Jeden trup ma reanimować innego. Spółdzielnie mieszkaniowe ruszają na ratunek Mieszkaniu Plus
Jakie macie zdanie na temat molochów zwanych spółdzielniami mieszkaniowymi? Na temat ich prezesów zasiadających na fotelach niezmiennie od lat? Na temat pracowników niezbyt zainteresowanych sprawami mieszkańców? Ogromnych kosztów ich działalności i gospodarności, którą trudno zweryfikować? To teraz dodajcie do tego jeszcze przykłady wyłudzeń i próby wmanewrowania członków spółdzielni w długi przez ich prezesów i fakt, że w 2019 r. spółdzielnie mieszkaniowe wybudowały dla członków niewiele ponad 2 tys. mieszkań. A teraz pomyślcie, że to właśnie te same spółdzielnie mieszkaniowe miałyby ratować skompromitowany program Mieszkanie Plus.
Mieszkanie Plus to niewypał - to już wiemy. W kwietniu 2018 r. premier Mateusz Morawiecki obiecywał, że w 2019 r. w budowie będzie 100 tys. mieszkań w ramach tego programu, tymczasem na koniec 2019 r. bilans wyglądał tak, że oddano 867 mieszkań, a w budowie było kolejne 1907.
PiS nie odpuszcza i chce ratować program, a tę misję specjalną dostała Jadwiga Emilewicz, minister rozwoju jako człowiek, który w rządzie cieszy się nie tylko zaufaniem, ale przede wszystkim słynie z kompetencji i jest wysoko ocenianym specjalistą nie tylko przez zwolenników PiS. A to naprawdę dużo.
Pomysły właśnie się wykluwają, co zrobić z trupem, którego trzeba ratować. Dyskusje na ten temat trwają właściwie co najmniej od jesieni 2019 r. Jednym z pomysłów jest większe włączenie deweloperów. Ale to tylko jeden z filarów. Drugim mogłyby być spółdzielnie mieszkaniowe. Tak, te spółdzielnie mieszkaniowe, których Polacy nienawidzą i uważają je za jedną z największych pijawek wolnego rynku. Niedawno „Rzeczpospolita” donosiła, że rząd skłania się ku spółdzielniom.
Falstart spółdzielców
Spółdzielcy już w 2017 roku rwali się, by uczestniczyć w rządowym programie budowy mieszkań. Niestety początki nie były najlepsze.
W kwietniu 2017 r. „Dziennik Gazeta Prawna” ujawnił, że 24 lutego 2016 r. w jednym z mieszkań w gdańskim blokowisku założono spółkę GRI Sp. z o.o., której kapitał zakładowy wynosił 5 tys. zł, a mimo to miała ona aspiracje, by być głównym wykonawcą inwestycji mieszkaniowych z ramienia spółdzielni właśnie w ramach programu Mieszkanie Plus. Nie trzeba dodawać, że spółka GRI nie miała żadnych referencji?
Związek Rewizyjny Spółdzielni Mieszkaniowych RP pisał w tym czasie premier Beaty Szydło, wskazując, jak bardzo potrzebne jest włączenie spółdzielni mieszkaniowych do programu Mieszkanie Plus. Jednocześnie pisał do wszystkich spółdzielni w Polsce:
Tym konsorcjum była oczywiście nikomu nie znana, dopiero co założona spółka GRI. Spółka, która twierdziła (i nadal twierdzi na swojej stronie internetowej), że opracowała „standaryzację projektowo-technologiczną, pozwalającą budować nawet o 50 proc. taniej”.
Imponujące.
Gdyby nie to, że pojawiły się podejrzenia, że GRI to firma krzak, której ma przyjrzeć się CBA.
Czyszczenie wieżowców
Na pewno słyszeliście o czyścicielach kamienic. A o czyścicielach wieżowców? Okazuje się, że w Polsce jest coraz więcej przypadków nielegalnego przejmowania mieszkań z wykorzystaniem źle zarządzanych spółdzielni mieszkaniowych, w których nikt nie ma kontroli nad tym, co się dzieje. Model jest taki: najpierw spółdzielnie się zadłuża (choćby fikcyjnymi długami), obciąża się hipoteki spółdzielczych nieruchomości, spółdzielnia upada, a mieszkańcy, chcąc tratować sytuację, przekształcają mieszkania własnościowe w odrębną własność, nieświadomie biorąc na siebie dług. Tygodnik „Polityka” opisując ten schemat w 2018 r. przestrzegał, że wkrótce ludzie mogą tracić w ten sposób dach nad głową.
Najbardziej spektakularnym przykładem jest historia Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, zarządzającej wieżowcami w centrum Warszawy. Schemat ten sam - zorganizowana próba przejęcia majątku szacowanego na 130 mln zł. Zarzuty usłyszało w tej sprawie 12 osób, w tym prezes spółdzielni.
W sprawę zaangażowała się prof. Ewa Łętowska, przestrzegając, że podobny proceder nadal może kwitnąć w innych spółdzielniach.
– Brutalni czyściciele kamienic to przeszłość. Obecnie ten sam cel można osiągnąć w o wiele bardziej wygodny i elegancki sposób
– mówiła „Polityce” prof. Łętowska.
Nie, to nie dowód na to, że we wszystkich spółdzielniach kradną. To dowód na to, że w wielu z nich nie ma żadnej kontroli, a opinia, że spółdzielnie to poletko do uwłaszczania się może nie być tak daleka od prawdy.
Co właściwie robi spółdzielnia?
Powyższe historie to oczywiście przykłady patologii, nie forsuję tezy, że jest ona wszechobecna. I internautom pozostawiam historie o przeroście zatrudnienia w spółdzielniach i o tym, jak trudno zweryfikować czasem ich gospodarność.
Ale skoro spółdzielnie miałby zająć się budowaniem tanich mieszkań, spójrzmy, jakie mają w tym zakresie doświadczenie i kompetencje.
Obecnie w Polsce działa ok. 3600 spółdzielni mieszkaniowych. Z analizy portalu rynekpierwotny.pl wynika, że w 2019 r. spółdzielnie wybudowały i oddały do użytku 2115 mieszkań. Nie wygląda to dobrze. Właściwie wygląda bardzo źle.
W latach 1995-2000 spółdzielnie budowały 24-25 tys. mieszkań rocznie, a za Gierka 150-160 tys. Ale to już bardzo odległe wspomnienie. Dziś ogromna większość spółdzielni nie ma już takich kompetencji, bo nie wybudowała nic od 20-30 lat.
Spółdzielnie zajmują się co najwyżej remontami nieruchomości, które mają od lat w zasobach, a to jednak trochę za mało, żeby wybudować coś od zera. W tym czasie zmieniły się technologie i normy budowlane.
Zresztą liczba lokali należących do spółdzielni też drastycznie spadła. W 2002 r. zarządzały one 3,4 mln mieszkań, na koniec 2018 r. tylko 2 mln.
Może to jest powód, dla którego trzeba znaleźć spółdzielniom nowe zajęcie, żeby się nazbyt nie nudziły. Ale wtedy nie liczmy na to, że ich pomoc w zakresie ratowania programu Mieszkanie Plus przyniesie rewolucyjną zmianę.