REKLAMA

Jak działają cła? Donald Trump nie ma o tym pojęcia

Donald Trump jest wielkim miłośnikiem ceł i nawet twierdzi, że w nie ma w słowniku piękniejszego słowa niż „cło”. Twierdzi, że cła są źródłem bogactwa, a dzięki nim z innych państw do Stanów Zjednoczonych popłynie rzeka dziesiątków miliardów dolarów. To piękny – przynajmniej z amerykańskiego punktu widzenia – sen, ale nieprawdziwy

Jak działają cła? Donald Trump nie ma o tym pojęcia
REKLAMA

Jeśli Polski Instytut Ekonomiczny zorganizuje konkurs na ekonomiczne słowo roku 2025, pewniakiem do zwycięstwa będzie „cło”. Prezydent Donald Trump rozpoczął drugą kadencję z wielkim przytupem, dokonując gwałtownego zwrotu prorosyjskiego, a jednocześnie nakładając cła nie tylko na Chiny, ale także na sąsiadów USA, czyli Kanadę i Meksyk, 25-procentowe cła na towary z Unii Europejskiej podobno są kwestią tygodni. To właśnie cła Trumpa prawdopodobnie zdominują światowy krajobraz gospodarczy 2025 roku.

REKLAMA

Czy Donald Trump wie, jak działa cło?

Problem polega na tym, że najwyraźniej Donald Trump nie rozumie, na czym polegają cła, a nikt w jego otoczeniu nie ma odwagi wyprowadzić go z błędu. Prezydent Stanów Zjednoczonych jest przekonany, że nałożenie ceł na inne kraje sprawi, że z zagranicy popłynie szeroki strumień pieniędzy, USA staną się tak bogate, że szybko gigantyczne zadłużenie, a potem nie będą wiedzieć, co robić z nadmiarem pieniędzy. Nie wierzycie? No to kilka cytatów.

Weźmiemy setki miliardów dolarów od Chin, Kanady, Meksyku i innych, a nasz skarbiec będzie pękał w szwach – powiedział Donald Trump w niedzielę 9 marca w mediach społecznościowych.

Nieco wcześniej Trump stwierdził, że nałożenie 25-procentowych ceł na Kanadę i Meksyk sprawi, że USA staną się ekstremalnie płynne finansowo. Jeszcze ciekawsza wypowiedz Trumpa padła w grudniu na konferencji prasowej, gdy stwierdził, że Stany będą pobierać miliardy dolarów w cłach, a inne kraje zapłacą za przywilej handlu z USA. W wypowiedziach Trumpa cały czas przewija się motyw rzekomego płacenia haraczu Stanom Zjednoczonym przez inne kraje, ale to nieprawda. Cło nie jest nakładane na obcy kraj, lecz na własnych obywateli. To rodzaj podatku, który jest nakładany na towary importowane z zagranicy, a choć formalnie płatnikiem jest importer, to w rzeczywistości cło płaci końcowy odbiorca, czyli zwykły konsument.

Oczywiście cła są również stosowane jako zabezpieczenie własnej produkcji przed importowanymi towarami – zwłaszcza subsydiowanymi przez obce rządy, jak ma często miejsce w przypadku Chin – ale to zupełnie inna funkcja, niż ta, o której mówi Trump. Zresztą takie cła ochronne muszą być kierunkowe, wycelowane w konkretne sektory, a nie ogólne, obejmujące także towary, których dany kraj nie jest w stanie wytworzyć. Trump mówi o cłach głównie jako źródle pieniędzy płynących z zewnątrz.

Co ciekawe, po niezbyt dobrych doświadczeniach z cłami z końca XIX wieku i zastąpieniu taryf importowych przez podatki jako głównego źródła dochodów państwa, Stany Zjednoczone przez dziesięciolecia unikały takiej polityki handlowej. Po fiasku wojny handlowej wywołanej przez Smoot-Hawley Act z 1930 roku USA na długo zrezygnowały z takiej ingerencji w handel międzynarodowy.

Podatek nakładany na amerykańskiego konsumenta

W artykule opublikowanym przez Bush Institute w czasie pierwszej kadencji Trumpa, Matthew Rooney wskazał, że cała są w zasadzie formą podatku, który po prostu podnosi ceny towarów, które kupują konsumenci. Tłumaczył, że zwiększone koszty produkcji w wyniku ceł przenoszone są na konsumentów, co skutkuje wyższymi cenami produktów. Ostatecznie wpływa to na dobrobyt społeczny, ponieważ wyższe ceny obniżają siłę nabywczą obywateli.

