Rząd wprowadza zakaz kupowania mieszkań
Oczywiście nie wszystkich, ale tych „społecznych”, które mają służyć poprawie dostępności mieszkaniowej Polaków bez wpychania ich w kredyty na 30 lat.
To jest krok w bardzo dobrą stronę, pierwszy od dawna. Przypomnę, że zaledwie w ubiegłym roku, w październiku prezes PiS Jarosław Kaczyński solennie zapewniał wyborców, że przeprowadzi prywatyzację mieszkań komunalnych. Obiecywał, że jego partia przygotuje w tej sprawie ustawę i co prawda od razu zaznaczył, że w jego partii jest wielu byłych samorządowców, którzy na takie rozwiązanie mogą „kręcić nosem, ale od tego są władze partyjne, żeby podnieśli rękę w Sejmie”.
Będziemy bardzo twardzi – mówi prezes Kaczyński.
Nie byli twardzi, bo projekt ustawy nie powstał. Na szczęście. I samorządowcy też coraz częściej wiedzą, że taka prywatyzacja jest złem. Na szczęście.
Taki mamy mental
Ale to wcale nie jest wiedza powszechna. Wyprzedaż społecznych zasobów mieszkaniowych za bezcen mamy w Polsce chyba we krwi. Od lat redukujemy komunalne zasoby mieszkaniowe i efekt jest taki, że zgodnie z raportem NIK w 2020 roku maksymalny czas oczekiwania na lokal od gminy z preferencyjną stawką to 17 lat. Gminy przyznawały NIK, że nie są w stanie zaspokoić potrzeb mieszkaniowych 73 proc. rodzin o niskich dochodach.
Nic dziwnego. W 2020 r. według GUS gminy miały w całej Polsce 806,7 tys. lokali, których celem było zaspokojenie potrzeb mieszkańców i niższych dochodach, a to o 80 tys. mniej niż w 2015 r. i o 600 tys. mniej niż w 1995 r.
Ale mieszkania gminne to tylko jedna droga bardzo szkodliwej prywatyzacji mieszkaniowej. Inna to tzw. wykupy mieszkań spółdzielczych za złotówkę. Pozwólcie, że krótko opowiem wam tę historię.
Budownictwo spółdzielcze swój szczyt miało w dekadzie Gierka, kiedy w latach 1970-1979 wybudowano 1,26 mln mieszkań i była to połowa wszystkich domów i mieszkań wybudowanych w tym okresie. Rocznie spółdzielnie oddawały do użytku 150-160 tys. mieszkań.
W 2006 r. do spółdzielni mieszkaniowych w Polsce należało ponad 3,4 mln mieszkań. W 2016 r. już tylko nieco ponad 2 mln. Co się stało po drodze? PiS za pierwszych rządów wprowadził ustawę, dzięki której lokatorzy wykupowali mieszkania za 1-2 tys. zł. Ustawę, jak orzekł Trybunał Konstytucyjny, niezgodną z Konstytucją. Ale co tam, za grosze zostało wykupionych wówczas 600-700 tys. mieszkań. Kto się załapał, ten szczęściarz. Ale to był bardzo zły społecznie proces.
Więcej o rynku mieszkaniowym oraz hipotekach przeczytasz na Bizblog.pl:
Budujemy na najem za publiczne pieniądze, a potem prywatyzujemy za grosze
To wracajmy do tu i teraz, pokazując trzecią drogę: lokale społecznego budownictwa czynszowego. SBC, czyli społeczne budownictwo czynszowe to rządowy program preferencyjnych kredytów, który jest skierowany m.in. do towarzystw budownictwa społecznego, mogą z niego też korzystać spółdzielnie mieszkaniowe oraz spółki gminne. W uproszczeniu, te mieszkania społeczne, skierowane również do osób z jakimś kryterium dochodowym, budowane są ze wsparciem finansowym gmin, czyli ze środków publicznych.
I tak od 1 stycznia 2022 r. mieliśmy przepisy, zgodnie z którymi osoby wynajmujące te mieszkania przez co najmniej 5 lat, mogły je sobie wykupić od TBS-u oczywiście z bonifikatą za zaledwie część ich wartości.
Ha! to nie koniec, po po wykupie często okazywało się, że właściciele i tak nie mają już kasy na remonty i to gmina była zmuszona wykładać kolejne pieniądze na przykład na remont elewacji - publiczne pieniądze na remont prywatnych mieszkań, bo w tym samym budynku część nadal była społeczna.
No i tu dochodzimy do sedna - w końcu mamy zwrot przeciwko takim mieszkaniowym uwłaszczeniom za grosze, kosztem publicznych zasobów.
Żadnych więcej bonifikat na mieszkania
Właśnie pojawił się projekt nowelizacji ustawy o społecznych formach rozwoju mieszkalnictwa, który zakłada, że mieszkania wybudowane z wykorzystaniem rządowych środków z programu BSK przez 25 lat nie będą mogły zostać wyodrębnione, czyli sprzedane. Obecnie ten okres wynosi 15 lat.
Zmiana kosmetyczna? Niekoniecznie, bo do tego, jeśli po 25 latach lokal zostanie wyodrębniony, będzie mógł zostać sprzedany jedynie po cenie rynkowej, bez żadnej bonifikaty.
I to już zawsze coś, bo co prawda część zasobu mieszkań społecznym nadal będzie mogła uciec, ale proces ten będzie wolniejszy, a za to gmina pozyska prawdziwe pieniądze, a nie ochłapy, na remont pozostałego jej zasobu mieszkaniowego. A jak dorzucimy do tego coraz liczniejsze decyzje samorządów o zakazie wykupu gminnych lokali, to mamy jakiś zwrot w sposobie myślenia. Takie decyzje podjął m.in. Sopot, Warszawa, Kraków, Rzeszów i Łomża.