Zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw było wyższe o 2,6 proc. rok do roku i wyniosło we wrześniu 6386 tys., wynagrodzenia wzrosły w tym czasie o 6,6 proc. do 5084,56 zł brutto – podał w czwartek GUS.
W porównaniu z wrześniem ubiegłego roku, gdy przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej dziewięciu osób wynosiło 4772 zł brutto, zarobki wzrosły o 312,56 zł brutto.
I chociaż płace wciąż rosną i to szybko, to analitycy spodziewali się, że skok będzie większy i wyniesie 7,1 proc.
Eksperci Biura Analiz Makroekonomicznych Banku Pekao wskazują, że wrześniowe dane potwierdzają ustabilizowanie się dynamiki wynagrodzeń, choć na cały czas podwyższonych poziomach. Badania koniunktury wskazują na stopniowe wygasanie presji płacowej, czemu sprzyja malejący popyt na pracę wraz z wyhamowywaniem wzrostu gospodarczego
Dane o wynagrodzeniach wkurzają Polaków jak żadne inne. Dzieje się tak z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze prezentowane kwoty są podawane jako brutto i gdy Kowalski słyszy, że GUS mówi, że ten co miesiąc dostaje prawie 5100 zł, to myśli: oni sobie ze mnie żarty stroją! Bo nawet jeśli zarabia 5100 brutto, to na rękę wychodzi już tylko 3600.
Po drugie Urząd wylicza średnią, a w tym wypadku najwyższe zarobki najlepiej uposażonych Polaków wprowadzają dziki zamęt, co jakiś czas temu ładnie opisał Rafał Hirsch w materiale Polacy dostają szału, jak słyszą, że zarabiają prawie 5000 zł miesięcznie. Aby dane budziły mniej emocji GUS powinien podawać medianę, czyli wartość środkową między najwyższymi a najniższymi zarobkami, ale to już dyskusja na inną okazję.