Pamiętacie, jak PiS rozdał pół miliona mieszkań za darmo? Tym razem już nie będzie tak miło
PiS za pierwszych swoich rządów rozdawał mieszkania za darmo. I to wbrew Konstytucji. W ten sposób rządzący roztrwonili 600-700 tys. lokali. Nie załapaliście się? To dlatego dzisiaj czujecie, że z rynkiem mieszkaniowym coś jest nie tak i ktoś kiedyś miał lepiej. Dekadę później ten sam PiS zrozumiał, że idea spółdzielczego lokatorskiego prawa do mieszkania jest całkiem do rzeczy. Tylko trochę za późno. I teraz nikt już nie wie, co dalej.
Mieszkania za złotówkę to stara historia, ale doskonale pokazuje, że rynek nieruchomości to kuweta za duża dla tego kota, więc kot zupełnie jej nie ogarnia. I nie ogarniał również ponad dekadę temu.
To było tak. Budownictwo spółdzielcze swój szczyt miało w dekadzie Gierka, kiedy w latach 1970-1979 wybudowano 1,26 mln mieszkań, co stanowiło połowę wszystkich domów i mieszkań wybudowanych w tym okresie. Rocznie spółdzielnie oddawały do użytku 150-160 tys. mieszkań.
Potem było już tylko gorzej, ale w latach 90. spółdzielnie nadal budowały jeszcze ok. 25 tys. mieszkań rocznie.
W końcu nie dość, że spółdzielnie niemal zupełnie przestały cokolwiek budować, to jeszcze pozbyły się niemal jednej trzeciej swoich zasobów. I tu dochodzimy do źródła frustracji Polaków.
I nie, nie chodzi mi o to, że dzisiejsi Polacy marzą o spółdzielniach mieszkaniowych jak za Gierka. Raczej o to, że niektórzy jeszcze kilkanaście lat temu załapali się na rozdawanie mieszkań niemal za darmo. Wielu trzydziestolatków to pamięta. A jednocześnie ci sami trzydziestolatkowie nie mogą się dziś usamodzielnić i wiedzą, że przed nimi nie ma innej opcji niż kredyt hipoteczny, który będą spłacać do końca życia, a i tak aktualnie ich na niego nie stać, bo nie mają zdolności kredytowej.
Mieszkania za złotówkę. Zanim TK powiedział stop, Polacy przejęli kilkaset tysięcy lokali
W 2006 r. do spółdzielni mieszkaniowych w Polsce należało ponad 3,4 mln mieszkań. W 2016 r. już tylko nieco ponad 2 mln. Ponad jedna trzecia została sprywatyzowana. Problem polega na tym, w jaki sposób się to stało.
Otóż w 2007 r. nie kto inny, jak rząd PiS, wprowadził ustawę, która miała ułatwić lokatorom mieszkań spółdzielczych ich wykup. Ułatwiła tak bardzo, że proces nazwano wykupem mieszkań za złotówkę, bo ich ceny nie uwzględniały wzrostu wartości od momentu wybudowania lokalu Efekt? Polacy kupowali mieszkanie za 1-2 tys. zł.
Ktoś powie, że przecież wcześniej przez lata w czynszu płacili więcej niż właściciele spółdzielczych mieszkań własnościowych. Tak, ale nikt nie policzył, ile dokładnie. No i nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że dla ogromnej rzeszy Polaków mieszkanie było nagle niesamowicie dostępne, kosztowało tyle, co wakacje nad morzem poza sezonem.
Dzięki ustawie z 2007 r. za grosze zostało wykupionych 600-700 tys. mieszkań. To był gigantyczny proces, który na długo ukształtował wyobrażenia i oczekiwania Polaków o tym, że w zasięgu ręki jest własne mieszkanie.
I to wbrew Konstytucji RP
Jednocześnie, był to zupełnie nielegalny proces. Pod koniec 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że ustawa przekształceniowa jest niezgodna z Konstytucją. Dlaczego? Bo ustawa zmusiła spółdzielnie mieszkaniowe do wyprzedaży majątku znacznie poniżej wartości rynkowej. To było po prostu wywłaszczenie i naruszenie prawa własności.
Czytaj też: Grozi ci wywłaszczenie? Zobacz, co ci się należy
Do tego pojawiał się zarzut dotyczący nierówności wobec prawa – jedni musieli kupować drogo na wolnym rynku, inni z niewiadomych przyczyn dostali ustawowe preferencje. Jedni za taki sam wykup mieszkania przed wejściem w życiem ustawy płacili 40 tys. zł, inni dzięki ustawie dostawali lokal za 2 tys. zł. A jeszcze inni mieli pecha i z powodu bałaganu z czasów PRL-u mieli nieuregulowany status gruntu, na którym stał blok i z wykupu nie mogli skorzystać.
I mimo że TK totalnie rozjechał ustawę o preferencyjnym wykupie mieszkań spółdzielczych, to przedłużył czas obowiązywania tych niekonstytucyjnych przepisów do końca 2009 r., a w praktyce nawet do połowy 2010 r., jeśli ktoś złożył wniosek o wykup jeszcze w grudniu 2009 r. I w ten sposób przytrzymał otwarte drzwi dla nielegalnego i totalnie niesprawiedliwego uwłaszczania na dłużej.
Mieszkanie Plus. Cichy koniec promowania spółdzielczości przez PiS
Czujecie już, jak po latach patrzycie na tę historię z boku, jak włosy stają wam dęba? Dalej się dziwicie młodym, że mają poczucie, że kiedyś było lepiej? To „kiedyś” wcale nie musi oznaczać PRL-u.
No to czas na drugą pointę w tej historii. Mniej więcej dekadę po tym, jak PiS niezgodnie z Konstytucją wyprzedał za bezcen 600-700 tys. mieszkań, uznając, że spółdzielcze prawo do lokalu jest głupie jako relikt słusznie minionej epoki, ten sam PiS zaczął opowiadać, że rozwiązaniem problemu mieszkaniowego Polaków jest popularyzacja spółdzielczego lokatorskiego prawa do mieszkania.
Tak oto powstał hucznie ogłaszany program Mieszkanie Plus. Znacznie mniej huczny jest jego koniec. Za to bardzo przykry. Jak zaledwie w marcu ten roku podliczyła Najwyższa Izba Kontroli, z obiecanych 100 tys. mieszkań, które miały został wybudowane do końca 2019 r. dotąd powstało 15 tys., a kolejne 20 tys. jest w budowie – to stan na koniec października 2021 r.
Klęska jest przytłaczająca. Szkoda, nie będzie czego rozdawać potem za złotówkę. Tymczasem PiS zgubił się w tej kuwecie i już sam nie ma pojęcia, co dalej.