Blokującym tanią energię dla Polaków w końcu mówimy PA, PAA. Jest aż tak fatalnie?
Musi być naprawdę źle z budżetem państwa na przyszły rok. Rządzący pewnie też szykują finansowe zachęty dla wyborców, co również swoje kosztuje. I tylko w ten sposób można wytłumaczyć ostatnią ofensywę w sprawie blokującej rozwój energetyki wiatrowej na lądzie w Polsce zasady 10H. Zjednoczona Prawica od już siedmiu lat udaje, że chce zmienić tę regulację, ale dopiero w ostatnich tygodniach nagle dokonuje zmiany frontu. Na tyle, że sejm jeszcze w tym roku może ją zmodyfikować. Co się stało? Odpowiedź brzmi: Krajowy Plan Odbudowy.
W Polsce z zasadą 10H od dłuższego czasu mamy prawdziwy rollercoaster. Do teraz politycy obozu rządzącego co chwilę zapowiadali jej korektę, żeby potem ze swoich słów wycofywać się rakiem. W końcu, kiedy 30 września na spotkaniu z mieszkańcami Koszalina z ust prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego padły słowa o prawie człowieka do spokojnego snu, bez huku wiatraków - można było przypuszczać, że zasada 10H, wprowadzona w życie w 2016 r., przetrwa kolejną kadencję sejmu i znowu zostanie z nami na dłużej. Ale minęło raptem kilka tygodni i jesteśmy świadkami gwałtownego zwrotu akcji na tyle, że modyfikacja zasady 10H może nastąpić jeszcze nawet w tym roku. Optymizmu w tej sprawie nie traci posłanka PiS Jadwiga Emilewicz, była wicepremier i minister rozwoju, która już miesiąc temu liczyła, że ustawa wiatrakowa jeszcze w listopadzie trafi do sejmu. Tak się nie stało, ale Emilewicz cały czas jest dobrej myśli.
Zgodnie więc z terminarzem posiedzeń Sejmu miałoby to stać się albo w trakcie 68. posiedzenia (13-14 grudnia) albo podczas 69., które zaplanowane jest na 15 grudnia. Ale niewykluczone jest też zwołanie w ostatnim miesiącu roku dodatkowego posiedzenia - przed lub po świętach. I chociaż wcześniej z ust polityków koalicji rządzącej słyszeliśmy wiele razy podobne zapewnienia - tym razem faktyczne pochylenie się nad zasadą 10H posłanek i posłów wydaje się jednak bardziej prawdopodobne niż wskazywały na to wcześniejsze deklaracje.
Zasada 10H: korekta przepisów ponad podziałami politycznymi?
To proces, który tak po prawdzie trwa od kilku tygodni. W tym czasie przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy albo o lądowych wiatrakach nie mówią wcale, albo tylko dobrze. I coraz częściej na wierzch wyciągana jest też nowelizacja ustawy wiatrakowej, która rząd przygotował już w lipcu 2022 r.
Koronnym dowodem na to, że być może jednak jesteśmy już na końcu festiwalu niespełnionych obietnic, jeżeli chodzi o zmianę zasady 10H, było ostatnie posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Energii Odnawialnej. Nie dość, że na obrady niespodziewanie przybył premier Mateusz Morawiecki, to w dodatku przedstawiciele różnych opcji politycznych wreszcie mieli takie samo zdanie ponad podziałami: trzeba uwolnić polską energetykę wiatrową.
Zmiana zdania rządu oznacza bardzo konkretne pieniądze
I być może to byłaby tylko kolejna zapowiedź, bez jakichkolwiek gwarancji, z których rząd się ponownie wycofa. Ale tym razem jest inaczej. Bo Zjednoczona Prawica nie przeprasza się z turbinami lądowymi ani przez przypadek, ani z dobrej woli. To nic innego jak skrajny pragmatyzm. Modyfikacja regulacji hamujących w Polsce rozwój energetyki wiatrowej stanowi bowiem jeden ze 115 kamieni milowych, od realizacji których Komisja Europejska uzależnia wypłatę środków w ramach KPO. Rząd wcześniej sam się do tego zobligował, ale potem robił z tego wyłącznie użytek na potrzeby wewnętrznej polityki. Ale nagle budżet zaczął się nie spinać, a koszt obsługi polskiego długu skoczył nerwowo w górę. Do tego wszystkiego za chwilę zaczniemy rok wyborczy. A ostatnie spotkania Polaków przy urnach wyborczych pokazują, że utrzymanie władzy w Polsce też sporo kosztuje, zwłaszcza w kontekście polityki socjalnej. Tymczasem KPO to w sumie 158,5 mld zł. Czyli ponad 32 proc. dochodów państwa, założonych w budżecie na 2022 r., w wysokości 491,9 mld zł. Warto więc po takiej pieniądze się pochylić. Nawet kosztem zasady 10H.
Wiatraki na lądzie są blokowane, bo konsultacje tyle podobno trwają
Paweł Czyżak z think tanku Ember uważa, że Polska mogłaby mieć nawet 44 GW wiatraków na lądzie, gdyby zasada 10H była wcześniej zliberalizowana.
Z kolei przedstawiciele Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) od miesięcy mówią w tym kontekście też o nowych miejscach pracy, nawet 100 tys., co jest nie do przeceniania zwłaszcza w dobie rychłej konieczności przekwalifikowywania górników. Ale eksperci też przestrzegają, żeby przy tej okazji nie wpaść spod deszczu pod rynnę. Bo nie chodzi wyłącznie o korektę zasady 10H, ale o to, żeby przepisy już po tych modyfikacjach miały ręce i nogi.
Z kolei minister klimatu i środowiska Anna Moskwa zwraca uwagę, że głównym celem nie jest dyskusja o tym, czy to będzie odległość od wiatraków 500 metrów, czy mniej, czy więcej, ale większe upodmiotowienie społeczności lokalnych. I dlatego, zdaniem Moskwy, tak długo trwają w tej sprawie konsultacje.