prostu nie będzie w stanie sprzedawać swoich produktów i usług.

Bo po pierwsze konsument będzie tego oczekiwał, a po drugie uporządkują to też odpowiednie regulacje prawne, które nakażą wykazywanie neutralnego wpływu na środowisku - nie ma cienia wątpliwości Bąbka.

REKLAMA

IEA: za trzy lata OZE prześcigną węgiel

Potwierdzeniem tego trendu jest najnowszy raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA). Zgodnie z tym opracowaniem w najbliższych latach OZE mają bardzo przyspieszyć. Głównie przez wywołaną przez Rosję wojnę na Ukrainie, co spowodowało drastyczny wzrost cen paliw kopalnych. Ekspansja odnawialnych źródeł energii ma przyspieszyć szczególnie w UE, USA, Chinach i Indiach. IEA spodziewa się, że dzięki temu już na początku 2025 r. OZE prześcigną węgiel jako największe źródło energii elektrycznej, a w 2027 r. osiągną 38 proc. globalnego udziału w miksie energetycznym.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA