A jeśli to nie trolling, to z pewnością jest to przejażdżka na plecach dwóch królów sprzedaży. Oto sieć Delikatesy Centrum wprowadza swoją promocję, ogłaszając, że „niskie ceny nie mają właściciela”, więc Lidl z Biedronką nie mogą ich sobie zawłaszczyć. I? I Delikatesy Centrum obniżają ceny swoich produktów klientom konkurencji.
W sumie nic dziwnego, że ktokolwiek chce sięgać po stałych klientów Lidla czy Biedronki, bo te dwie sieci kontrolują ok 40 proc. całego rynku spożywczego. To też konkurencja miedzy nimi rozpoczęła wojnę dyskontową gdzieś w okolicach końca lutego, która zmusiła rywali do podjęcia kroków, by nie zostać w tyle i w efekcie wywołała takie oto kuriozum, że ktoś daje zniżki na zakupy dzięki posiadaniu certyfikatu lojalności wobec konkurencji. To jakby Burger King dawał zniżki na kupony promocyjne McDonald’s. Albo jakby paszport Polsatu uprawniał do bonusów w TVN.
Delikatesy Centrum robią przejażdżkę na plecach konkurencji
Promocja Delikatesów Centrum, które w rankingu najpopularniejszych sklepów z pewnością są daleko poza liderami rynku, rozpoczęła się już 4 kwietnia i polega na tym, że sieć ma czytniki nie tylko do skanowania kodów aplikacji własnego programu lojalnościowego, ale również odczytujących aplikacje Lidla i Biedronki.
Jeśli robisz zakupy w Delikatesach Centrum, a masz kartę lojalnościową czy aplikację jednego z tych dwóch konkurentów, system naliczy niższe ceny według cen z marca w konkurencyjnych sieciach. Nie dotyczy to jednak wszystkich produktów, ale wyznaczonych jako biorące udział w promocji.
Ale to nie ma znaczenia, kluczowe, do jakich dziwactw prowadzi nas ta dyskontowa wojna cenowa.
Grupa Eurocash, do której należą Delikatesy Centrum, wyjaśnia, że to ich odpowiedź na próbę zawłaszczenia narracji o atrakcyjnych cenach przez największych. A mówiąc inaczej, może i narracja została zawłaszczona, ale nie dlatego, że ktoś ją kradnie, ale dlatego, że Lidl i Biedronka tak zaciekle ze sobą walczą o klientów, że ktokolwiek inny jest bez szans, żeby przebić się przez te wojenne okrzyki. Lepiej więc wsiąść na plecy wojującym, niż próbować z nimi walczyć.
Więcej o sieciach handlowych przeczytacie w tych tekstach:
Prokurator naprawdę wkracza do gry
Swoją drogą ta wojna cenowa ma też całkiem inne odcienie interesujące nie tylko speców od marketingu, ale również organy ścigania i nadzoru, które mają przez sieci handlowe coraz więcej roboty.
Przypomnę, że kilka tygodni temu zrobił się szum o wódkę, którą sieci sobie wybrały do wabienia klientów. Właściwie nie same wybrały, ale sprowokował je dziennik „Fakt”, który umieścił ten produkt w swoim koszyku zakupowym, by porównywać, w której sieci handlowej najtaniej można zrobić zakupy.
I dyskonty rozpoczynając wojnę, zaczęły absurdalnie obniżać ceny produktów z tego właśnie koszyka, żeby w gazecie wypaść dobrze.
Z wódką doszło do tego, że Biedronka sprzedawała pół litra po 8,99 zł, Lidl po 9,99 zł, a i Kaufland włączył się w tę zabawę, oferując cenę również 9,99 zł. To o tyle dziwne, że sama akcyza za pół litra wódki wynosi 14,46 zł, a przecież jeszcze VAT i koszt wyprodukowania produktu.
Mogliście już o tym zapomnieć, że szum zrobił się dlatego, że Jan Śpiewak poskarżył się na to do UOKiK, potem wpłynęło doniesienia do prokuratury. I sieci wycofały promocję. Biedronka tłumaczyła, że jej misją jest "oferowanie klientom produktów wysokiej jakości w możliwie niskich cenach, w zróżnicowanych grupach produktów”, Lidl udawał Greka, że to „warunki rynkowe” stoją za tak niską ceną alkoholu, a Kaufland to w ogóle powiedział, że doszło do jakiejś pomyłki.
Wszyscy schowali głowę w piasek, że niby nic się nie stało, ale prokurator uznał, że jednak się stało i właśnie się okazało, że wszczął postępowanie w sprawie "prowadzenia premiowanej sprzedaży wódek”.
A to nie koniec kłopotów z prawem. Bo oto zaczęliśmy kwiecień, kiedy VAT na żywność miał wzrosnąć z 0 do 5 proc., a tu sieci zaczęły się prześcigać w deklaracjach, że one cen o VAT nie podniosą. I Biedronka znów może mieć przez to problemy, bo niby ogłosiła, że nie podniesie cen dla 4000 produktów, ale w innym haśle grzmiała: „W kwietniu w Biedronce nie podniesiemy żadnej ceny”. I tu właśnie wjeżdża UOKiK, sprawdzając, czy na pewno żadnej?
A tymczasem, zobaczcie, co stało się naprawdę z cenami. Niby tylu graczy na rynku obiecywało, że cen w kwietniu nie podniesie o VAT, a ceny w pierwszym tygodniu kwietnia w porównaniu do końca marca wzrosły dokładnie o 5 proc., czyli o podniesioną stawkę VAT - jak wyliczyli eksperci aplikacji Pan Paragon.