Rewolucja w rachunkach za wodę. Polacy dostaną szału
Rząd wkrótce zajmie się ustawą, która ma sprawić, żebyście przestali kupować w końcu wodę w butelkach, jak zobaczycie, o ile jest droższa od kranówki. Powinniście też przestać urządzać wielkie kąpiele, bo faktura was zawstydzi, pokazując, ile wody zużywacie w porównaniu z sąsiadami. Statystycznymi oczywiście.
Wodna rewolucja nie jest jeszcze przesądzona, bo to dopiero projekt ustawy, który na dodatek od miesięcy leżał w ministerialnych szufladach. Resort infrastruktury zajmował się zmianą przepisów od końca ubiegłego roku, ale to i tak późno, bo ta ustawa ma wdrożyć dyrektywę unijną z 2020 r. To właśnie Unia chce zmian w dostarczaniu nam wody pitnej do domów.
To, co zmieni się dla każdego Polaka, kiedy już nowe prawo wejdzie w życie, to wielkie zmiany w tym, jak będą wyglądały faktury za wodę i ścieki i co będą zawierały.
Koniec ze znikającą wodą
Dostawcy wody przynajmniej raz w roku będą musieli na fakturze albo w aplikacji mobilnej przekazywać informacje o tym, jakie jest roczne zużycie wody w gospodarstwie domowym i jak to roczne zużycie wygląda na tle średniej dla wszystkich gospodarstw domowych w Polsce.
Chodzi zapewne o to, żebyś uzmysłowili sobie, że jakoś inni potrafią oszczędzać wodę i nasze zużycie, jeśli jest większe niż średnia, wcale nie jest takie normalne. No i oczywiście, żebyśmy zaczęli wodę oszczędzać.
Dodatkowo w tej informacji rocznej przeczytamy porównanie pomiędzy ceną litra wody pitnej z kranu a cenami wody butelkowanej. Tak, tu też ma nam się zrobić głupio, że tak przepłacamy, kupując wodę w butelkach.
Więcej o plastiku można przeczytać w Spider’s Web:
Nie macie zaufania do kranówki, dlatego kupujecie butelki? Na to też jest odpowiedź. Ustawa zakłada, że informacje o jakości wody w kranie, jej twardości, stopniu mineralizacji czy ewentualnym przekroczeniu kluczowych parametrów, mamy mieć dostępne na bieżąco w internecie.
Napisałam na początku, że szukają się zmiany również w sposobie dostarczania wody do polskich domów, a nie tylko w informowaniu o tym. I te zmiany to będzie niezły ból głowy dla samorządowców, na który zresztą przyjdzie nam wydać grube miliardy złotych.
Po pierwsze, samorządy będą musiały zidentyfikować osoby, które nie mają dostępu do bieżącej wody lub mają ograniczony do niej dostęp i muszą coś z tym zrobić. Co? Zapewne opracować plan podpięcia tych gospodarstw do sieci wodociągowej.
A będzie okazja na takie roboty, bo i tak szykuje się dużo pracy z tymi już istniejącymi.
52 mld na wodną rewolucję w Polsce
Wiedzieliście, że przy przesyle wody ogromna jej część znika, czyli tak naprawdę się marnuje? W skali całej Unii Europejskiej sprawy wyglądają tak, że aż jedna czwarta wody wysyłanej z ujęć wodociągowych nie dociera do odbiorców? JEDNA CZWARTA!
W Polsce, to według GUS 15,6 proc. Mniej, ale i tym trzeba coś zrobić, bo to przecież 300 mln m3.
No więc plan jest taki: to gminy muszą dokładnie teraz policzyć, ile wody u nich znika podczas transportu siecią od ujęć do gospodarstw domowych i zaraportować ministerstwu. A ministerstwo ma przygotować plan naprawy tych dziur.
Sama naprawa sieci dystrybucji wody pitnej ma nas kosztować 24 mld zł - wynika z wyliczeń resortu infrastruktury. Całość wodnego planu, czyli dostosowanie się do unijnej dyrektywy aż 44 mld zł.
Dla porównania, szacowany przez samo Ministerstwo Finansów koszt wprowadzenia obiecanej w kampanii wyborczej podniesienia kwoty wolnej od podatku na poziomie 60 tys. zł, na którą jak ostatecznie się okazało, nas nie stać, to 48 mld zł - o 4 mld zł więcej niż wodna rewolucja w Polsce. To pokazuje skalę zmian, jakie nas czekają.