Oddajmy etatowcom po 550 zł miesięcznie. Tak będzie sprawiedliwie
Jakieś 2,2 mln Polaków miało płacić składki na ZUS od wszystkiego, co zarabiają, tak jak to robią pracownicy na etatach. Ale rząd się z tego wycofał i zewsząd słyszę tłumaczenie, że to w sumie i tak nie ma sensu, bo te 2,2 mln ludzi wcale nie są poza systemem ubezpieczeń, po prostu mają zwykle inny tytuł do ubezpieczenia. Większej bzdury nie słyszałam, ale skoro chcemy się jej trzymać, należałoby i pracownikom obniżyć składki na ZUS, by płacili je tylko od pensji minimalnej, niezależnie od tego, ile rzeczywiście zarabiają.
Skupmy się od razu, bez zbędnego gadania, na tych wyjaśnieniach, dlaczego rząd rezygnuje z ozusowania umów cywilnoprawnych, mimo że zadanie to wpisane jest do KPO, które trzeba będzie w związku z tym negocjować z Brukselą.
Otóż nie tylko rząd, ale i eksperci przychylni tej decyzji wyjaśniają, że właściwie ludzie, których chcieliśmy oskładkować, są już oskładkowani, więc nie trzeba ich ratować, nie są wypchnięci poza system ubezpieczeń społecznych. Wszystko więc ok. i nic wielkiego się nie stało.
No krew mnie zlewa, bo to stek bzdur i szczyt manipulacji.
Oskładkowanie umów. Czego wam nie mówią?
Ci ludzie, o których mówimy, to ok. 300-350 tys. osób na umowach o dzieło i jakieś 1,9 mln na umowach zlecenie. Łącznie to jakieś 2,2 mln osób.
Jakiś czas temu Sebastian Gajewski, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, wyliczał na przykład, że z tych 300-350 tys. osób na umowie o dzieło tylko dla jakiegoś 1,5 tys. osób te umowy są jedynym źródłem dochodu. Wniosek? Cała reszta jest ubezpieczona z innego tytułu, więc wszystko jest ok.
Więcej wiadomości na temat składek ZUS:
Z umowami zlecenie jest podobnie, mówił o tym dość szczegółowo w Bizblog Jakub Sawulski. Tylko że to właśnie rodzi patologię, że na przykład lekarz (ten przykład to nie przypadek, właśnie w ochronie zdrowia jest to nagminne), pracuje na pół etatu w jednym szpitalu za kwotę równą pensji minimalnej i od tej umowy płaci normalne składki na ZUS, ale ma jeszcze trzy inne fuchy w trzech innych szpitalach na umowie zlecenie, łącznie na 30 tys. zł i nie płaci od nich żadnych składek.
Te 30 tys. zł wcale nie jest przerysowaniem przykładu. Sawulski podkreślał bowiem, że te tzw. zbiegi tytułów ubezpieczeń dotyczą głównie osób zamożnych, bo ich średni dochód to 1,5 średniej krajowej. Średni.
A więc sytuacja dziś wygląda tak: masz kilka umów zleceń albo etat czy kawałek etatu i zlecenia, zarabiasz łącznie 10, albo 20, albo i 50 tys. zł, ale składki na ZUS płacisz tylko od kwoty 4666 zł brutto, czyli od pensji minimalnej.
(Zorientowanym wyjaśniam, że jeśli kwota przekracza średnie wynagrodzenia, płacisz i tak składkę zdrowotną, ale niezorientowani niech nie zwracają sobie tym głowy, bo się pogubią w tej opowieści).
Składki na ZUS w przypadku pensji minimalnej wyglądają tak:
- zarabiasz 4666 zł brutto, czyli 3510,92 zł netto;
- 1002 zł z pensji brutto znika na ZUS;
- nie licząc składki zdrowotnej, na ZUS znika 639,71 zł
To teraz załóżmy, że rząd nie wycofuje się z kamienia milowego KPO i nie rezygnuje z pełnego oskładkowania umów cywilnoprawnych. Wróćmy do tego umownego lekarza, który zarabia 30 tys. zł miesięcznie. Po reformie cała kwota 30 tys. zł musiałaby zostać oskładkowana, co oznacza, że ów lekarz na ZUS płaciłby 4113 zł, nie licząc składki zdrowotnej.
(Nie liczę jej, bo składkę zdrowotna i tak trzeba płacić dziś od umowy zlecenie również po przekroczeniu wysokości pensji minimalnej).
Jedni powiedzą: uff, dobrze, że rząd wycofał się z tej reformy, bo temu biednemu pracownikowi składki wzrosłyby z 639,71 zł do 4113 zł. Przecież to koszmar!
Jak chcecie nieco bardziej przyziemny przykład, to dla zarobków w wysokości 10 tys. zł brutto na zleceniu składki wzrosłyby z 639,71 zł do 1371 zł. Koszmar mniejszy, ale ciągle boli.
Oddajcie pracownikom po 550 zł miesięcznie
Tylko ja na to mówię: skoro państwo uważa, że w sumie to wystarczy, że ci ludzie płacą składki na ZUS jedynie od pensji minimalnej, to dlaczego właściwie nie wystarczy, żeby pracownicy na etacie też płacili składki od pensji minimalnej?
Pytam serio. Oczywista odpowiedź jest taka, że ZUS by się po prostu wtedy zawalił, ale zostawmy konsekwencje, a trzymajmy się jedynie logiki. Przecież to się samo nasuwa - skoro rząd uważa, że jedni mogą płacić składki ZUS jedynie od najniższego wynagrodzenia, powinien również przeprowadzić taką reformę i ulżyć pracownikom na etacie. Dlaczego jedni są gorsi od innych?
Wiecie, jakie miałoby to konsekwencje dla kogoś, kto zarabia średnią krajową na umowie o pracę? Dziś jego składki ZUS (emerytalna, rentowa i chorobowa, bez zdrowotnej) wynoszą 1189 zł, a mogłyby spaść do 639,71 - zostałoby w kieszeni prawie 550 zł więcej miesięcznie.
(Wyliczenia bazują na prognozowanym przeciętnym wynagrodzeniu w 2025 r. - 8 673 zł brutto)
Kuszące? W sumie skoro i tak rozwalamy system ubezpieczeń społecznych, to czy runie prędzej, czy później, to już niewielka różnica.