REKLAMA

Totalny absurd ws. węgla w Polsce. W rządzie coś im się ostro pomyliło

Ministerstwo Przemysłu pracuje na pełnych obrotach już od prawie tygodnia, a mnie w tym czasie dopadła schizofrenia energetyczna. Uważajcie, bo to chyba zaraźliwe. Bo chociaż węgla w Polsce jest coraz mniej, a zapasy czarnego złota przy kopalniach ciągle puchną, to resort utrzymuje, że za kilka miesięcy Bruksela klepnie umowę społeczną z górnikami, wedle której ostatnią kopalnię zamkniemy dopiero w 2049 r. Tymczasem na wcześniejszą likwidację naszych węglowych odkrywek wskazuje nawet zaktualizowana mała strategia energetyczna kraju, czyli Krajowy Plan na rzecz Energii i Klimatu do 2030 r. A może to nie choroba tylko strategia polityczna?

wegiel-miks-energetyczny-zatrudnienie
REKLAMA

Przyznam szczerze, że o schizofrenię energetyczną w węglowej Polsce stosunkowo łatwo. Osobiście pierwsze objawy poczułem lata temu, gdy prezydent Andrzej Duda w trakcie organizowanego w Katowicach oenzetowskiego Szczytu Klimatycznego COP24 powiedział, że węgla to nam wystarczy tak spokojnie na 200 lat, nie ma więc po co na razie kruszyć kopi. Potem moja choroba przyspieszyła, kiedy rząd Zjednoczonej Prawicy kierowany wyłącznie zyskiem politycznym straszył polską wieś wiatrakami i zablokował większość inwestycji w lądową energetykę wiatrową słynną zasadą 10H. Kolejne objawy doszły po podpisaniu w 2021 r. umowy społecznej z górnikami, która zakłada m.in. fedrowanie jeszcze przez ćwierć wieku do 2049 r., czyli na rok przed osiągnięciem przez UE neutralności klimatycznej. I jak już myślałem, że pod nowymi rządami owa schizofrenia w końcu mnie opuści i przestaniemy udawać transformację, tylko zaczniemy ją organizować, moja choroba niestety przyspieszyła. Bo rząd Donalda Tuska ponoć nie zamierza specjalnie przygotowywać się do rozwodu z węglem. Przynajmniej taki sygnał resort przemysłu wysłał ostatnio do górniczych związkowców. 

REKLAMA

Mamy zapewnienie, że w czerwcu umowa zostanie zaakceptowana przez Komisję Europejską, choć tu oczywiście życie pokaże, jak będzie. Cieszy nas to, że w końcu po trzech latach jest duże prawdopodobieństwo, że tak się stanie. To dla nas bardzo ważne, bo przecież są tam zawarte istotne zapisy: np. gwarancje zatrudnienia - przekonuje Rafał Jedwabny, szef WZZ Sierpień 80 w Polskiej Grupie Górniczej, w rozmowie ze Śląskim Biznesem.

A może ta schizofrenia energetyczna jest przez politykę?

Kombinuję jeszcze, że to tylko takie węglowe udawanie rządu. Żeby nikogo nie zdenerwować za wcześniej. Bo przecież na początku kwietnia są wybory samorządowe, a w pierwszej dekadzie czerwca - te do Parlamentu Europejskiego. Jest więc o co się bić, a w międzyczasie niepopularnymi decyzjami bardzo łatwo zrazić do siebie część elektoratu. Dokładnie takie rozumowanie stało za Trzecią Drogą, która wystraszyła się, że przez zbyt łagodne podejście do elektoratu odwróci się od nich część głosujących, efektem czego będzie kiepski wynik wyborczy partii Hołowni i Kosiniaka-Kamysza. I stąd ich pomysł na referendum. To gra na czas, ot co.

Więcej o węglu przeczytasz na Spider’s Web:

Być może w taką samą grę gra Ministerstwo Przemysłu i teraz nawija makaron na uszy górnikom, obiecując im wydobycie węgla jeszcze przez 25 lat. Jak wykazuje Fundacja Instrat, w grudniu 2023 r. w polskim górnictwie węgla kamiennego zatrudnionych było 76123 ludzi. To wzrost o blisko tysiąc od września ub.r., kiedy na etacie było 75156 osób. Trzeba jeszcze doliczyć firmy około kopalniane, które żyją wyłącznie z górnictwa. W sumie to może być nawet 200 tys. wyborców. Trzeba się więc z taką grup liczyć i wybiórcze hasła pod nią konstruować wyjątkowo ostrożnie.

