Kasowy PIT miał być rewolucją w prowadzeniu małych firm i cudownym lekiem na problem niepłacących kontrahentów, ale okazał się kompletną klapą. Rząd chce reanimować ten pomysł, radykalnie podwyższając limit przychodów uprawniających do stosowania tej metody rozliczania PIT-u. Poproszeni o komentarz eksperci podatkowi nie widzą jednak większych szans na zwiększenie atrakcyjności kasowego PIT-u, bo główne problemy pozostają.

W wykazie prac legislacyjnych rządu pojawił się projekt ustawy, który ma zwiększyć atrakcyjność kasowego PIT-u. Ministerstwo Finansów i Gospodarki chce z 1 mln zł do 2 mln zł podnieść limit przychodów uprawniających do skorzystania z tego sposobu rozliczania podatku dochodowego przez osoby prowadzące działalność gospodarczą.
Dlaczego kasowy PIT to kompletna porażka?
Przypomnijmy, że kasowy PIT to uproszczona metoda rozliczania podatku dochodowego, która pozwala przedsiębiorcy zapłacić podatek dopiero wtedy, gdy realnie otrzyma zapłatę za usługę lub towar. W teorii brzmi to świetnie i można by się spodziewać, że zdecyduje się na taki układ większość przedsiębiorców. Tak się jednak nie stało, bo są ich tylko setki, ale nie tysiące.
Czy dwukrotne podwyższenie limitu przychodów uprawniających do skorzystania z kasowego PIT-u może coś w tej kwestii zmienić? Bizblog zwrócił się z takim pytaniem do dwojga doradców podatkowych — Małgorzaty Samborskiej z firmy doradczej Grant Thornton oraz Piotra Juszczyka z firmy księgowej inFakt.
W mojej ocenie podwyższenie z 1 mln zł do 2 mln zł limitu przychodów warunkującego możliwość wyboru kasowej metody ustalania przychodów i kosztów nie zwiększy istotnie atrakcyjności tego rozwiązania — mówi wprost Małgorzata Samborska, partner i doradca podatkowy Grant Thornton.
Ekspertka wyjaśnia, że powodów małej atrakcyjności kasowego PIT-u jest co najmniej kilka i faktycznie jednym z nich było ograniczenie progu przychodów do 1 mln rocznie. Samborska zwraca uwagę, że największe zatory płatnicze występują w branżach, gdzie przedsiębiorcy często osiągają dużo wyższe przychody, bo sami ponoszą znaczne koszty, np. w budownictwie, w handlu hurtowym, w przemyśle. Problem polega na tym, że 2 mln zł rocznego przychodu to wciąż o wiele za niski próg.
Wykluczenia i biurokracja
Kolejnym problemem zdaniem Małgorzaty Samborskiej jest to, że kasowy PIT nie jest dostępny dla przedsiębiorców działających w formie spółek, takich jak spółka cywilna czy jawna, ani dla tych prowadzących księgi rachunkowe, co również ogranicza krąg tych, którzy mogą skorzystać. Eksperta zaznacza, że chodzi wyłącznie o PIT, a nie CIT, co z kasowego PIT-u całkowicie wykluczone są spółki kapitałowe.
Co więcej, kasowy PIT można zastosować tylko przy transakcjach z przedsiębiorcami, a to mocno komplikuje rozliczenia w przypadku tych firm, które realizują obroty dla przedsiębiorców i osób fizyczny — tłumaczy ekspertka Grant Thornton.
Samborska wskazuje, że przy wyborze kasowego PIT-u nie tylko przychody, ale i część kosztów trzeba rozliczyć kasowo, a część memoriałowo, czyli tradycyjnie, niezależnie od tego, czy zostały faktycznie otrzymane przez przedsiębiorcę. Ekspertka wyjaśnia, że firmy, które mają takie mieszane grono odbiorców, unikają tego rozwiązania i tu próg przychodów niczego nie zmieni.
Wreszcie metoda kasowa wymaga dodatkowej ewidencji oraz monitorowania momentu faktycznego wpływu środków, co zwiększa koszty księgowe, dla tych, którzy chcą tak się rozliczać. A to oznacza, że wiele małych firm woli nie ponosić dodatkowych kosztów i pozostać przy standardowych zasadach rozliczeń — podsumowuje Małgorzata Samborska.
Więcej wiadomości na temat działalności firm:
Kasowy PIT stosuje jedna na tysiąc firm
Równie krytyczny względem planowanych zmian w kasowym PIT jest Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy w firmie inFakt. Ekspert ocenia, że kasowy PIT skierowany jest do wąskiego grona przedsiębiorców i ograniczony czasowo, a zwiększenie limitu przychodów z 1 mln do 2 mln zł nie zmieni jego zdaniem jego atrakcyjności. Juszczyk dodaje, że w tym roku skorzystało z niego niespełna 1,7 tys. przedsiębiorców, czyli zaledwie promil firm.
Piotr Juszczyk tak niewielkie zainteresowanie tym rozwiązaniem tłumaczy kilkoma powodami. Po pierwsze – kasowy PIT to de facto jedynie odroczenie zapłaty podatku. Po drugie – jego stosowanie wiąże się z dodatkowymi obowiązkami ewidencyjnymi i większymi komplikacjami w księgowości, bo konieczna jest m.in. weryfikacja wyciągów bankowych oraz prowadzenie odrębnej ewidencji dla sprzedaży B2B i B2C. Po trzecie – metoda kasowa dotyczy również kosztów, co wymaga ich bieżącego monitorowania.
Obowiązek podatkowy powstaje w dacie otrzymania zapłaty, co dodatkowo komplikuje wybór odpowiedniej formy opodatkowania. A co, jeśli jesteśmy na skali podatkowej i jednocześnie kumulują się nam płatności? Może się nagle okazać, że „wpadniemy” w drugi próg podatkowy — wskazuje ekspert inFaktu.
A co z ulgą na złe długi?
Według Juszczyka lepszym rozwiązaniem w ramach obowiązujących przepisów mogłaby być ulga na złe długi. Przyznaje, że rozwiązanie to także obarczone jest warunkami – chociażby tym, że nabywca nie może być w upadłości, co często uniemożliwia jej zastosowanie. Uważa, że można by więc „uwolnić ulgi na złe długi z obecnych ograniczeń”. Doradca podatkowy zaznacza, że kasowy PIT też nie daje pełnego bezpieczeństwa, bo to tylko czasowa ulga.
Jeśli kontrahent upadnie, to po dwóch latach i tak nie możemy liczyć na zapłatę. Dziś przedsiębiorcy stracą np. towar, a dodatkowo muszą zapłacić od niego podatek. To brzmi jak kara, ale to niestety codzienność — mówi ekspert.