Chińskie platformy Shein i Temu wprowadziły w USA ogromne podwyżki cen wielu produktów. Podczas finalizacji zakupów pojawia się pozycja „import charges”, która często jest nawet półtora raza wyższa niż koszt samych zakupów. To efekt zaporowych ceł na towary z Chin, wprowadzonych jeszcze za kadencji Donalda Trumpa. Zszokowani klienci dają upust emocjom w mediach społecznościowych.

Decyzja chińskich gigantów o wprowadzeniu nowej opłaty przerzucającej koszt opłat celnych na końcowego odbiorcę weszła 25 kwietnia. Tak obie firmy reagują na nadchodzące zmiany w amerykańskich przepisach celnych, które zaczną obowiązywać już 2 maja i obejmą zamawiane już dziś towary. Cła to efekt rozporządzenia wykonawczego podpisanego przez prezydenta Donalda Trumpa.
Cła na chińskie towary ostro w górę
Shein i Temu przez lata korzystały ze zwolnienia „de minimis”, dzięki któremu przesyłki o wartości poniżej 800 dolarów nie podlegały opłatom celnym. Było to kluczowe dla utrzymania niskich cen, które przyciągały miliony klientów w USA. Jednak to przywilej właśnie wygasa – od maja każda przesyłka będzie obciążona 120-procentowym cłem lub stałą opłatą w wysokości 100 dolarów, a od czerwca nawet 200 dolarów. Firmy przerzucają teraz te koszty operacyjne na klientów.
Wielu klientów chińskich platform daje wyraz swojej frustracji w mediach społecznościowych. Jedna z użytkowniczek żali się, że jej wnuczka znalazła idealną sukienkę na wesele wujka za 19 dol. Po kliknięciu „kup teraz” i otrzymaniu rachunku, okazało się, że całkowity koszt wyniósł 54 dol. – w tym 31,44 dol. opłaty importowej. Kobieta jest zszokowana i wściekła, deklarując, że nie będzie więcej kupować na Temu.
Shein i Temu poinformowały klientów o planowanych podwyżkach w komunikatach online, tłumacząc je rosnącymi kosztami związanymi z nowymi cłami. Platformy zachęcały do zakupów jeszcze przed 25 kwietnia, by uniknąć wyższych cen. Nie jest jednak jasne, czy przesyłki zamówione przed tym terminem, a dostarczone po 2 maja, również będą objęte dodatkowymi opłatami. Zmiany najbardziej dotkną Amerykanów o najniższych dochodach, którzy już teraz wydają olbrzymią część domowego budżetu na podstawowe produkty.
Więcej o wojnie handlowej przeczytasz w tych tekstach:
Donald Trump nie wie, jak działa cło
Problem polega na tym, że Donald Trump rozpoczął wojnę celną, nie rozumiejąc, jak działa cło. Prezydent Stanów Zjednoczonych jest przekonany, że nałożenie ceł na inne kraje sprawi, że z zagranicy popłynie szeroki strumień pieniędzy, USA staną się tak bogate, że szybko gigantyczne zadłużenie, a potem nie będą wiedzieć, co robić z nadmiarem pieniędzy. Nie wierzycie? No to kilka cytatów.
Weźmiemy setki miliardów dolarów od Chin, Kanady, Meksyku i innych, a nasz skarbiec będzie pękał w szwach – powiedział Donald Trump w marcu.
Nieco wcześniej Trump stwierdził, że nałożenie 25-procentowych ceł na Kanadę i Meksyk sprawi, że USA staną się ekstremalnie płynne finansowo. Jeszcze ciekawsza wypowiedz Trumpa padła w grudniu na konferencji prasowej, gdy stwierdził, że Stany będą pobierać miliardy dolarów w cłach, a inne kraje zapłacą za przywilej handlu z USA. W wypowiedziach Trumpa cały czas przewija się motyw rzekomego płacenia haraczu Stanom Zjednoczonym przez inne kraje, ale to nieprawda. Cło nie jest nakładane na obcy kraj, lecz na własnych obywateli. To rodzaj podatku, który jest nakładany na towary importowane z zagranicy, a choć formalnie płatnikiem jest importer, to w rzeczywistości cło płaci końcowy odbiorca, czyli zwykły konsument.
Administracja Donalda Trumpa chce iść jeszcze dalej i wprowadzić opłaty portowe dla statków z Chin – nie tylko należących do chińskich firm, ale nawet zbudowanych w Państwie Środka. Celem tych opłat ma być wzmocnienie amerykańskiego przemysłu stoczniowego i ograniczenie wpływów Chin w globalnym transporcie morskim, ale ekonomiści ostrzegają, że wywoła to podobny chaos, jaki powstał po nałożeniu ceł na towary z Chin.