Nowy podatek od ogrzewania i przymusowe remonty? Nie dajcie się nabrać

Zacznijmy od tych niby nowych podatków. Rzecz w tym, że nadchodzi tzw. ETS2, co oznacza, że za prawa do emisji CO2 będzie musiał płacić nie tylko przemysł, producenci energii i linie lotnicze, jak obecnie, ale również m.in. właściciele domów ogrzewanych węglem, gazem, ekogroszkiem czy olejem opałowym. Zakup tych emisji to będzie dla gospodarstw domowych dodatkowy koszt, stąd prasa nazywa go podatkiem. Ale mniejsza o nazewnictwo.

Niedawno Dziennik.pl wyliczał, że przeciętne gospodarstwo domowe w Polsce emituje około 6 ton dwutlenku rocznie, co przy cenie 45 euro za tonę CO2, o której się spekuluje, wychodziłoby do zapłaty ok. 1200 zł rocznie, czyli 100 zł miesięcznie - to jest ten nowy podatek, który się dla Polaków szykuje. Nie tylko zresztą dla Polaków, ale co nas obchodzą inni. ETS2 ma teoretycznie wejść w życie za dwa lata, ale wchodzi w grę również jego przesunięcie o rok do 2028 r.

Do końca tego roku musimy stworzyć plan, jakie budynki, kiedy i jak muszą zostać wyremontowane w Polsce, żeby były energooszczędne, bezemisyjne i zdekarbonizowane. A muszą być wszystkie do 2050 r. No i tak się już straszymy, że jedynie w ciągu pięciu lat będziemy musieli sobie wyremontować milion budynków - wymienić źródła ogrzewania, ocieplić, wymienić okna, drzwi itd.

Tak, to również budynki prywatne, prawie 800 tys. z nich to domy jednorodzinne, bo dane obecnie pokazują, że ok. 60 proc. budynków jednorodzinnych ogrzewana jest węglem i drewnem, a co czwarty jest zupełnie nieocieplony. Stąd straszenie przymusowymi remontami oczywiście na koszt właścicieli. Po internecie latają już szacunki, że koszt modernizacji domu jednorodzinnego z lat 60. o powierzchni 150-170 mkw. to nawet 300 tys. zł.

Ale plan ten, który pokaże tempo wdrażania dyrektywy budynkowej, która jest częścią Zielonego Ładu UE, może być w ogóle nieprzydatny. I całe to straszenie was też może okazać się na nic. 

Więcej o węglu przeczytasz na Spider’s Web:

Bo może wam umknęło, ale nie jest tajemnicą, że już nie tylko polski premier w Brukseli zaczyna się stawiać, że Zielony Ład to za dużo, że Europa nie może sobie zakładać takich kajdan, bo wszyscy pójdziemy z torbami po tym, jak stracimy konkurencyjność wobec innych gospodarek i zjedzą nas Chiny albo USA albo jedni i drudzy. Już sama Ursula von der Leyen mówi wprost, że Zielony Ład trzeba rzeczywiście złagodzić. A półoficjalnie z ust prominentnych europosłów Koalicji Obywatelskiej słychać wręcz, że do skasowania jest cały system ETS2, a dyrektywa budynkowa co najmniej do rewizji. I to mogą być wręcz hasła na sztandarach wyciągniętych w czasie polskiej prezydencji w Radzie UE.

Czy mają szanse? Nie będą walczyć o to sami, to inicjatywa całej EPP, czyli Europejskiej Partii Ludowej, do której należy KO, a EPP to najstarsza i obecnie największa frakcja w Parlamencie Europejskim. Także nie ma co płakać jeszcze nad mlekiem, które nie dość, że się nie rozlało, to kwestia dojenia krów stoi wręcz jeszcze pod znakiem zapytania.