Polska nie jest podzielona tak, jak zapewne wam się wydaje i jak karze myśleć stereotyp: Elektorat PiS jest zahukany, więc nigdzie nie jeździ, jest więc wrogiem przyjęcia euro, a elektorat KO to wiadomo - przedsiębiorcy w drogich garniturach, światowi i oni masowo euro chcieliby w Polsce natychmiast. Błąd! Okazuje się, że w ostatnich latach poparcie dla przyjęcia euro w Polsce drastycznie zmalało nawet w gronie przedsiębiorców.
Od razu ważne zastrzeżenie: nie mówimy o jakichś tam małych przedsiębiorcach, jednoosobowych działalnościach gospodarczych, które robią tylko sztuczny tło i czasami nie mają nic wspólnego z biznesem, bo pracują w korpo na B2B, ale o wielkim biznesie, dla którego to ważna kwestia.
Mówimy o tym, co na temat przyjęcia euro w Polsce myślą szefowie średnich i dużych firm. I wyniki są zaskakujące. A cyklicznie pyta ich o to firma audytorsko-doradcza Grant-Thornton. W najnowszej edycji badania nie uzbierała się nawet połowa tych, którzy woleliby w Polsce posługiwać się euro, a nie złotym. Dokładnie tylko 48 proc. badanych to zwolennicy przyjęcia wspólnej waluty.
Ciekawe, że więcej zwolenników przyjęcia euro w Polsce jest wśród szefów średnich firm - 51 proc., a w dużych firmach za przyjęciem euro opowiada się tylko 30 proc.
Już nie ma się czego bać?
Najciekawsze jest jednak to, jak to się zmieniało na przestrzeni czasu. A zmieniało się.
W krótkim terminie korekty nie są oszałamiające. W tym roku odsetek przedsiębiorców, którzy są za przyjęciem euro nieco spadł - z 54 proc. rok temu do 48 proc. obecnie.
Ale w sumie nadal jest nieco wyższy niż w ostatnich trzech latach, kiedy wolę przyjęcia euro w Polsce deklarowało ok. 40 proc. Mało, co? Zrzucałabym to na karb wysokiej inflacji, z którą łatwiej walczyć, mogąc samodzielnie ustalać stopy procentowe zamiast być zdanym na Europejski Bank Centralny, który musi pogodzić interesy wielu krajów z bardzo różnym poziomem inflacji.
Ale jak sięgniemy jeszcze kilka lat wstecz, to można się grubo zdziwić. Był w Polsce czas, gdy poparcie dla przyjęcia euro wśród szefów dużych i średnich firm było radykalnie większe i w latach 2010-2012 sięgało aż 85 proc.!
Skąd tak wielka różnica w podejściu i dlaczego przedsiębiorcy zmienili zdanie? Eksperci Grant Thornton wskazują na to, że w tamtych latach złoty był znacznie mniej stabilny, więc firmy bały się ryzyka walutowego. Dziś wahania złotego są znacznie mniejsze, więc ten powód, by wejść do strefy euro, traci trochę na znaczeniu. Trochę.
No ale nie można też pominąć wieloletniej nagonki środowiska PiS na euro, które straszyło Polaków. Nadal zresztą to robi. Może wam ostatnio umknęło, ale zaledwie kilka dni temu prezes PiS Jarosław Kaczyński odśpiewał tę samą pieśń, że przyjęcie euro spowodowałoby m.in. gwałtowny wzrost cen i spadek wartości nabywczej płac, ale na poparcie, że doskonale wie, co mówi, przygotował nawet precyzyjne wyliczenia, według których „realnie euro jest warte nie 5 zł, a 2,55 zł”.
Nie bieżcie sobie tych kalkulacji do serca, bo nie są prawdziwe.
Więcej wiadomości na temat walut można przeczytać poniżej:
Nie chcemy euro, ale nas zmuszą?
I jeszcze jeden ciekawy wątek: większość badanych przedsiębiorców wcale nie marzy o wejściu do strefy euro, ale jednocześnie większość uważa, że Polska euro przyjmie i to szybko, bo w ciągu sześciu najbliższych lat - do 2030 r. - wynika z badania Grant Thornton. Uważa tak aż 54 proc. badanych.
Przy czym na lata 2031-2035 wskazuje tylko 15 proc., a na czas po 2035 r. jedynie 6 proc.
Czyli co, rząd nas zmusi wbrew woli? Nie, nigdy, bo Polska nigdy nie przyjmie euro - uważa 11 proc. przedsiębiorców.