Ban na najem krótkoterminowy. Czas, by polskie miasta poszły w ślady Nowego Jorku i Barcelony
Wszyscy już zapomnieli o tej pladze, bo pandemia miała ponoć wszystko zniszczyć, a okazuje się, że najem krótkoterminowy odrodził się jak feniks z popiołów. Dawno nie miał się tak dobrze, takich kokosów nie było od Euro 2012. Czy politycy to widzą czy tylko partia Razem nie ma klapek na oczach i walczy o ograniczenie zarobków z mieszkań na doby do 6 tys. zł rocznie?
Najem krótkoterminowy przed pandemią postrzegany był w wielu krajach jako ósma plaga egipska zaraz po żabach, komarach, szarańczy i śmierci pierworodnych. Dlaczego? Bo mnożył się jak króliki, zabierając normalnym ludziom miejsce do życia. W Amsterdamie liczba ofert najmu krótkoterminowego z 4,5 tys. w 2013 r. wzrosła do 22 tys. w 2017 r. W zabytkowej dzielnicy Lizbony już ponad połowa mieszkań to lokale udostępniane na doby turystom.
Polski ten boom też nie ominął. W Krakowie między 2014 a 2017 rokiem liczba ofert najmu krótkoterminowego wzrosła dwukrotnie. Albo od innej strony. W typowo turystycznych miastach jak Hel, Kołobrzeg czy Szklarska Poręba, ponad 30 proc. zasobu lokalowego to pustostany. Oczywiście gros z nich nie stoi pusta, a załadowana jest turystami.
Albo jeszcze inaczej. W centrum Warszawy jeszcze przed pandemią mieliśmy ponad 18 tys. niewykorzystanych, profesjonalnych noclegów, udostępnianych na Airbnb. Niewykorzystanych, bo to normalne, że lokale służące najmowi krótkoterminowemu przez 70 proc. czasu stoją puste. To zwyczajne marnowanie zasobów mieszkaniowych.
I po co? Po to, żeby swoje zarabiała bardzo wąska grupa wyspecjalizowanych przedsiębiorców z dużym kapitałem. Bo może nie wiecie, ale prawie 60 proc. ofert na Airbnb to oferty wystawiane przez osoby oferujące min. cztery mieszkania. A jednocześnie 60 proc. przychodu z Airbnb trafia do 5 proc. gospodarzy, czyli grona 200 osób.
Przy okazji dodam, że w owych przedpandemicznych czasach świat się na to strasznie wściekał. Nowy Jork zupełnie zakazał najmu krótkoterminowego, Barcelona zakazała wprowadzenia nowych ofert ścisłym centrum miasta, a Paryż i Londyn określił maksymalną liczbę dni w roku, przez jaką można wynajmować krótkoterminowo mieszkanie odpowiednio na 120 i 90 dni.
A Polska?
Polska się czasem odgrażała, że ureguluje najem krótkoterminowy, ale przyszła pandemia i poniosła się wieść, że właściwie nie ma czego regulować, bo ta gałąź gospodarki pada. Wszyscy więc dali sobie spokój.
Ale czy na pewno padła?
Polskie Stowarzyszenie Wynajmu Krótkoterminowego niedawno podawało, że w 2019 r. mieliśmy w Polsce 35 tys. aktywnych obiektów noclegowych oferowanych w ramach najmu krótkoterminowego. A potem to nie wiadomo, co z rynkiem zrobiła pandemia, ale na pewno jest mniej. Do zaorania raczej nie doszło, bo badania dr Czesława Adamiaka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu pokazują, że w lipcu 2021 r. na platformach Airbnb i Vrbo było oferowanych 31,8 tys. mieszkań turystycznych, a w tym wyliczeniu nie ma Booking.com, a więc najpopularniejszej platformy.
Na te badania powołują się posłanki Razem, które w listopadzie 2022 r. pokazały wstępny projekt ustawy, który w najem krótkoterminowy miałby uderzyć. Jak? Niemal zupełnie go likwidując. Krótko mówiąc, pomysł jest taki: zupełny zakaz wynajmu przez firmy, do tego jedna osoba może wynająć tylko jeden lokal, a roczny limit przychód z tego tytułu to 6156,25 zł - ledwo ponad 500 zł miesięcznie.
No dobra, to dopiero pomysł, limit można by podwoić albo zupełnie znieść i zastąpić, jak na Zachodzie, określeniem maksymalnej liczby dni w roku, przez jakie można lokal wynajmować krótkoterminowo. Ale rzecz w tym, że Razem jako jedyne jeszcze w ogóle interesuje się tym rynkiem najmu, podczas gdy wszyscy inni o nim zapomnieli. A w tym czasie gospodarze wcale nie gryzą ziemi, ale mają się jak pączki w maśle.
Czytaj też: Umowa najmu mieszkania - co powinna zawierać?
Lepiej niż teraz było tylko na Euro 2012
„Rzeczpospolita” pisała niedawno, że najem krótkoterminowy się odradza. To właściwie trochę przy innej okazji, gazeta nie robiła z tego wielkiego halo, raczej pisała, jaki to znów doskonały interes, a przecież idzie majówka.
Tomasz Burcon, ekspert „Mieszkanicznika” i prezes Apartments Possession przyznał, że na rynku najmu krótkoterminowego bardzo dobry był już 2022 r., a „w wakacje w Trójmieście padały rekordy, sprawiając, że ubiegły rok był najlepszy od Euro 2012”. Te rekordy dotyczyły zarówno obłożenia lokali jak i wysokości stawek. Jednym słowem po pandemii w najmach nie ma śladu. I co, serio nikt tego nie zauważył, że plaga się odradza i czas wrócić do dyskusji o regulacjach?
A może panikuję i stawki rosną, bo mieszkania zniknęły, przenosząc się na rynek najmu długoterminowego - czyli to dobrze? Bujda na resorach. Bartosz Turek, główny analityk HREIT twierdzi, że w siedmiu największych miastach (Warszawa, Wrocław, Kraków, Poznań, Gdańsk, Gdynia i Łódź) oferta lokali niemal zupełnie się odbudowała po krachu covidowym i liczba lokali na wynajem krótkoterminowy jest dziś może o 5 proc. mniejsza.
Czas pogadać na serio o tym, co tam Razem trzyma w szufladach.