Konflikt irlandzkiego przewoźnika z internetowymi biurami podróży ma zaskakujący finał. Ryanair przez lata serwisy takie, jak Kiwi czy eSky, nazywał „piratami” i „oszustami”. Ostrzegał, że wielokrotnie zawyżają opłaty, skarżył na nie do organizacji konsumenckich. Dziś – jak gdyby nigdy nic - podpisuje kolejne umowy o współpracy.
Wojenka irlandzkiego przewoźnika z internetowymi biurami podróży (tzw. OTA) ciągnęła się latami. Jeszcze w ubiegłym roku Ryanair nie przebierał w słowach i praktyki stosowane przez pośredników nazywał „oszustwami konsumenckimi”, a OTA, czyli portale takie jak Kiwi.com, Lastminute.com, Opodo.com i eDreams.com – „piratami”, o czym pisałam na Bizblog.pl.
Od „piratów” do partnerów
Tego typu serwisy mają wielu zwolenników, bo potrafią znacznie ułatwić planowanie wyjazdów. Wskazują najtańszą, najwygodniejszą i najkrótszą podróż, porównując ofertę wielu linii lotniczych. Na ich praktyki zżymał się jednak Ryanair zarzucając pośrednikom, że ci skanują oferty niskokosztowca, dorzucają prowizję i utrudniają przewoźnikowi komunikację z pasażerami.
Ale w tym roku w polityce niskokosztowca względem OTA zaszły rewolucyjne zmiany. Zaczęło się niewinnie – od umowy z działającym głównie w Irlandii i Wielkiej Brytanii internetowym biurem podróży Loveholidays. Jednak Ryanair szybko przeprosił się z kolejnymi serwisami – w kwietniu ogłosił porozumienie z polskim eSky. Umowę podpisał też z Kiwi, On The Beach, TUI i El Corte Inglés. Nie ukrywa, też, że prowadzi rozmowy z kolejnymi potencjalnymi partnerami.
Więcej o rynku lotniczym przeczytacie w tekstach:
To nie przypadek, że zrządzane przez Michaela O`Learego linie lotnicze zaczęły zawierać umowy miesiąc po tym, jak w grudniu kilka internetowych biur podróży, w tym popularne serwisy takie jak Kiwi i Kayak, niespodziewanie wycofały loty Ryanaira ze swojej sprzedaży. Kłopot w tym, że to, o czym przewoźnik marzył, okazało się mieć dla linii dotkliwe skutki: obłożenie w samolotach spadło, podobnie jak kwartalny zysk. Mimo to Ryanair nie przyznaje się dziś do tego, że to właśnie spadki nakłoniły firmę do zmiany frontu.
Irlandczycy dyktują warunki
Zawsze dużym problemem było dla nas to, że OTA używały botów do przeszukiwania naszej strony internetowej – mówi w rozmowie z Bizblog.pl Alicja Wójcik-Gołębiowska z Ryanaira.
I wyjaśnia, że po takich działaniach strona często była blokowana, co uniemożliwiało pasażerom rezerwowanie biletów.
Drugim większym problemem było to, że internetowe biura podróży narzucały dodatkowe ukryte opłaty na cenach naszych biletów. Pasażer, który kupił bilet Ryanaira miał poczucie, że płacił więcej niż powinien. Płacił więcej za bagaż, płacił więcej za miejsce. A to wszystko było ukryte w kosztach OTA - zaznacza.
Dodaje, że trzecim problemem był brak bezpośredniego kontaktu z pasażerem. Zastrzega, że umowy o współpracy firm podpisuje pod pewnymi warunkami.
Zgodziliśmy się pod warunkiem, że nie będą robić narzutów na naszych usługach. Jeżeli chcą dać opłatę operacyjną, proszę bardzo, ale na zasadzie transparentności. Druga rzecz: nie mogą wpuszczać botów do przeszukiwania naszej strony. I po trzecie: muszą udzielić nam dostępu do danych pasażerskich – mówi Wójcik- Gołębiowska.
Ryanair zarzeka się, że w żaden sposób nie zarabia na współpracy z OTA.