REKLAMA

Biedronka leje się z Lidlem, a Polacy na to: chcemy jeszcze!

Choć wydawało się, że walka Lidla i Biedronki jest wręcz do znudzenia i konsumenci mają powoli dość wmawiania im, która z sieci jest najtańsza, to jednak okazuje się, że Polakom bardzo podoba się to. Może nie koniecznie sama walka, ale jej efekty, czyli niższe ceny. Dlatego też nasi rodacy dopingują dyskonty i krzyczą: walczcie jak najdłużej!

emerytura-w-Polsce-ZUS
REKLAMA

To niesamowite, ale Polacy naprawdę chcą, aby walka cenowa pomiędzy dyskontami jeszcze bardziej się zaostrzyła. Aż 55 proc. ankietowanych w badaniu UCE RESEARCH i Grupy Offerista oczekuje takiego obrotu sprawy. Dlaczego? Chodzi oczywiście o kasę, a w tym wypadku o jak najniższy rachunek za zakupy zwłaszcza przed świętami. 28,3 badanych przyznaje, że raczej ma na to nadzieję, a 27,2 proc. zdecydowanie się na to nastawia.

REKLAMA

Polacy wciąż zaciskają pasa i nie szastają na zakupach

Robert Biegaj, współautor badania i ekspert rynku retailowego z Grupy Offerista, uważa, że wyniki najnowszego badania nie powinny nikogo dziwić, bo konsumenci zawsze oczekiwali najlepszych cen.

Polacy z reguły wychodzą z założenia, że sieci handlowe powinny walczyć między sobą o ich uwagę. Natomiast to, że ponad połowa społeczeństwa tego oczekuje od dyskontów, wynika przede wszystkim z tego, że rodacy wciąż żyją w cieniu oszczędności. I nawet mimo tego, że inflacja mocno wyhamowała, chcą, a często nawet muszą, dalej zaciskać pasa - mówi ekspert.

I ocenia, że taka sytuacja jeszcze długo będzie trwała, a przynajmniej do czasu stabilnego wyhamowania inflacji.

Ale to też nie jest pewne, bo konsumenci nawet w lepszych czasach będą oczekiwać wojen cenowych, tylko ich zwolenników będzie nieco mniej niż teraz – dodaje Robert Biegaj.

Więcej o dyskontach przeczytasz na Bizblog.pl:

Słabe zarobki zmuszają do oszczędzania

Na jak najdłuższą i zaostrzoną rywalizację między dyskontami liczą szczególnie osoby najmniej zarabiające na rękę w trzech przedziałach: mniej niż 1000 zł netto miesięcznie, 1000-2999 zł netto miesięcznie oraz 5000-6999 zł netto miesięcznie.

Wskazane wyżej dwa przedziały wiekowe reprezentują osoby, które w dużej mierze są odpowiedzialne za robienie zakupów we własnych gospodarstwach domowych. I to właśnie one najbardziej oczekują tego typu działań od sklepów. Z kolei Polakom najmniej zarabiającym nie ma się co dziwić. W ich przypadku to naturalne, że chcą kupić jak najwięcej w swoim budżecie. Ta grupa najczęściej korzysta z akcji promocyjnych i wszelkiego rodzaju obniżek cen, z reguły właśnie w dyskontach - mówi Robert Biegaj.

Na wojnie cenowej głównie zależy mieszkańcom największych miast powyżej 500 tys. osób oraz średnich liczących 100-199 tys. Zdaniem Biegaja wynika to z tego, że mają oni pozaciągane kredyty.

Żyją na wyższym poziomie, często nawet ponad stan i gdzieś muszą sobie to skompensować – ocenia ekspert.

Walka dyskontów jeszcze bardziej się zaostrzy?

Opinia eksperta może ucieszyć Polaków, którzy kibicują dalszym promocjom w sklepach.

Uważam, że sieci handlowe jak zwykle dobrze wyczuwają potrzeby konsumentów i dokładnie podążają za ich tokiem myślenia. To badanie może tylko potwierdzać słuszność podejścia biznesowego dyskontów. Widząc jego wyniki, retailerzy mogą jeszcze bardziej zaostrzyć walkę między sobą. Myślę zresztą, że ona szybko się nie skończy. Działania będą jeszcze bardziej zintensyfikowane, bo sieci będą widziały w nich głębszy sens – przewiduje Biegaj.

I podkreślą, że „walka” idzie o naprawdę spore pieniądze.

Nie sądzę, aby którakolwiek sieć zrezygnowała z tego typu aktywności. Z czasem walka może przybrać nowe oblicze, bo zwyczajnie wyczerpie się obecna formuła, tj. klienci przestaną ją tak mocno zauważać. Jednak działania będą kontynuowane, tylko w innej formie, może nawet jeszcze ostrzejszej, niż teraz to obserwujemy – uważa Robert Biegaj.

Są dwa scenariusze wojny cenowej

Eksperci z UCE RESEARCH twierdzą, że wojna cenowa z reguły prowadzi na rynku do dwóch scenariuszy, które są etapami tego typu rywalizacji. W pierwszym konsumenci przez jakiś czas na tym wygrywają, bo robią tańsze zakupy. W drugim wariancie sieci obniżają ceny, ale tylko jakiejś grupy towarów, które wówczas mocno promują. Pozostałe ceny są raczej w normie lub lekko zawyżone, żeby skompensować sobie starty.

Zatem konsument, chcąc naprawdę zaoszczędzić, musiałby dane rzeczy kupować w jednym sklepie, a pozostałe – w drugim, trzecim i czwartym. Tylko szybko by się zgubił w swoich szacunkach, bo promocje wyjątkowo często się zmieniają - wyjaśnia Biegaj.

I przypomina, że sklepy to nie instytucje charytatywne i muszą zarabiać, a taka wojna cenowa doprowadza je do nieustanych obniżek cen, pewnego rodzaju strat, żeby wyprzedzić konkurencję. Dlatego muszą to sobie zrekompensować.

Robią to tak, że gdzie ujmą sobie zysku, to dołożą w innym miejscu. Ale konsument już tego nie widzi. Ma tylko przed oczami komunikat, że dana grupa towarów jest tańsza niż u konkurencji. Tym sposobem dyskonty odbierają klientów innym formatom – tłumaczy Biegaj.

Eksperci z UCE RESEARCH ostrzegają również, że sama walka na ceny może doprowadzić do tego, iż konsument na dobre pogubi się, w którym sklepie faktycznie jest tanio. A to również może być cios dla sieci, bo konsument bombardowany z każdej strony komunikatami o super ofertach i okazjach w końcu przestanie je zauważać.

REKLAMA

Wprowadzany w ten sposób chaos informacyjny prędzej czy później wytworzy – w jego ocenie – pewnego rodzaju pat poznawczy. Może też dojść do tego, że konsument zacznie się przed tym samoistnie bronić, uznając, że serwowany mu przekaz nie jest już zbyt wiarygodny – podsumowuje Robert Biegaj.


REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA