Wyłudzają od niczego niepodejrzewających konsumentów nieuzasadnione opłaty i prowizje za nieistniejące usługi – grzmi Ryanair, który sam ma długą listę opłat dla pasażerów. Irlandzki przewoźnik twierdzi, że rekordzista miał zawyżyć opłatę ponad trzykrotnie. To kolejna odsłona wojny niskokosztowca z pośrednikami.
Popularne serwisy pośredniczące w sprzedaży biletów lotniczych potrafią ułatwić nam życie. Wskazują najtańszą, najwygodniejszą i najkrótszą podróż, porównując ofertę wielu linii. W oka mgnieniu pomagają zaplanować wyjazd, który wymaga wiele przesiadek. Słowem: pokazują wiele możliwości.
Jednak na takie praktyki od lat oburza się Ryanair, który za wszelką cenę chce, żeby bilety kupować wyłącznie przez stronę przewoźnika lub firmową aplikację. Straszakiem dla pasażerów ma być to, że pośrednicy zawyżają ceny i doliczają dodatkowe opłaty, z czego nie każdy zdaje sobie sprawę. Zarzutów jest więcej. Wcześniej lowcost sugerował, że pośrednicy dostarczają liniom niedokładne dane pasażerów, a to spory kłopot w przypadku zarządzania rezerwacją i gdy trzeba się z nimi skontaktować, choćby podczas odwołania czy opóźnienia lotu.
Teraz jesteśmy świadkami kolejnej bitwy w wojnie irlandzkich linii z portalami oferującymi bilety. W rozsyłanym komunikacie Ryanair nie przebiera w słowach i praktyki stosowane przez pośredników nazywa „oszustwami konsumenckimi”.
Ryanair: Nie wierzycie? Spójrzcie!
Niedowiarkom - w zamierzeniu przewoźnika - oczy mają otworzyć przytoczone przez niego oferty. Ryanair wytyka zawyżone stawki wyboru miejsc, a także opłat za bagaż i zamianę lotu, mało tego, w audycie, o który pokusił się lowcost, palcem wskazuje winowajców.
OTA (internetowe biura podróży – przyp. red.), takie jak Kiwi.com, Lastminute.com, Opodo.com i eDreams.com, nadal wyłudzają od niczego niepodejrzewających konsumentów nieuzasadnione opłaty i prowizje za nieistniejące usługi, jednocześnie rażąco zawyżając opłaty za usługi dodatkowe, które są konkurencyjne cenowo na stronie Ryanair.com – twierdzi przewoźnik.
Dowody? Według irlandzkiej linii lotniczej serwis Lastminute.com miał pobierać 23 euro za przydzielone miejsce, które na stronie Ryanaira kosztowało 5.50 euro. Z kolei eDreams.com za zmianę lotu zażyczył sobie dodatkowe 60 euro. Kiwi.com za pierwszeństwo wejścia na pokład i dwie sztuki bagażu podręcznego miało oferować stawkę o 130 proc. wyższą niż na stronie przewoźnika.
W "audycie" lowcostu najmocniej po głowie dostaje serwis Kiwi.com.
Pobierał 24,40 euro za przydzielone miejsce, które kosztowało zaledwie 5,50 euro na stronie Ryanir.com, co stanowi zawyżoną opłatę o 344 proc. !!!! – grzmi przewoźnik.
Więcej o rynku lotniczym przeczytasz w artykułach:
Ryanair czuje się pokrzywdzony
Irlandzkie linie lotnicze, co warto przypomnieć - znane z dość agresywnego modelu działalności, na te bolączki mają oczywiście rozwiązanie. Otóż marzy im się ukrócenie działalności pośredników, a dokładniej "podjęcie działań w celu zapobiegania piractwu internetowemu i rażącej nieuczciwej sprzedaży", do czego nawołują rządy i agencje konsumenckie.
OTA nie tylko bezprawnie pobierają dane ze strony internetowej Ryanair w akcie piractwa cyfrowego, ale także wykorzystują te nielegalnie zdobyte informacje do wyłudzania od niczego niepodejrzewających konsumentów opłat za usługi świadczone przez Ryanair bezpłatnie, lub znacznie zawyżają opłaty za usługi dodatkowe Ryanair, często pobierając od tych niczego niepodejrzewających konsumentów 3- lub 4-krotność ceny Ryanair – zwraca uwagę Michael O’Leary, szef linii Ryanair.
Co zatem wybrać: liczyć się z ewentualnymi konsekwencjami w imię wygody, czy pożegnać się z portalami, które potrafią bardzo ułatwić planowanie podróży? Polującym na okazyjne loty pozostaje dziś jedno - zdrowy rozsądek.