Amerykańska poczta, czyli US Postal Service ogłosiła, że do odwołania wstrzymuje przyjmowanie paczek pochodzących z Chin oraz Hongkongu. Firma nie podała oficjalnego powodu zawieszenia dostaw, ale zbiegło się to w czasie z wejściem w życie nowych przepisów, które zamykają tak zwaną lukę de minimis. Dotychczas umożliwiała ona import małych paczek o wartości do 800 dol. bez konieczności płaceniu podatków i ceł, co skrzętnie wykorzystywały agresywne chińskie platformy e-commerce.
USA zamykają lukę de minimis. Jak podaje BBC, zmiana ta uderza głównie w chińskie giganty e-commerce, takie jak Shein i Temu. Obie firmy wykorzystywały ten mechanizm, by sprzedawać swoje produkty bez dodatkowych kosztów milionom klientów w Stanach. Co ciekawe, działania Donalda Trumpa w tym zakresie są kontynuacją polityki Joe Bidena, który wprowadzał ograniczenia importowe na towary z Chin.
Zalew chińskiego chłamu
Skala zalewu chińskich przesyłek uniemożliwiała skuteczne kontrole pod kątem potencjalnych towarów nielegalnych lub podrabianych, a jednocześnie chińskie firmy, które często są dotowane przez rząd w Pekinie, zyskiwały przewagę konkurencyjną nad amerykańskimi towarami, a także pochodzącymi z innych krajów. Jak wskazuje BBC, prawie połowa paczek wwożonych do Stanów Zjednoczonych na podstawie zwolnienia de minimis pochodziła z Chin.
Eksperci zwracają uwagę, że polityka handlowa USA wobec Chin staje się coraz bardziej restrykcyjna, co zresztą jest realizacją zapowiedzi Donalda Trumpa. Obecnie 10-procentowe cła na chińskie produkty obejmują między innymi ubrania i zabawki, ale od 10 lutego cłami objęte zostaną także węgiel, gaz skroplony, ropa naftowa oraz maszyny rolnicze. W odpowiedzi Pekin nałożył własne cła na amerykańskie produkty.
Wszystko to może być jednak elementem strategii negocjacyjnej Trumpa, podobnie jak było to w przypadku nałożenia 25-procentowch ceł na Meksyk i Kanadę. Cła faktycznie zostały nałożone, ale gdy prezydent USA uznał, że jego żądania dotyczące ochrony granicy zostały spełnione, zawiesił ich wykonywanie na 30 dni. Donald Trump zapowiedział, że w najbliższych dniach planuje rozmowę z prezydentem Chin Xi Jinpingiem.
Więcej na temat zakupów można przeczytać poniżej:
Masowa produkcja inspirowana najnowszymi trendami, wyjątkowo niskie ceny i intensywny marketing – to kluczowe czynniki sukcesu chińskiej marki Shein. Choć strategia firmy jest dobrze znana, wciąż zastanawia, jak udaje jej się oferować ubrania tak tanio i jednocześnie osiągać zyski. Dziennikarze BBC przeanalizowali niedawno warunki pracy w dziesięciu fabrykach Shein, a ich ustalenia budzą niepokój.
Shein zawdzięcza swój sukces ogromnej skali produkcji – w ofercie online dostępne są setki tysięcy produktów – oraz niezwykle niskim cenom. Sukienki za 50 zł, swetry za 30 zł, a średnia cena to około 40 zł. Dzięki temu przychody firmy rosną szybciej niż u gigantów takich jak H&M, Zara czy brytyjski Primark.
Kto stoi za Shein?
Oficjalnie Shein funkcjonuje jako firma z siedzibą w Singapurze, co jest zgodne z prawdą, ponieważ przeniosła tam swoją działalność. Jednak jej korzenie sięgają Chin, gdzie w 2008 roku została założona przez Chrisa Xu – jednego z najbogatszych i najbardziej tajemniczych chińskich przedsiębiorców, skutecznie stroniącego od medialnego rozgłosu.
Aby ułatwić ekspansję globalną, Chris Xu nie tylko przeprowadził się do Singapuru i uzyskał tam prawo stałego pobytu, ale także przeniósł tam swoją firmę. Mimo że Shein formalnie jest singapurską spółką, jej kluczowe zakłady produkcyjne nadal znajdują się w Chinach, a pod względem kapitałowym nie doszło do większych zmian.
Obecnie głównym inwestorem Sheina jest chiński fundusz HongShan, ale sytuacja może się wkrótce zmienić. Firma planuje debiut na londyńskiej giełdzie, który prawdopodobnie nastąpi w połowie 2025 roku, choć niektóre źródła sugerują termin bliżej Wielkanocy. Wartość spółki w 2022 roku szacowano nawet na 100 mld dol., jednak obecnie mówi się nawet o dwa razy mniejszej kwocie.