Nie udało im się pogrzebać polskiego górnictwa. Teraz sprawią, że węgiel będzie droższy
Wychodzi na to, że nowe normy jakości dla węgla to dyżurny straszak w naszym kraju. Jeszcze za poprzedniego rządu związkowcy straszyli, że przez te regulacje polskie górnictwo rozkraczy się na środku drogi, trzeba będzie zamykać kopalnie i zwalniać górników. Jak okazało się, że to bujda na resorach, nowe normy jakości teraz straszą już czymś innym. Podobno przez nie w Polsce będzie jeszcze droży węgiel.
Nowe normy jakości węgla chciał już wprowadzić rząd Mateusza Morawieckiego. Tamta ekipa doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nazwa ekogroszek myli konsumentów i powinna jak najszybciej zniknąć z handlowego obiegu. Ale wtedy jakimkolwiek zmianom prawa sprzeciwili się górniczy związkowcy. Mieliśmy przez to zamykać kopalnie i zwalniać górników. I zostało wszystko po staremu. Nic więc dziwnego, że takie argumenty nadal są podnoszone, chociaż przyjęto w tej sprawie już nowe regulacje.
Można mówić tu nawet o 600 mln zł straty w skali roku i według naszych wyliczeń jest to bezpośrednie zagrożenie dla co najmniej 6000 miejsc pracy w perspektywie do 2029 r. - straszył w czerwcu 2024 r. Dariusz Trzcionka, przewodniczący Porozumienia Związków Zawodowych Kadra.
Teraz spółki węglowe wracają do tematu i dalej twierdzą, że przez nowe normy jakości węgla nasze górnictwo może znaleźć się na zakręcie, z którego najzwyczajniej wypadnie.
Normy jakości węgla a straty węglowych spółek
O najnowszych żalach naszych spółek węglowych względem nowych norm jakości węgla - głownie Polskiej Grupy Górniczej (PGG) oraz Południowego Koncernu Węglowego (PKW) - informuje "Rzeczpospolita". Dzięki tym regulacjom do naszych gospodarstw domowych ma trafiać opał wyłącznie spełniający standardy ekoprojektu. To, jak przekonują spółki, wpłynie na sprzedaż węgla w sektorze komunalno-bytowym i wiązać się będzie z wyższą ceną węgla oraz gorszą do niego dostępnością. PGG szacuje, że przez to, że nie będzie mogła sprzedawać już niektórych sortymentów węgla opałowego - zacznie tracić. W 2025 r. - 69 mln zł, w 2026 r. - 131 mln zł, a w 2027 r. - 172 mln zł. Do tego dojdą też inne koszty, np. te związane z konieczną przeróbką wysokogatunkowego węgla.
Nie wszystkie oferowane obecnie produkty spełnią w przyszłości wymagania jakościowe zawarte w rozporządzeniu - stawia sprawę jasno Paulina Mikołajczyk z zespołu ds. strategii i komunikacji PKW.
Nowe normy jakości węgla mają wchodzić w życie stopniowo, podwyższane będą - licząc od obecnego, 2025 r. - co dwa lata, czyli w 2027 r., 2029 r. i 2031 r. W sumie zarówno PGG, jak i PKW szacują swoje dodatkowe koszty w tym czasie na kilkaset milionów złotych.
Cena węgla oderwana od rzeczywistości?
Górnicy kreślą w ten sposób dosyć kiepską perspektywę, w której rodzimego węgla na rynku jest mało i trzeba wspomagać się importem. Przez to ma spuchnąć wyraźnie cena węgla, a najlepszy opał ma być trudno dostępny. Ale nie wszyscy zgadzają się z takim scenariuszem. Łukasz Horbacz, szef Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla (PIGSW), uważa że wzrost cen węgla z tytułu nowych norm jest prawdopodobny, ale nie nieunikniony.
Z jednej strony liczba kotłów węglowych będzie spadać, co wpłynie na kurczenie się popytu, z drugiej strony ceny będą zależały od sytuacji na rynku oraz cen surowca importowanego do Polski - twierdzi.
Prezes PIGSW zwraca jeszcze uwagę na jedno: jego zdaniem ostatnie lata pokazały, że cena czarnego złota u największego producenta węgla opałowego w Polsce, czyli PGG, może być zupełnie oderwana od realiów rynkowych.
Na co pozwalają wielomiliardowe subsydia, jakie największy producent węgla opałowego w Polsce otrzymuje ze skarbu państwa - zwraca uwagę Horbacz.
Polskie górnictwo to studnia bez dna
Lata lecą, zmieniają się rządy, ale polskie górnictwo nadal bardzo chce być traktowane jako nietykalne. To naturalne przecież, że co kilka miesięcy górnicy wyciągają dłonie po podwyżki i premie, a spółki węglowe dostają kolejne miliardy złotych z budżetu państwa. Pal licho topniejącą w oczach produkcję węgla i jego sprzedaż. W 2024 r. (licząc od stycznia do października) wydobycie czarnego złota tylko dwa razy (w styczniu i w październiku) pokonało barierę 4 mln t. Jeżeli chodzi o sprzedaż, ta sztuka nie udała się ani razu. Ale dotowanie nawet tak kulejącej branży stało się już polską tradycję i trzeba ją realizować.
I nawet nowe normy jakości węgla w tym nie mogą przeszkodzić. Bo okazuje się, że działania w kierunku walki z duszącym całą Polskę smogiem i greenwashingiem są dla spółek bardzo kosztowne. Trzeba zamawiać nowe worki, nowe naklejki, zmieniać linie produkcyjne. To oznacza dla naszych spółek węglowych dodatkowe obciążenie finansowe i - tak górnicy lubią straszyć najbardziej - odbije się to też na klientach indywidualnych. Będą mieli droższy i gorzej dostępny węgiel.
Więcej o normach jakości przeczytasz na Spider’s Web:
Bardzo żałuję, że w ten sam sposób co o obciążeniach wynikających z nowych norm jakości węgla, nie rozmawiamy też o poziomie zatrudnienia w polskim górnictwie, które - zwłaszcza ostatnio - ma się do wyników produkcyjnych sektora, jak pięść do nosa. W październiku 2024 r. w górnictwie węgla kamiennego zatrudnionych było 74576 osób. Mniej więcej połowa to etaty w PGG, która tylko na dwa świadczenia pracownicze, czyli Barbórkę (grudzień) oraz nagrodę roczną, 14. pensję (luty) wydaje ponad 700 mln zł. Czyli mniej więcej tyle, ile kosztować ma dostosowanie się do 2031 r. do nowych norm jakości węgla.
Ale żadnych rozmów o restrukturyzacji zatrudnienia nie ma. Wiadomo: rząd boi się palonych w Warszawie opon, a też nie pomaga kalendarz polityczny z wyborami prezydenckimi w maju br. Znacznie łatwiej i przyjemniej jest narzekać na koszty związane z nowymi normami jakości węgla. Może ktoś się w rządzie ulituje i te regulacje jeszcze dodatkowo opóźni?