Rooney zwrócił uwagę, że cła mogą mieć również poważne konsekwencje dla rynku pracy. Choć na pierwszy rzut oka mogą chronić niektóre sektory, takie jak przemysł stalowy, to w dłuższej perspektywie osłabiają te branże, które zależą od importowanych towarów, jak na przykład przemysł motoryzacyjny. W efekcie dochodzi do spadku zatrudnienia w tych gałęziach gospodarki, które korzystają z importu tanich surowców.

Ekspert Instytutu Busha wskazał też, że cła mają również negatywny wpływ na innowacje. W jego opinii protekcjonizm nie sprzyja rozwojowi nowoczesnych technologii, ponieważ zasoby finansowe i ludzkie są przekierowywane do mniej efektywnych, chronionych sektorów. Przekonywał, że tego rodzaju polityka osłabia konkurencyjność rynku, co w konsekwencji hamuje postęp technologiczny i innowacje.

Więcej o polityce gospodarczej Trumpa przeczytacie w tych tekstach:

Bush Institute zauważył, że historia uczy nasz, że to wolny handel przynosił największy wzrost dobrobytu na świecie. Przykład ceł na stal, które miały wspierać producentów krajowych, pokazuje, jak krótkoterminowe korzyści mogą być okupione długoterminowymi stratami w innych branżach, a także wyższymi kosztami dla konsumentów. Protekcjonizm, jak wynika z analizy Rooneya, prowadzi w efekcie do stagnacji gospodarczej.

Kwestia ceł pokazuje dużą różnicą pomiędzy instytucjami europejskimi a polityką Donalda Trumpa. Komisja Europejska postrzega cła jako narzędzie fiskalne i ochronne, ale działa w ramach zharmonizowanego systemu globalnego handlu. W odróżnieniu od Trumpa, który traktuje cła jako broń w negocjacjach, Bruksela stawia na wymianę wielostronną i stabilność rynków międzynarodowych.

Zarówno Komisja Europejska, jak i Donald Trump traktują cła jako narzędzie ochrony własnych rynków, ale ich podejście różni się w znaczący sposób. Bruksela stawia na ograniczone i zinstytucjonalizowane stosowanie ceł w ramach globalnego systemu handlu, natomiast Trump stosuje je agresywnie, traktując jako sposób na szybkie wzmocnienie gospodarki USA.

Chaos decyzyjny pogarsza sytuację

Rzeczywistość może zweryfikować optymizm Trumpa. Choć cła mogą przynieść krótkoterminowe zyski, w dłuższej perspektywie ich skutki mogą być negatywne dla gospodarki i konsumentów. Polityka handlowa USA w nadchodzących latach będzie musiała stawić czoła wyzwaniom związanym z globalną konkurencją oraz odpowiedziami innych krajów na protekcjonistyczne działania. Niepokoi też chaos decyzyjny Trumpa, który sam w sobie jest zagrożeniem dla gospodarki.

REKLAMA

Jak zwraca uwagę Ignacy Morawski, główny ekonomista „Pulsu Biznesu”, wojna handlowa Donalda Trumpa przybiera coraz bardziej niepokojące rozmiary, bo wprowadzane cła są nie tylko wysokie, a zmienność i nieprzewidywalność decyzji amerykańskiego prezydenta przekracza wszelkie oczekiwania. Ekspert zwraca uwagę, że jednego dnia Trump wprowadza cła, następnego dnia je przesuwa o miesiąc, później znów je wprowadza, by dzień później opóźnić część z nich.

W takich warunkach sporo firm może po prostu wstrzymać inwestycje. Christine Lagarde, prezes Europejskiego Banku Centralnego, powiedziała w czwartek, że żyjemy w okresie „niezwykłej niepewności”. Za miesiąc możemy znaleźć się na skraju globalnej recesji lub na ścieżce solidnego ożywienia i nikt nie będzie zdziwiony – podsumował Ignacy Morawski.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-03-11T09:07:59+01:00
Aktualizacja: 2025-03-11T04:59:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-10T21:55:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-10T18:10:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-10T15:46:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-10T08:56:38+01:00
Aktualizacja: 2025-03-09T05:06:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-08T22:13:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-08T12:48:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-08T03:12:00+01:00
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA