REKLAMA

Narodowa zrzuta na węgiel. Każda rodzina wysupła 600 zł

Polskie górnictwo słania się na nogach, o czym świadczą wyniki i wydobycia, i sprzedaży. Nie idzie za tym restrukturyzacja zatrudnienia, a pracownicze uposażenia rosną w tempie, którego może pozazdrościć każda inna grupa zawodowa. Ta potężna kula u nogi transformacji energetycznej kosztuje nas wszystkich coraz więcej.

umowa-spoleczna-gornicy-likwidacja-kopaln
REKLAMA

Wydobycie węgla w latach 2007-2008 ani razu nie spadło poniżej 6 mln t miesięcznie. W latach 2010-2014 nigdy nie spadliśmy poniżej 5 mln t. Ale dobre czasy górnictwo ma już za sobą. W 2024 r. (od stycznia do listopada) miesięczna produkcja tylko dwa razy przekroczyła granicę 4 mln t. Bardzo źle idzie też sprzedaż. Licząc od 2007 do 2014 r. ani razu nie spadła w miesiącu poniżej 5 mln t. W 2024 r. dobiła do 4 mln t, tylko raz. 

REKLAMA

Wszystko wskazuje na to, że w 2025 r. osiągniemy mniej niż 50 mln ton zużycia (w 1980 r. Polska wykorzystywała niemal 164 mln ton), a ok. 2040 roku zużycie węgla w Polsce będzie śladowe - szacuje w swojej analizie Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl.

W tym roku każda rodzina dorzuci do górnictwa 600 zł

Jak na tak fatalne wyniki górnictwa reaguje rząd? Ministerstwo Przemysłu niezmiennie upiera się przy podpisanej w maju 2021 r. umowie społecznej, której cały czas oczekują też związkowcy. Przypomnijmy, że sygnatariusze tego dokumentu umówili się, że niezbędna jest notyfikacja Komisji Europejskiej, do czego ciągle nie doszło i tak po prawdzie nie wiadomo, czy jest na to jeszcze jakaś szansa. Tymczasem ta umowa gwarantuje naszemu górnictwu dotowanie kopalń jeszcze przez ćwierć wieku, do 2049 r.

Dotacje czysto teoretycznie, w dokumentach przesłanych do Brukseli, są określane jako „dotacje do likwidacji kopalń”, jednak to bez dotacji, kopalnie zlikwidowałyby się same. W rzeczywistości pieniądze podatników idą na utrzymanie kopalń pomimo, że znaczna część z nich nie jest już potrzebna, bo nie ma chętnych na odbiór węgla, zwłaszcza po tak wysokich cenach - twierdzi Bartłomiej Derski.

Więcej o górnictwie przeczytasz na Spider’s Web:

Co ważne: te dopłaty realizowane są z podatków Polaków. W tym roku 10 proc. z podatku dochodowego każdego pracującego pokryje straty deficytowych kopalń. Przeciętną polską rodzinę kosztować będzie to 600 zł w skali roku, czyli 50 zł co miesiąc. Tymczasem wynagrodzenia w górnictwie stale rosną. W listopadzie 2024, dzięki nagrodom, przekroczyły 18 tys. zł brutto. Warto też przypomnieć, że tylko Polska Grupa Górnicza na wypłatę dwóch świadczeń: Barbórki (grudzień) i 14. pensji (luty) wydaje ponad 700 mln zł.

I tak transformację energetyczną trzymamy na krótkiej smyczy

REKLAMA

Eksperci są zgodni: dalsze uzależnianie Polski od węgla i gazu będzie miało niekorzystny wpływ na bezpieczeństwo dostaw energii, a także jej ceny dla obywateli. Tymczasem cena węgla dla energetyki wyniosła w listopadzie ub.r. ponad 461 zł i cały czas jest zdecydowanie wyższa niż ta obowiązująca przed kryzysem energetycznym. W listopadzie 2021 r. to było raptem ok. 237 zł. Podobnie jest z ceną czarnego złota dla ciepłowni. W przedostatnim miesiącu 2024 r. była ona na poziomie ok. 511 zł. A trzy lata wcześniej, w listopadzie 2021 r. wynosiła tylko 342 zł. 

Faworyzując w ten sposób górnictwo i górników już na samym starcie wyhamowujemy naszą transformację energetyczną, która i bez tego jest w powijakach, czego przykładem jest chociażby zapowiadana od roku nowelizacja ustawy wiatrakowej, żegnającej wreszcie zasadę 10H, która bardzo skutecznie nałożyła przez 8 lat kaganiec na energetykę wiatrową na lądzie. Nic więc dziwnego, że - jak wskazały badania More in Common w październiku 2024 - 44 proc. społeczeństwa uważa, że transformacja energetyczna postępuje zbyt wolno, wobec 17 proc. które twierdzi, że zmiany zachodzą w zbyt szybkim tempie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA