Importujemy paliwa jak jeszcze nigdy. A nasz węgiel? Zapomnijcie
Możemy atakować wiatraki i nawet oskarżać je o zmianę rotacji Ziemi, przy okazji broniąc węgla własną piersią. Tylko że to trwającej już tak po prawdzie transformacji energetycznej w żadnej mierze nie zatrzyma. Bo od rzeczywistości nie uciekniemy, nawet jak bardzo będziemy się starać: z roku na rok wydobywamy coraz mniej węgla, rośnie za to wolumen energii, który z tego też powodu musimy importować. Recepta? Rozwój OZE.
W 2022 r. import węgla osiągnął rekordowy poziom 20,2 mln t. Przez wprowadzone szybko embargo na czarne złoto z Rosji, musieliśmy się ratować alternatywnymi kontraktami, które teraz trzeba konsumować. Dlatego elektrownie ciągle ociągają się z odbiorem krajowego opału, co z kolei powoduje rosnące przykopalniane zapasy. Tylko, to nie jest żaden incydent. Tak po prostu wygląda transformacja energetyczna made in Poland, której nie chcemy zauważyć.
Od stycznia do lipca 2023 r. import węgla spuchł o 64 proc. rok do roku i wyniósł 12,5 mln t. Jednocześnie wykres rodzimego wydobycia przedstawia wyraźną tendencję spadkową. W sierpniu br. produkcja węgla była na poziomie 3,85 mln t. Rok temu było bardzo podobnie: 3,83 mln t, ale w poprzednich latach było wyraźnie lepiej: we wrześniu 2019 r. wydobycie węgla było na poziomie 5,02 mln t; we wrześniu 2020 r. - 4,23 mln t i we wrześniu 2021 r. - 4,72 mln t.
Transformacja energetyczna uzależniona od importu
Nie tylko węgla jest coraz mniej. Bezprecedensowa cena gazu w środku kryzysu energetycznego wymusiła z kolei zmniejszenie produkcji elektrowni gazowych o jedną czwartą. W efekcie musieliśmy zaimportować jeszcze więcej energii niż do tej pory.
W 2022 r. wydaliśmy na ten cel rekordowe 193 miliardy złotych. Rok wcześniej było to ok. 100 mld zł - wskazuje Forum Energii.
Więcej o transformacji energetycznej przeczytasz na Spider’s Web:
W ub.r. produkcja energii elektrycznej z węgla kamiennego też spadła o 6 proc. w porównaniu do 2021 r. Jednocześnie z roku na rok pogarszają się wskaźniki bezpieczeństwa polskiego systemu energetycznego. Spada poziom rezerw – w ubiegłym roku było to 1,4 GW (ok. 6 proc.) – najmniej od siedmiu lat. Z kolei nasze emisje gazów cieplarnianych w 2022 r. wzrosły o 0,3 proc. w stosunku do tych z 2021 r. Tym samym nasz kraj zajmuje siódme miejsce na świecie pod względem jednostkowej emisyjności całej gospodarki (2,84 tony CO2/toe). Od 2005 r. nasze redukcje tych emisji wynoszą ledwie 0,7 proc.
Kluczowe jest to, aby aktualizując politykę energetyczną oraz krajowy plan działań na rzecz energii i klimatu rząd patrzył holistycznie na bilans energetyczny całej gospodarki – z perspektywy zapotrzebowania na nośniki energii. Trzeba postawić pytania: ile węgla, gazu, ropy będziemy potrzebować nie tylko w samej energetyce, ale w całej gospodarce – w przemyśle, usługach, gospodarstwach domowych, ciepłownictwie - nie ma wątpliwości dr Joanna Maćkowiak-Pandera, prezeska Forum Energii.
Recepta na tę chorobę jest tylko jedna: więcej OZE
Szefowa Forum Energii zwraca przy tym uwagę, że to już jest wyraźna tendencja, trwająca od wielu lat. A nie żadne chwilowe załamanie.
Polska jest coraz bardziej uzależniona od importu paliw. W 2022 było to 43 proc. Aż o 12 punktów procentowych więcej niż 10 lat wcześniej - wylicza dr Joanna Maćkowiak-Pandera.
Prawie połowę pieniędzy (48 proc.) wydanych w zeszłym roku na import energii wykorzystaliśmy na zakup gazu ziemnego (93 mld zł). Trochę mniej (38 proc), czyli 74 mld zł wydaliśmy na zagraniczne zakupy ropy. Import węgla zaś stanowił 13 proc. tych wydatków (26 mld zł). W przypadku importu węgla zanotowaliśmy spadek o 1–2 punkty proc. względem 2021 r. Patrząc jednak na całą dekadę - wzrosło o 18 p.p.
Tylko efektywność energetyczna i odnawialne źródła pozwalają ograniczyć import - twierdzi z przekonaniem szefowa Forum Energii.
Na razie w naszym miksie energetycznym dalej bezsprzecznie dzieli i rządzi węgiel, którego udział w 2022 r. był na poziomie 70,7 proc. Do odnawialnych źródeł energii należał znacznie mniejszy kawałek tego tortu - 20,6 proc.