Zarząd Poczty Polskiej uparcie twierdzi, że tylko wyraźna redukcja zatrudnienia jest w stanie pomóc spółce, która jest w fatalnej sytuacji finansowej. Obiecuje przy tym odprawy i rekompensaty dla zwalnianych w wysokości rocznej pensji. Ale związkowcy mają w nosie te zapewnienia. Ci z „Solidarności” podkreślają, że na bruku mają znaleźć się w pierwszej kolejności pracownicy zatrudnieni przy obsłudze klienta.
Poczta Polska poważną restrukturyzację zatrudnienia miała przejść już w 2011 r., ale wtedy wyhamowały ją protesty pracownicze. Czy teraz będzie podobnie? Z częścią pracowników spółka nie przedłużyła już umów o pracę z końcem ubiegłego roku. Ale to dopiero początek. W sumie zarząd celuje w zwolnienie ok. 8,5 tys. pracowników. Najpierw proponuje Program Dobrowolnych Odejść, a potem mają nastać zwolnienia grupowe. Pod koniec stycznia zakończyły się konsultacje ze związkowcami w tej sprawie. Wszystkie organizacje związkowe były przeciwne tym planom.
Od lat borykamy się z problemem kolejek w punktach pocztowych, a jednocześnie wciąż zwalnia się pracowników. To nic innego jak działanie na szkodę firmy, czyli jej zwijanie. Zostaniemy wyeliminowani z rynku - przewiduje Wiesław Królikowski, wiceprzewodniczący „Solidarności” w Poczcie Polskiej oraz szef Krajowego Sekretariatu Łączności NSZZ „S”.
Poczta Polska: związkowcy wrócą do strajku?
Program Dobrowolnych Odejść (PDO) w Poczcie Polskiej ma trwać do końca kwietnia br. Ci, którzy z takiej opcji skorzystają, będą mogli liczyć na równowartość 12 pensji. I jak obiecują władze spółki: będą mogli podjąć nową pracę już następnego dnia po złożeniu deklaracji udziału w PDO. Zwolnienia mają dotyczyć w większości pracowników z obsługi klienta: listonoszy i tych z okienek pocztowych.
Wcześniej pracodawca zapewniał, że te grupy pracowników nie zostaną objęte redukcją etatów. Nawet jeżeli zapewnimy odchodzącym pracownikom wysokie odprawy, to co się stanie z tymi, którzy zostaną? Będą musieli przejąć ich obowiązki. A co z dbałością o firmę? - pyta retorycznie Wiesław Królikowski.
Zdaniem związkowców zaplanowana redukcja zatrudnienia bardziej przyczyni się do likwidacji Poczty Polskiej niż do poprawy jej sytuacji finansowej. Przypomnijmy, że kilka miesięcy temu we wrześniu i październiku 2024 r. związkowcy przeprowadzili referendum strajkowe, w którym domagali się 1000 zł podwyżki. Wśród 33 tys. głosujących aż 96 proc. z nich opowiedziało się za taką właśnie formą protestu. Zarząd spółki twierdzi, że takich ruch kosztowałby Pocztę 1 mld 200 mln zł rocznie. Przekonuje też, że PDO skierowany jest przede wszystkim do pracowników administracji i nie wpłynie na jakość świadczonych usług.
Redukcja zatrudnienia ma uratować Pocztę Polską
Już wcześniej wyliczono, że 2023 r. Poczta Polska zamknęła ze stratą na poziomie 745 mln zł. Już jeden PDO uruchomiono w drugiej połowie 2024 r., skorzystało wtedy z niego ok. 900 pracowników.
To jest najbardziej łagodna, z ludzką twarzą, forma redukcji zatrudnienia. I o redukcję zatrudnienia tu chodzi. Po to, by uratować firmę - przekonuje w rozmowie z serwisem PulsHR.pl Joanna Drozd, wiceprezes Poczty Polskiej ds. zasobów ludzkich.
Więcej o poczcie polskiej przeczytasz na Spider’s Web:
Wiceszefowa spółki przyznaje, że w Poczcie Polskiej obowiązują bardzo słabe wynagrodzenia. Zdaniem związkowców ok. 80 proc. zatrudnionych otrzymuje pensję minimalną, a najniższe wynagrodzenie w firmie jest niższe od obowiązującego w kraju minimum o ok. 200 zł.
Pracownicy, którzy zdecydują się skorzystać z PDO, przez kolejne 3 lata mogą korzystać z ubezpieczenia grupowego i oferowanej w Poczcie prywatnej opieki zdrowotnej na dotychczasowych warunkach - obiecuje wiceprezeska Drozd.