Możemy udawać, ile wlezie, ale węgla jest po prostu coraz mniej

A co jak się mylę i resort przemysłu jest od początku z górnikami szczery do bólu? Wtedy przyjdzie mi się zastanowić, czy to aby na pewno ja jestem chory, czy może ktoś na tę schizofrenie energetyczną cierpi w Ministerstwie Przemysłu? Przecież wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią o tym, że tego węgla w Polsce jest po prostu coraz mniej. To nie wróżenie z fusów, a surowe fakty. Jak wylicza Agencja Rozwoju Przemysłu, w 2023 r. polskie kopalnie w sumie wydobyły 48,4 mln t węgla. Jedziemy po równi pochyłej: w 2022 r. to było ok. 53 mln t, a w 2021 r. - ok. 55 mln t. A to tylko ostatnich parę lat. Jak cofniemy się głębiej, obraz robi się coraz bardziej ponury.

Wydobycie pomiędzy 2011 a 2023 rokiem zostało zredukowane o ok. 27,3 mln t, czyli o 36,1 proc. - wylicza ARP.

Samego węgla energetycznego w minionych 12 miesiącach wydobyliśmy mniej o przeszło 4 mln t. W przypadku węgla koksowego produkcja spadła o 444 tys. t. W 2023 r. sprzedaż krajowa węgla stanowiła 90,9 proc. całej sprzedaży. W porównaniu jednak z 2011 r. obniżyła się aż o ponad 40 proc. Warto jeszcze wspomnieć o kosztach produkcji. W 2023 r. wyniosły 31 mld zł, a w 2022 r. to było jeszcze 24,1 mld zł. To wzrost o ponad 28 proc. raptem w jeden rok.

Puchnące zapasy to też dowód na mniejsze zapotrzebowanie na węgiel

Skoro tego węgla mniej produkujemy i mniej też sprzedajemy, to pewnie rosną nam zapasy czarnego złota. I rzeczywiście: obecnie (stan na grudzień 2023 r.) nasze łączne zapasy węgla są na poziomie 13,11 mln t. Tak dużo węgla zalegało przy elektrowniach i kopalniach ostatni raz w kwietniu 2021 r. (13,13 mln t). Tylko przy samych kopalniach zalega ok. 4,2 mln t czarnego złota. W PGG to jakieś 2 mln t węgla.

To ruch Ziemowit, ruch Chwałowice, na Piaście też powoli zapełniają się zwały. Są jeszcze inne kopalnie, gdzie sytuacja się pogarsza, ale są też kopalnie, które mają dużo miejsca na zawałach i mniej wydobywają więc tam zwały się nie zapełniają - tłumaczy Bogusław Hutek, szef Solidarności w PGG.

Górnicy nie od dziś powtarzają, że przyczyną zalegania tak dużych zwałów węgla jest brak odbioru opału przez energetykę. Ale jest już po spotkaniu minister przemysłu Marzeny Czarneckiej ze związkowcami z PGG. Ta kwestia ma być szybko uregulowana. Górnicy straszą, że jak tak się jednak nie stanie, to część kopalń będzie musiała przerwać pracę.

Mam nadzieję, że zostaną tutaj podjęte odpowiednie rozwiązania i te kopalnie jednak nie staną. Otrzymaliśmy takie zapewnienia, że uda się uratować sytuację. To oczywiście będzie wymagało pilnych działań - twierdzi Rafał Jedwabny, przewodniczący WZZ Sierpień 80 w PGG.

Umowa społeczna pasuje dopiero strategii jak pięść do nosa

Do końca nie wiadomo, jaką taktykę resort przemysłu przyjął w rozmowie z górnikami. Na razie wychodzi na to, że ministerstwo zgadza się na wszystko, co związkowcy zaproponują. Ale moim zdaniem mocno rośnie w ten sposób szansa na potknięcie się o własne nogi. Bo z jednej strony resort składa górnikom obietnice względem umowy społecznej i tego, że Komisja Europejska zaakceptuje dokument jeszcze w czerwcu br. Z drugiej jednak ten sam rząd przyjmuje zaktualizowany Krajowy Plan na rzecz Energii i Klimatu do 2030 r. Zgodnie z tym dokumentem udział OZE w polskim miksie energetycznym ma trzy razy zwiększyć się w latach 2020–2030: z 16,2 proc. do 50 proc. W 2040 r. to ma być już 59,1 proc. Dla porównania: w ub.r. ów udział był na poziomie 23,5 proc.

REKLAMA

Wyniki przeprowadzonych analiz wskazują, że w świetle omówionych założeń, należy spodziewać się daleko idących zmian w strukturze wytwarzania energii elektrycznej w Polsce - czytamy w zaktualizowanym KPEiK.

Do 2030 r. produkcja energii z węgla kamiennego ma spaść z 70,7 TWh w 2020 r. do 39,8 TWh w 2030 r. A z węgla brunatnego z 38,1 do 17,8 TWh. Takie plany lub bardziej prognozy ma Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Resort przemysłu zaś, jak solennie obiecuje górnikom, celuje w wydobywanie węgla do 2049 r. I jak tu nie cierpieć na schizofrenię?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA